Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Death Bringer

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Death Bringer | Autor: Adrianna Biełowiec

Wybierz opinię:

Wiewiórka W Okularach

Na początek muszę Wam się do czegoś przyznać. Nie znoszę science-fiction i unikam go jak diabeł wody święconej. Po tym, jak przeczytałam Opowieści o pilocie Pirxie Stanisława Lema, zraziłam się nader skutecznie do tego gatunku. Tym bardziej że jestem osobą kompletnie nietechniczną i mam problem z oswojeniem tego całego żargonu z powieści sci-fi i mnie on przeraża. Stwierdziłam jednak, że czas najwyższy oswoić demony i wyjść ze swojej strefy komfortu, co skończyło się tym, że zgłosiłam się do recenzji książki Death Bringer Adrianny Biełowiec, gdy sama autorka szukała chętnych. Jeśli więc jesteście ciekawi, czy udało mi się obłaskawić chociaż trochę tego demona, to zapraszam do recenzji!

 

Paczka dzieciaków, Arkadiusz Croft, Beliar Drunkenstein, Anna Sandstorm, Julia Croft oraz Jarret Nelson, bawi się w domu Drunkensteinów i postanawia przekraść się do hangaru, gdzie są schowane pojazdy do poruszania się w kosmosie. Dzieciom udaje się oszukać dorosłych, zakraść do jednego z pojazdów, prototypowego modelu, i wylecieć w kosmos, na planetę zwaną H14, gdzie lądują w środku dżungli. Tam znajdują dziwne ruiny, w które się zakradają, a w ich wnętrzu spotykają swoich największych wrogów – Kiritian. Rodzice dzieciaków walczą przeciwko Kiritianom, którym dowodzi nieśmiertelny Forkis. I to właśnie jego widzi mała Anna, a to, co ujrzy, sprawi, że przez wiele lat będzie walczyła z traumą. Kilkanaście lat później, już dorośli Anna i Beliar walczą w szeregach rebeliantów jako oficerowie wyższego stopnia, a Arkadiusz Croft jest wolnym strzelcem współpracującym z rebeliantami. Julka jest kelnerką w tej samej bazie, a Jarret nie żyje. Ania, Beliar i Arek ruszają na bitwę w kosmosie z Kiritianami, w której trakcie pojazd Ani zostaje zestrzelony, ale wpierw dziewczynie udaje się strącić pojazd walczącego z nią Kiritianina. Oboje rozbijają się na jednej planecie, niezamieszkanej przez ludzi, gdzie okazuje się, że przeciwnikiem Sandstorm był jej największy wróg – Forkis. Co zrobi dziewczyna skazana na towarzystwo nieprzyjaciela i jak potoczą się losy tej dwójki, a także całej rebelii i narodu Kiritian?
Fabuła okazała się naprawdę ciekawa i wciągająca. Trochę nudził mnie początek, bo jednak czytanie o tym, co robią maksymalnie dziesięcioletnie dzieci, było dość nużące. Potem jednak akcja nabiera rozpędu... i znowu zwalnia, gdy Anna z Forkisem ląduje na bezludnej planecie. Trochę się dzieje w wątku niejakiego Aggrotecha, człekojaguara, który chce powstrzymać imperatora przed dalszymi wojnami. Poza tym jednak tempo jest dość powolne i wyrównane, chociaż muszę przyznać, że czyta się to naprawdę dobrze. Pewnym minusem są też schematy – to, jak potoczy się znajomość Anny i Forkisa przewidziałam od samego początku, tak samo, jak całkiem nieźle domyśliłam się zakończenia (no, tak w połowie).

