Agnesto
-
Kielich codzienności wymaga napełnienia. Wręcz powinien być pełen tego, co lubimy, co nam sprawia radość, co nas przenosi w krainę marzeń, ale – nie tylko – i tęsknot oraz bólu, bo to nieodłączne części życia. Dlatego warto kolekcjonować łupinki szczęścia i drobinki uśmiechu, bo to w końcu kielich z koktajlem naszego przepisu. Dodam szybko, że autorskiego. Dlatego wyjątkowe chwile wycinam nożyczkami, malutkimi, wycinam z wielkiego rysunku. To rysunek zrobiony na wielkim bristolu, pełen detali, które przykuwają uwagę, dlatego ich skrupulatnie obcięcie drobnymi nożyczkami, wycięcie każdego szczegółu stanowi dla mnie wyjątkowy czas. Czas intymny i jakże osobisty. To czas poza czasem. Brzmi bajkowo? Może tak, ale obrazowo i jasno. Na takich wycinankach przyłapała mnie książka-nie-książka „O siedmiu krasnoludkach, które nigdy nie spotkały królewny Śnieżki” piór pani Eweliny i pana Janusza. Duetu wybornego – pysznego, jak najsłodszy deser dla małolatków i stulatków jednocześnie. Do pucharka można wsunąć wiele rurek i ciągnąć, i ssać, i pić zachłannie lub powoli, czasem nawet wdmuchiwać bąbelki powietrza i robić w kielichu sztorm. A to wszystko zaczęło się wygodnego krzesła, pióra w ręku i zeszyty, ba – pamiętnika wspomnień, a wszystko razy dwa. Bo jest i ona i on, Ewelina i Janusz. Pisanie stanowi magię, jaka ich tu połączyła. Pisanie i uśmiechanie się do babć ze zdjęć, do dorosłych już dzieci i do siebie nawzajem. „O siedmiu krasnoludkach...” jest książką, do której bajki powstały naprzemiennie, oczywiście pierwszeństwo dając kobiecie, a na mężczyźnie kończąc. Etykieta zachowana, czego bardzo przestrzega pan Janusz Wiśniewski, bo to właśnie on – ten Wiśniewski (!) od „Samotności w sieci”, czy od wspaniałego „Bikini” - to właśnie on jest współautorem tych opowiadań. Jego kumplem po fachu zaś jest obecna żona, Ewelina Wojdyło.
Małżeństwo napisało opowieści, bajki prawie, które można byłoby sądzić, stanowią inne wersje znanych bajek braci Grimm, czy samego Andersena z nutą dickensowskiej scenerii. Nic bardziej mylnego. To opowiadania z dzieciństwa, autentyczne i na wskroś prawdziwe. Niezapomniane do dziś. To historie ich samych i ich rodzin. To historie z przeszłości, które ciągle gdzieś w sercu tkwią i wywołują melancholię. A wszystko ma swój początek przy stole... stole wielkanocnym. Potem jest pies Fart, co ma fata, że trafia do tak ukochanej rodziny (choć można mniemać, że to raczej owa rodzina ma farta, że trafił do nich Fart). Jest i psiak Azor słuchający grzechotki i będący najlepszym opiekunem dziecka. Jest i tablica pełna słońc przeżółtych i dwie wersje bajki o krasnoludkach, bo i bez Śnieżki brzmi zachwycająco. Jest wysoka jak tyczka ciocia Marysia i jest polowanie o poranku na groźne bizony. Jest różowy kocyk w niebieskie słoniki i pociąg z drewnianych klocków. I są pyszne lody na niebie i babunia Halinka, która nocuje w szałasie. I są marzenia – bo to o nie walczy cały świat. To one budują nas, ludzi. To one często wskazują nam właściwą drogę. To one dają nam uśmiech i radość, satysfakcję z siebie. Marzenia dzieci, dorosłych, starców. Marzenia warto mieć i realizować. Warto po nie sięgać, ale i zbierać spod nóg, jak rozsypane koraliki. Ta książka nam o nich przypomina. Puk, puk – słyszysz przewracając kolejne przeczytane strony. Puk, puk – krąży echo, gdy zatapiasz się w rysunkach. Puk, puk – pukają wspomnienia i marzenia sprzed lat. Czytając „O siedmiu krasnoludkach...” decydujesz się na teleportację do własnych lat dzieciństwa. Ale wycieczka ta zmusza do samozadumy. Gdzie zagubiło się to dziecko w tobie?
Do tej książki z pewnością będzie miło powrócić i po latach. Otworzyć na jakiejkolwiek stronie, zanurzyć nos w opowieści, rzucić okiem na rysunki i od razu przypomnieć sobie o czy jest. Ba, ponownie się nią zachwycisz. Jej kolorami, precyzją rysunków, zapachem stron i samym sobą też. Odurzysz się nią. I to jest w niej piękne.I choć teksty nie są specjalnie „dobre stylistycznie” to jednak warto poczytać, zatrzymać się i uśmiechnąć. Uśmiechnąć choćby tylko do papierowego słońca przyczepionego do tablicy korkowej.
Piękne wydanie.