Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Pierścienie Saturna

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Pierścienie Saturna | Autor: W.G. Sebald

Wybierz opinię:

Doris

 „Pierścienie Saturna” W. G.Sebalda to opowieść – wędrówka, a właściwie zbiór różnych opowieści, reminiscencji, dygresji, jakie nasuwają się autorowi w trakcie jego marszu przez bezdroża hrabstwa Suffolk. Monotonny, jakby zszarzały krajobraz sprzyja zagłębieniu się  we własne myśli i refleksji nad światem, Bogiem, a w końcu nad sobą samym. Nad tym, co było i nad tym, co może jeszcze się wydarzyć. Rozmyślania te nie napawają Sebalda optymizmem. Wokół widzi puste ulice, wymarłe plaże, zabite deskami witryny sklepów. Wędruje pieszo i całymi kilometrami nie napotyka na swojej drodze żywej duszy. Odnosimy wrażenie, że Sebald jest ostatnim ocalałym człowiekiem przemierzającym bezkresne szlaki opustoszałego, zatrzymanego w pół oddechu świata. Równina ciągnie się po horyzont. Wzrok rejestruje pozostałości po chylących się ku ziemi, dawno już niezamieszkałych budynkach. Gdzieniegdzie samotny wiatrak zaskrzypi boleśnie, poskręcana wierzba smętnie zaszeleści. Na opuszczonej stacji nie zatrzyma się już ani jeden pociąg. To jakby „pomniki jakiejś zamarłej cywilizacji” zastygłe w głuchym milczeniu. Zaniedbane, odrapane, zmurszałe. Na takie właśnie ślady zniszczenia, rozpadu zwraca uwagę raz po raz. Mamy więc obraz postępującej erozji brzegów Dunwich, co skutkuje cyklicznym wdzieraniem się wody w głąb lądu, podmywaniem domów i magazynów, które porwane wezbraną falą spływają w dół, do morza. Albo zapadający w pamięć opis postępującego zaniedbania okazałego niegdyś domu państwa Ashbury, w którym autor zatrzymał się na kilka dni. „Szyby okienne w pozamykanych pokojach ślepły za frędzlami pajęczyn, plenił się grzyb, w ślad za robactwem zarodniki rozchodziły się po całym domu, na ścianach i sufitach występowały monstrualne gąbczaste wykwity w kolorze brunatnofioletowym i czarnym, nierzadko wielkie jak krowi łeb”. Prawda, że oddziałuje to na wyobraźnię czytelnika? Jest to także jakże wymowne podsumowanie kondycji, w jakiej znalazła się ówcześnie Irlandia.

 

I tak jak Saturn połykał własne dzieci, tak czas połyka stopniowo cały blask i świeżość nowości, pokrywając je stężałą warstwą zużycia. Myślę, że Sebalda w pewnym stopniu fascynowała ta brzydota degeneracji. Tak jak fascynowało go przemijanie, czego przecież była świadectwem. Nieprzypadkowo w tytule mamy Saturna, którego grecki odpowiednik – Kronos, władał czasem. „Na każdej nowej formie kładzie się cień zniszczenia”. „Na opium upływającego czasu, pisze, nie ma lekarstwa”.

 

W trakcie swojej wędrówki Sebald widzi i fotografuje puste krajobrazy, puste ulice. Ten krajobraz staje się w pewnym sensie pełnoprawnym bohaterem książki. Tak jak stał się nim czas. Zabrakło zaś człowieka. Nawet widok z okna samolotu – budynki, siatka pól, trakcja elektryczna, poplątana wstążka dróg – dzieła ludzkich rąk – pozbawiony jest oznak życia, jakich przydaje mu człowiek. Ludzi jednak nie widać, „jakby ludzie nie istnieli, jakby istniało tylko to, co stworzyli i w czym się chowają”. Tekst ilustrują wymowne fotografie – dokumentacja pustki po człowieku. Te elementy krajobrazu czy architektury łączy brak ruchu, melancholijna stagnacja, brak witalności i dynamizmu, jakie wnosi jednostka ludzka. To tęsknota za uosobioną obecnością, wyczekiwanie na nią.