 

Świat przedstawiony to całkiem inna bajka. Bardzo podobało mi się stworzenie uniwersów planet w kosmosie, które zostały nazwane od poszczególnych znaków zodiaku. Tak samo, jak to, że całość toczyła się w znanej nam Drodze Mlecznej, chociaż wielokrotnie wspominano o eksploracji Galaktyki Andromedy. Kolejną naprawdę ciekawą rzeczą było terraformowanie planet, czyli sprawianie, że stawały się bardziej podobne do Ziemi – sprowadzano na nie nawet znane już ludziom zwierzęta. Jeśli chodzi o istoty zamieszkujące ten świat, to mamy przede wszystkim rebeliantów. Walczą oni z Kiritianami, chcąc obalić ich dyktaturę i terror, jaki według nich wprowadzają najeźdźcy. Kiritianie to „naród” dowodzony przez Forkisa. Są bezwarunkowo oddani swojemu przywódcy, a ponadto są nieśmiertelni – są odporni na choroby, ale można zabić ich bronią. Aczkolwiek uważam, że najciekawszą rasą są człekojaguary – istoty mówiące ludzkim językiem i chodzące na dwóch łapach, ale ich ciało jest dokładnie takie samo jak jaguarów i potrafią zachowywać się tak, jak one. Wyraźnie widać, że przy tworzeniu ich kultury autorka nawiązywała do kultury głównie Azteków i ich Boga-Jaguara. Zresztą – w tekście kilka razy pojawia się stwierdzenie, że budowle przypominają te z epoki Mezoameryki, a także są obecne odwołania do znanej nam z czasów obecnych Ziemi, co jest naprawdę ciekawym elementem.

 

Przyczepić się mogę tylko do paru rzeczy: bohaterowie. Niestety, ale ewolucja tych postaci, jak dla mnie, pozostawia wiele do życzenia. Anna w trakcie książki z walecznej i odważnej pani porucznik staje się rozmemłaną Mary Sue, którą ciągle z opresji ratuje jej rycerz w zbroi, czyli Forkis. No na litość boską, ile można?! Beliar za to okazuje się skończonym gnojkiem, tak samo, jak Julia, którą za to, co zrobiła, to bym udusiła, a nie wybaczyła i chciała dalej się z nią przyjaźnić, jak planowała Ania. Arek pojawia się raz na jakiś czas, jako taki dodatek do duetu Beliar-Ania, a na Jarreta chyba zabrakło autorce pomysłu, bo go po prostu uśmierciła. Przeszkadzały mi też trochę imiona – w większości były one obce, wzięte w sporej części z angielskiego (oprócz imion człekojaguarów w ich języku), przez co sztucznie i dziwnie brzmiały dla mnie polskie imiona takie, jak Ania i Arek.

 

Przez całą powieść nie mogłam się do tego przyzwyczaić i coś mi w tym momencie zgrzytało. Osobiście też uważam, że język zastosowany przez autorkę był dość niekonsekwentny – czytamy o energizerach, generowaniu tuneli do pokonywania ogromnych przestrzeni w kosmosie, a pośród tego wyskakuje nam nagle ni z gruchy, ni z pietruchy jakaś alkowa albo gospoda czy karczma. Przeszkadzało mi to mniej więcej tak samo, jak ból zęba. I po raz kolejny tak, jak przy Wybrańcu Magdaleny Marków nie popisało się zbytnio wydawnictwo i redakcja – w tekście często zdarzały się literówki oraz błędy ortograficzne, a moim prywatnym hitem stało się sformułowanie pieczący smak. Nie wiem, od czego to było słowotwórstwo, ale, kolokwialnie mówiąc, rozwaliło mnie na łopatki.

 

Słowem podsumowania – chociaż fabuła jest dość schematyczna i wielu wydarzeń można się było domyślić stosunkowo wcześnie, to jednak powieść jest naprawdę dobra i czyta się ją całkiem szybko. Należy też docenić fakt, że autorka oprócz niezłej akcji daje nam temat do przemyśleń – czy postęp technologiczny to faktycznie taka świetna sprawa? Wszak pozbawieni technologii ludzie stają się bezbronni i zagubieni jak dzieci we mgle. Swoją drogą mam tylko nadzieję, że autorka zrealizuje swój plan i napisze również kolejne dwa tomy trylogii Universum Zodiac.

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial