Kozel
-
„Konkurenci się pani pozbyli” Jacka Galińskiego to już czwarta część serii, która szturmem podbiła serca czytelników. Główną bohaterką wszystkich tomów jest Zofia Wilkońska – krzepka staruszka, obdarzona wszelkimi przywarami, jakie tylko można wyobrazić sobie w kontekście takiej właśnie osoby. Oprócz wad i upiornego stylu bycia ma ona jednak bystry umysł i to między innymi on wprowadza ją w tej opowieści w świat wielkiej, choć rodzimej, polityki.
Wcześniej zapoznałam się z pierwszą częścią cyklu, pod wdzięcznym tytułem „Kółko się pani zepsuło”, i – szczerze mówiąc – całkowicie zniechęciła mnie ona do kolejnych powieści. Humor wydawał mi się wymuszony i toporny, a starsza pani, dla mnie luźno inspirowana bohaterką książek Joanny Chmielewskiej, przerysowana w negatywnym sensie tego słowa. Tymczasem „Konkurenci…” to całkiem miła odmiana, która jednocześnie obrazuje zmianę stylu pisarskiego. Galiński zdecydowanie zyskał na sprawności, a sformułowania i metafory wymyślane przez seniorkę – wcześniej tak irytujące – zdecydowanie cechuje lepsza jakość. Do moich ulubionych zaliczam wypowiedź o skręcaniu karku ludziom bez kręgosłupa.
Kolejny plus, który wypada postawić przy tym tytule, to konsekwencja w kreowaniu głównej bohaterki. Zofia bowiem, mimo że staje się zdecydowanie bardziej strawna jako postać literacka, pozostaje sobą. Jest tak samo arogancka, wścibska i zadufana, a jednocześnie przepełniona nienawiścią i nieżyczliwością do otaczających ją ludzi. Nie razi jednak aż tak bardzo jak w pierwszej odsłonie… Być może po prostu tymi cechami charakteru idealnie wpasowuje się w świat polskiego parlamentu, do którego trafia jako przedstawicielka Partii Emerytów. Momentami Wilkońska staje się nawet bardziej ludzka i empatyczna niż jej otoczenie. Konkurencję ma jednak sporą. To między innymi posłanka Bobek, ewidentnie stylizowana na Krystynę Pawłowicz, agent Tomeczek czy ktoś, na kogo wołali „Prezydent”. Pewnie dla żartu. Może lubił ser. Nie sposób pomylić tych postaci z kimkolwiek innym – zabiegi są tu mało subtelne. Za tę dosłowność drobny minus.
Podobnie jak w przypadku poprzedniej części, i w tej mało jest kryminału. Nie rozumiem w zasadzie, dlaczego te książki określane są mianem komedii kryminalnych, co sugeruje skojarzenia ze wspomnianą wyżej Chmielewską czy Rogozińskim. Owszem, w „Konkurentach…” są zwłoki, ale nie do końca wiadomo, czy stanowią one efekt zbrodni, a sama główna bohaterka do połowy fabuły kompletnie nie interesuje się tym tematem. Kiedy już bierze sprawy w swoje ręce, natychmiast wpada na rozwiązanie. Więcej jest tu polityki, która nieuchronnie prowadzi mnie do refleksji na temat przyszłych interpretacji.
Czy „Konkurenci się pani pozbyli” wraz z upływem kolejnych lat będą powieścią odbieraną jako parodia, satyra, a może przeciwnie – to, co dla dzisiejszego czytelnika jest tak łopatologicznie wyłożone, dla kolejnych roczników nie będzie już zrozumiałe? Tego nie wiem, osobiście jednak stawiam duży znak zapytania przy intencji autora, który lubi podkreślać, że pod zabawną, strawną formą – jako fan Pilcha – przemyca coś, co jest ważne i głębsze.
Osób, które czytały wszystkie poprzednie części z przyjemnością, prawdopodobnie nie trzeba specjalnie zachęcać do lektury. Jeśli natomiast komuś nie przypadła do gustu pierwsza odsłona, istnieje spora szansa, że tom czwarty pozostawi po sobie lepsze wrażenie. Ewentualne plusy znajduję przede wszystkim po stronie warsztatowej i językowej. Świat przedstawiony i typ zastosowanego humoru nie odbiega natomiast znacząco od tego, co można było zaobserwować wcześniej.