 

Pustce dzisiejszego krajobrazu przeciwstawia Sebald pulsujące życiem wiejskie dworki, wytworne, pełne kuracjuszy nadmorskie uzdrowiska, gorączkowe, hałaśliwe polowania z nagonką, jakie miały miejsce przed I wojną światową. To okres, który darzy szczególnym sentymentem. Okres rozkwitu gospodarki, kiedy to ludzie przedsiębiorczy nie wahali się realizować swoich marzeń. Kwitł przemysł, handel, budowanooszałamiające rezydencje. Wędrujemy wraz z Sebaldem przez malowniczy wiek XIX, zapuszczamy się w początki XX. Czujemy podskórnie tę energię i pęd ku nowoczesności, ten rozmach i szeroki gest. Bo „Pierścienie Saturna” to fascynująca podróż przez czas, przez historię, przez dzieje człowieka i cywilizacji, jaką tworzył. I jaką też niszczy nieustannie w bezmyślny, według Sebalda sposób.

Wokół jądra czasu – tytułowego Saturna, czy może raczej wokół centralnej postaci człowieka, jako czynnika sprawczego, krążą pierścienie wspomnień. Podobnie jak te kosmiczne – nietrwałe, ulotne. Napływające, wciąż nowe, wypierają te starsze, spychają je w niebyt. Chyba, że utrwalimy je na piśmie, zatrzymamy w kadrze, czy choćby ustnie przekażemy dalej, aby trwały jak najdłużej. Tak Sebald sięga chociażby do wspomnień Diderota, Chateaubrianda, Flauberta czy Josepha Conrada. Zapisane w formie pamiętników czy listów przetrwały i są świadectwem ludzkiej myśli. Sebald często przywołuje formę labiryntu jako symbolu ludzkiego umysłu. Podobnie jak zawikłane ścieżki labiryntu, tak skomplikowane meandry wspomnień wiodą nas w różne zakątki pamięci. Przemierzamy je nieustannie „aby szukać śladów czasu, który nam się wymknął”. Tak też przemierzając drogi wschodniej Anglii Sebald sięga wspomnieniami zarówno daleko, jak i całkiem blisko, wydawałoby się w sposób chaotyczny. Przywołuje na myśl to Chiny za niepodzielnych rządów cesarzowej Cixi, to bitwę pod Waterloo albo Kongo króla Leopolda, albo lata II wojny światowej i czystki etniczne na Bałkanach, w których z rąk chorwackich ustaszy śmierć poniosło 700 tysięcy serbskich, bośniacki i żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci. Wspomnienia nasuwają mu fotografie albo mijane krajobrazy. Jednak, choć zdają się one bezładne i często przybierają formę szkatułkową, rozbiegają się w różne strony, to jednak wszystkie szufladki tej szkatułki domykają się płynnie, tworząc spójną całość, co oko czytelnika bez trudu dostrzega. U Sebalda refleksja nad jednym elementem krajobrazu płynnie przechodzi w następną, w miarę jak przesuwa się jego wzrok. Z jednej myśli wypływa następna, aby zaraz przejść w kolejną, równie ciekawą. Zdumiewające, z czym może skojarzyć się obraz stada śpiących świń czy przygiętego wiatrem drzewa. Nigdy nie wiemy, czy wyruszymy z autorem w jego przeszłość, czy też w podróż drogą bohaterów literackich, a może sięgnie on do wspomnień  spotkanych na swojej drodze ludzi czy do wyczytanych gdzieś ciekawostek. Nigdy jednak nie będą to refleksje błahe.

 

Autora interesuje świat i człowiek, życie i śmierć, pamięć i przemijanie, tworzenie i rujnowanie. I stosownie do tego przeważa nostalgiczny, pełen liryzmu nastrój, nieśpieszny i powściągliwy. Akcji w powieści brak, ale niezwykle ciekawe dygresje, sprawiające nam ciągłe niespodzianki, powodują, że tracimy poczucie upływającego czasu. Skłaniam głowę w podziwie przed erudycją Sebalda. Długie, wielokrotnie złożone zdania nie przeszkadzają w podążaniu za myślą autora. Są starannie przemyślane, bogate w treść, wycyzelowane. Można rzec, że Sebald zabrał nas w fascynującą podróż przez czas i historię, w pielgrzymkę w głąb dziejów myśli ludzkiej. Wędrówka po zakamarkach tego labiryntu za rozsnutą przez niego jedwabną nicią wyobraźni to prawdziwa przyjemność i niesamowita satysfakcja intelektualna.

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial