Chris
-
Każdego dnia zaprzątujemy sobie myśli codziennymi problemami. Stres związany z pracą, niemożność dopięcia domowego budżetu, choroby czy też zwykłe obawy dotyczące naszych obowiązków i wymagań- to wszystko sprawy przyziemne, które jednak całkowicie nas opanowują i w żaden sposób nie pozwalają spojrzeć szerzej na otaczająca nas rzeczywistość. Czy ktokolwiek z nas zastanawiał się na przykład w drodze do pracy czy na ziemię spadnie asteroida? Czy też światowa pandemia może nie być tylko spiskiem, ale zagrożeniem dla całej ludzkości? Zapewne takie pytania nie zaprzątają naszej głowy na co dzień, ale być może dzięki takowemu spojrzeniu dostrzeżemy małostkowość naszych obaw i stresów. Osoby bardziej podatne na strach i siejące panikę z najmniejszych wątpliwości z pewnością nawet nie spojrzą na tytuł naprawdę godny uwagi, który pokazuje coś o czym nikt nie myśli, a co dotyczy każdego z nas- koniec świata.
Wielka asteroida, światowa pandemia, zmiany klimatyczne czy też może atak kosmitów lub sztucznej inteligencji? Bryan Walsh w swojej książce bierze pod uwagę wszystkie najbardziej prawdopodobne scenariusze, które w szczegółowy sposób nam przedstawia. Chociaż książka określana jest jako „popularnonaukowa” to jednak nie znajdziemy w niej zbyt dużo nudnej, fachowej terminologii. Każdy z nas, nawet w najmniejszym stopniu interesujący się powyższymi, możliwymi problemami, z pewnością zrozumie fakty ukazywane przez autora. Kolejnym plusem książki jest też odwoływanie się do znanych wszystkim tytułom (na przykład filmowym), dzięki którym możemy z jednej strony zobrazować sobie nieco czekająca nas tragedię, a jednocześnie z drugiej strony zestawić ją z prawdziwymi informacjami na tenże temat. W ten sposób Bryan Walsh pokazuje nam, że hoollywodzka wyobraźnia reżyserów jest dość bujna i niewiarygodna, ale też nie można odmówić im podparcia scenariuszy faktami. Myślę, że dzięki takowemu ujęciu tematu zdecydowanie łatwiej czytelnikowi przyswoić ogrom informacji zawartych w „Końcu świata”.
Warto też wspomnieć, że niejednokrotnie autor wplata też zabawne porównania lub zamierzone wyolbrzymienia, które również pomagają nam skupić się na lekturze i nie pozwalają znudzić tekstem. Trzeba też docenić ogrom pracy jaką Bryan Walsh włożył w tworzenie tegoż tytułu. Na każdym kroku widzimy liczne fakty i zestawienia informacji, które pozwalają nam wyrobić własne zdanie na dany temat, a jednocześnie pokazują jak wiele ich zdobycie kosztowało autora. Nie mam tu oczywiście na myśli pieniędzy, ale niejednokrotnie jesteśmy świadkami ocen fachowców z całego świata, podparte licznymi pracami naukowymi i osobistymi podróżami pisarza do różnego rodzaju centr badawczych (wystarczy wspomnieć o czterdziestostronicowej bibliografii). Mimo, że na pierwszy rzut oka może się to wydawać książka nieodpowiednia dla wszystkich odbiorców, to jednak myślę, że każdy odnajdzie w niej coś interesującego do siebie. Gatunek „popularnonaukowy” nie zobowiązuje nas do natychmiastowego czytania „od deski do deski”, ale warto, nawet stopniowo, zagłębić się w każdy temat, który przecież bezpośrednio dotyka każdego z nas. Tym bardziej, że sposób w jaki zostały one ujęte przez Bryana Walsha pozwala naprawdę zaciekawić nawet najbardziej wybrednego czytelnika, który dzięki lekturze uzyska nie tylko mile spędzony czas, ale przede wszystkim ogrom interesującej wiedzy.
Obecne czasy koronawirusa (niezależnie od tego czy wierzymy w niego czy też nie) pokazują nam dobitnie jak cała ludzkość może zostać pośrednio lub bezpośrednio dotknięta globalnym zagrożeniem. Dzięki takim pracom jak „Koniec świata…” możemy poznać inne realne obawy, które prawdopodobnie nas ominą i zaczekają ze swoją aktywnością jeszcze kilkadziesiąt lub kilkaset lat, ale nie zapomną o naszych potomkach. Dzięki autorowi, dotychczasowe światowe katastrofy staną się nie tylko nam bliższe, ale także nieco ciekawsze.