Olga Piechota
-
Od najmłodszych lat uwielbiam czytać o wielkich ludziach, który osiągnęli w swoim życiu niewyobrażalne dla mnie sukcesy i najczęściej towarzyszyły temu zmiany w życiu całych społeczeństw. Jest to bardzo inspirujące i niosące ze sobą pokłady motywacji, by spróbować czegoś nowego albo dać możliwość rozwinięcia się swoim talentem. Prawdopodobnie do geniuszu się w taki sposób nie dojdzie, ale chodzi o to, by choć próbować, by mieć tę satysfakcję, że się nie poddało. Zresztą niektóre wybitne osoby też rozpoczynały pozornie od zera. Momentami brzmi to jak jakaś coachingowa mowa. W pewnym sensie tak jest, ale moim zdaniem czasami warto podążyć właśnie za nią, choć tutaj zapewne sporo do powiedzenia mają ambicje. Co o tym sądzicie?
Jednak nie zastanawiam się nad tym wszystkim tak bez powodu. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić wielkiego, polskiego matematyka rozwijającego swój talent na początku XX wieku. A mowa tutaj o Stefanie Banachu. Pewnie część z Was pierwszy raz słyszy o istnieniu tego człowieka. W moim przypadku również tak było. Dopiero audiobook sprawił, że zdałam sobie sprawę, że ktoś taki kiedyś był.
Dlatego tak bardzo podoba mi się pomysł na krótką książkę pod tytułem „Gen i już! Opowieść o Stefanie Banachu”. Dobrze jest poznawać historie wielkich geniuszy, tym bardziej jeśli są to osoby pochodzące z naszej ojczyzny. W tym przypadku kłania się również moja miłość do matematyki. W tej chwili już dość zapomniana i pozostająca w sferze przeciętnego ucznia liceum, ale nadal iskrząca się gdzieś na końcu serca. Matematycy i ogólnie umysły ścisłe zawsze będą mieli u mnie fory. Tutaj nie ma, co polemizować – mają swoje wyjątkowe miejsce w moim życiu. Lecz jak sprawdził się ten konkretny audiobook?
Styl, którym posługuje się pisarka, jest niezmiernie przyjemny i prosty w odbiorze. Obawiałam się, że nie będę mogła skupić się na skomplikowanej treści, tymczasem byłam w stanie wykonywać jakieś inne zadania i z pasją podążać za fabułą. To duża zaleta, choć tradycyjnie pojawiła się nutka niedosytu, że mógłby być troszkę bardziej kwiecisty. Ale to był zrzuciła raczej na karb mojego przesadnego narzekania niż konkretną wadę. Muszę też podkreślić, że cała historia miała w sobie coś z baśni, co dawało ciekawe połączenie motywu baśniowego z rzeczywistą historią opartą na faktach. Zaintrygował mnie ten zabieg literacki, choć w tej chwili jeszcze za bardzo nie wiem, co o nim ostatecznie myślę.
Fabuła również okazała się wyjątkowo ciekawa i zachęcająca do podążania za nią w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak dalej potoczą się losy Stefana Banacha. Autorka skupia się w dużej mierze na jego dzieciństwie, co ubarwia całość, ale w moim mniemaniu jest zbędne. Z chęcią usłyszałabym więcej o jego najlepszych latach w odniesieniu do matematyki i innych nauk, którymi z podobną pasją się zajmował. Brakowało mi faktów na temat tego, co osiągnął. Cały czas jako słuchacz krążyłam w bańce, że był wielkim i szanowanym matematykiem. Ale za co? Odpowiedź brzmi, że za różne twierdzenia i rozwiązywania problematów. Jak dla mnie to stanowczo zbyt mało konkretna odpowiedź. W ostatnim rozdziale dostajemy garść dokładniejszych informacji, jednak jest to rzucone tak na szybko i bez podkreślenia wagi tych odkryć. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że w większości przypadków nie miałabym pewnie najmniejszego pojęcia, o czym mowa, lecz i tak pragnęłam, by to wybrzmiało w jego biografii. Niemniej warto podkreślić, że tutaj jest przeciwwaga – łatwy odbiór kontra informacje. Pisarka zdecydowała się na przystępność i mimo swojego niedosytu rozumiem to.W tym miejscu chciałabym się też pochwalić, że jest to mój pierwszy aubiobook przesłuchany w całości. Miałam wiele podejść, ale stanowczo jestem czytelnikiem miłującym się w papierze i literach. Zwykle słuchanie opowieści wymaga ode mnie zbyt dużego skupienia i zbyt szybkiego wiązania wątków przy jednoczesnej walce z nudą. „Gen i już” to ponad dwie godziny niesamowitej przygody. Jeśli miałabym się zdecydować na wybranie największej zalety tej książki właśnie w kontekście audiobooka, to jest to idealnie dobrany podkład muzyczny, który uspokajał mnie, ale zarazem pozwalał też na utrzymanie mojej ulotnej uwagi. Powieść czytała Małgorzata Kożuchowska, co początkowo bardzo mnie ucieszyło, bo jest to znany mi głos. Lecz z czasem jej głos zaczął mnie po prostu frustrować i coraz częściej miałam inne wyobrażenie przedstawionych modulacji głosu, czy po prostu recytacji. Na tę chwilę raczej nie zdecydowałabym się na kolejną książkę czytaną przez tę aktorkę.
W ostatecznym rozrachunku przyznam, że „Gen i już!” ma wiele wad, ale cieszę się, że zdecydowałam się na zapoznanie z tą książką. Rozpiera mnie radość ze względu, że mam za sobą tego pierwszego audiobooka i choć przez chwilę mogę się czuć jako wszechstronny czytelnik. Jednak mam też poczucie, że lepiej bawiłabym się przy tej książce, po prostu ją czytając. Ale już abstrahując od tych rozważań, to gorąco polecam Wam tę biografię, jeśli jesteście gotowi poznać historię polskiego matematyka albo jeśli chcecie pogłębić swoją wiedzę o nim.