Doris
-
„Internat” Serhija Żadana to proza mocna i poruszająca. Poruszająca tym bardziej, że traktuje o wydarzeniach, które teraz, dziś, dotykają takich jak my, zwykłych ludzi: lekarzy, nauczycieli, kolejarzy, uczniów. A mają miejsce tuż obok, za naszą wschodnią granicą, w ukraińskim Donbasie.
Z dnia na dzień spokojny świat mieszkańców małej kolejarskiej mieściny, gdzie nawet diabeł mówiąc dobranoc ziewał z nudów, rujnuje wojna. Wojna, której wielu, z głównym bohaterem na czele, nie rozumie i chciałoby nie dostrzegać. Ale jak długo można nie zauważać tego, że wokół powstają posterunki kontrolne, gdzie co chwila „należy oddać dowód i czekać, aż twój kraj kolejny raz przekona się o twoim posłuszeństwie wobec prawa”, że w salach szkolnych obok plansz z przekrojem paproci i mapą geograficzną Europy widnieją dziury po pociskach, że na ulicach zamiast zapachu pieczywa czy ozonowej wilgoci po burzy czuć spaleniznę.
Pasza, główny bohater książki, dotychczas wycofany z życia, schowany głęboko we własne wnętrze, unikający nie tylko wyrażania głośno swojego zdania, ale wręcz nawet formułowania go w myślach, musi nagle stawić czoła rzeczywistości. Działania wojenne przybierają na sile. Front się przesuwa, zbliża się do części miasta, gdzie znajduje się internat dla uczniów. Jednym z uczniów jest Sasza, nastoletni siostrzeniec Pawła. Lada dzień znajdzie się niebezpiecznie blisko działań wojennych. Pasza musi sprowadzić go do domu.
I tak zaczyna się pasjonująca powieść drogi, wiodąca czytelnika poprzez zgliszcza martwego miasta, gdzie trudno „cokolwiek rozpoznać – mieszkania bez głosów, ulice bez światła, place bez ptaków”. Ale też podróż przez meandry ludzkiej psychiki, tak zaskakujące, niepojęte. Sytuacje ekstremalne zawsze są probierzem ludzkich postaw. Obserwujemy więc różne reakcje, od podłości, okrucieństwa, przez rozpacz, bezradność, po bohaterski opór w obronie godności własnej lub bliźniego.
Możemy też śledzić stopniową przemianę wewnętrzną Paszy, dojrzewanie w nim odwagi, determinacji, rodzenie się odpowiedzialności. Są sytuacje, kiedy nie da się stać z boku. Pasza budzi się z letargu, w jakim pozostawał przez 35 lat swego życia, gdy słyszy „Pan jest tutaj jedynym mężczyzną”. Z początku odnosimy wrażenie, że z nich dwóch to chłopiec jest dojrzalszy, bardziej zdecydowany, skłonny do działania. Autor pozwala nam obserwować kolejne etapy przemiany zachodzącej w Pawle. Kibicujemy jego wzrastaniu, prostowaniu się, umacnianiu, które jego samego zadziwia, tak jest niespodziewane.
W powieści częstokroć natykamy się na niepokojące zderzenie dwóch rzeczywistości – grozy wojny i złudnego bezpieczeństwa pokoju. Granica między nimi jest płynna, ciągle się zmienia. Front się przesuwa – „od południa, od strony miasta cały dzień od rana pojedyncze wybuchy – czasem intensywniejsze, czasem rzadsze. Echo rozchodzi się w powietrzu, zimą akustyka jest wykrzywiona, trudno pojąć, skąd leci, gdzie spada. Świeże powietrze, zapach wilgotnych drzew, napięta cisza. Tak cicho bywa tylko wtedy, kiedy wszyscy milkną i zaczynają słuchać”. To czas pomiędzy. Pomiędzy normalnością i grozą. Bo za chwilę ta cisza może przerodzić się w huk. Cisza jest ważnym elementem budowania napięcia, wzbudza w nas lęk i każe spodziewać się … no właśnie… czego? Autor pisze: „ta cisza jest taka, jakby ktoś wyszedł i już za chwilę miał wrócić”. Niepokojąca, złowroga, bo „Strach to rzecz niewidoczna, ale wszechogarniająca”. I tak właśnie Serhij Żadan ukazuje nam makabrę wojny. Poprzez brak wyraźnego jej opisu. Poprzez nieobecność. Nieobecność ptaków w mieście. Nieobecność dzieci w opustoszałym przedszkolu. Nieobecność uczniów i nauczycieli w internacie, w którym dopiero co przecież byli. Zostaje po nich pustka. Porzucone w pośpiechu przedmioty, przestrzelony kulami płaszcz wuefowca. Pozostaje pustka i lęk. Lęk przed otwarciem kolejnych drzwi. Albo dzwonek telefonu rozlegający się przy ciele martwego sapera. Codziennie za dziesięć ósma rano. Przypomina nam, że gdzieś, niezbyt daleko, toczy się normalne życie. Ludzie patrzą na zegarek, dzwonią, rozmawiają i wracają do swoich obowiązków jakby nigdy nic. Jakby nie było wojny. Martwy saper nie odbierze już jednak telefonu, nie oddzwoni.
Na uwagę zasługuje też język, jakim Serhij Żadan buduje atmosferę powieści. Z jednej strony mamy tu wulgaryzmy, niewybredny żołnierski żargon. Z drugiej zaś najwyższej próby poetycką prozę, znakomicie ilustrującą apokaliptyczną wizję ogarniętego wojną miasta. Pasza „Patrzy na miasto i zupełnie go nie widzi. Widzi tylko czarną jamę, nad którą jak latawce wiszą wielkie czarne dymy z długimi ogonami. Tak jakby ktoś wyciskał z miasta dusze. I dusze te są czarne, gorzkie, chwytają się drzew, zapuszczają korzenie do piwnic, nijak ich nie wyrwiesz”. Ma się wrażenie jakichś nadnaturalnych mocy ścielących się nad miastem, wpływających na ludzi diabelskich sił. Bo też bohaterowie wędrują przez miasto niczym przez kolejne kręgi piekła, nie wiedzą co czai się za węgłem. A przecież to ich miasto, tak znane od lat, schodzone wzdłuż i wszerz, a teraz tak odmienione, obce, wrogie. Tam, gdzie wczoraj wisiała ukraińska flaga, już wisi flaga obca. A wiesza ją sąsiad, kolega z klasy, były uczeń. Wczoraj przyjazny, dzisiaj wrogi, mówiący innym językiem.
Ta rzeczywistość przeraża tym bardziej, że nie została przez autora wymyślona na potrzeby książki. To codzienność mieszkańców Wschodniej Ukrainy, o których dzisiaj świat jakby zapomniał. Żadan wydał „Internat” w 2017 roku. Wojna w Donbasie nadal trwa. Mieszkańcy Wschodniej Ukrainy żyją w ciągłym zagrożeniu życia i niepewności jutra. Wybuch pandemii odwrócił uwagę świata od ich tragedii, skazał ich na zapomnienie. Bohaterowie „Internatu” chcą wrócić do domu, do bezpieczeństwa czterech ścian i migającego ekranu telewizora, który sprawia wrażenie, że sceny w nim pokazywane nie rozgrywają się naprawdę. Paweł i Sasza mają siebie i mają nadzieję.