Agnesto
-
Zacznę tak, autorsko, nieco Rusinkowo:
„Pewna pani z okolic Poznania
zapragnęła poznać pana...
najlepiej z Wrocławia.Była ładną SZMULĄ, więc nie MIKMAK był jej w głowie.
Szukała tego, co się miłość zowie.SZNEKÓW nie robiła,
FOFELKIEM już przecież nie była.
Wprawdzie szmalu za dużo nie miała,
ale hojna była z niej dama.Już jej KLEKOTY dziecka nie przyniosą,
ale GLANC miała w sercu już z poranną rosą.I SZNYTKĘ zrobi dla lubego
i PARÓWKĘ upiecze
i chlebek z sezamem...
lecz KWAŚNICĘ do smaku przyprawi szafranem.”A teraz do rzeczy, bo przecież o coś musi to chodzić. A chodzi o... polskie słowa znane w wybranych rejonach Polski. Prawdziwe znaczenie mojej poetyckiej nuty odkryjesz w „Mikamakach i Zazulkach” Michała Rusinka. Tam ukryta jest cała prawda, a raczej drugie dno, bo przecież zagadkowy tekst aż prosi się o tłumaczenie. Można też ruszyć na wycieczkę po naszym kraju i zaznajomić się z regionalizmami. Jest tu choćby Szmula – ładna dziewczyna, są Klekoty – czyli bociany, czy (och, tego nie odgadłby nikt niezaznajomiony z Rusinkowym „Atlasem”) Parówki – czyli... długie bułki, zwane czasem bagietkami. Trudne? Nie – pod warunkiem, że za przewodnika bierzemy sobie samego autora, Pana Michała. Łaps za rękę i idziemy.
„Od Mikmaka do Zazuli” to fenomenalna publikacja przeznaczona dla każdego: małego, średniego i starego. Tu nie ma limitu wiekowego, nie ma ograniczeń wzrostu – dziecko się w sobie zawsze ma, a Michał Rusinek nakazuje je jeszcze pielęgnować. Nasz kolorowy „Atlas” to wspaniale wydane opowiastki, które okraszone są (jak dobra kanapka, och raczej SZNYTKA) nowymi, czasem wprost trudnymi słowami. Ale, są przecież i rysunki ogromne, jak placek i można na nich zawiesić oczy i można poczuć radość w sobie. Tu bowiem wszystko się podoba – i teksty i grafika i samo wydanie... Tą książkę się pochłania, jak bitą śmietanę z gorącego Strudla. Czytasz i uśmiechasz się od pierwszej strony, do ostatniej. Nie możesz oderwać oczu od obrazków, które ukrywają wiele detali. I raduje się twoje serce i czas nabiera innego znaczenia, bo nagle jedną nogą stąpasz w dziecięcym raju, o którym już dawno zapomniałeś.
Muszę dodać nieco na boczku, że wisienką na kleksie owej bitej śmietany jest współpraca z Panią Rusinkową, Joanną. Kim jest owa tajemnicza SZMULA? Och, dziewczyna? Toż to siostra autora. Utalentowana jak i brat. I aż mrowi mnie, by się z nimi umówić na obwarzanki w Krakowie. Staniemy koło Pani z wózkiem i poprosimy o tradycyjne plecione? Och nie... ale to już zostanie naszą wypiekaną tajemnicą czy z sezamem, czy z makiem, czy może z grubą solą. A potem, zaopatrzeni w obwarzanki na każdym przegubie rąk ruszymy na pieszą przebieżkę po rynku krakowskim. Zaglądniemy też do smoka wawelskiego i poczęstujemy go preclem specjalnie kupionym, doprawionym owieczkową przyprawą, żeby zjadł bez grymasu... I zagadani będziemy spacerować i spacerować do zmroku. Do czasu, aż nas buzie nie rozbolą, a nogi nie spuchną. Będziemy chodzić i w trójkę szukać nowych pomysłów na kolejne wierszyki i rymowanki dla dzieci małych i tych wyrośniętych... Wyruszymy w Polskę, by odkryć nowe „Mikmaki i Zazule” i nikt nas nie zatrzyma... nawet syta KWAŚNICA, po której wielu nie chce się już wstać od stołu.