Agata Kot
-
Chodzenie jest dla większości ludzi czymś naturalnym. Co rano wstajemy z łóżka i idziemy: do kuchni, do łazienki, w dalszej perspektywie wychodzimy z domu i wędrujemy do pracy, szkoły czy po prostu na spacer. Zazwyczaj nie myślimy o samym procesie stawiania naprzemiennie nóg; to robi za nas mózg, po cichu i niezauważalnie, podobnie jak robi to z oddychaniem czy reagowaniem na niebezpieczną sytuację. A jednak chodzenie nie jest rzeczą oczywistą. Po pierwsze, ludzie są jedynym gatunkiem ssaków, który przestał chodzić na czworakach. Po drugie, pomimo, że jest to już nasza cecha wrodzona, musimy się jej nauczyć.
Noworodki nie potrafią chodzić, w przeciwieństwie do nowonarodzonych źrebiąt czy antylop. Te już kilka godzin po przyjściu na świat radzą sobie dobrze z pokonywaniem dystansu. Ludzkie dziecko potrzebuje kilku miesięcy, by zacząć raczkować i około roku, by zacząć chodzić – przy czym to chodzenie jest niestabilne i mało wydajne. Dopiero wiele dni ćwiczeń i upadków sprawiają, że zmysł równowagi wykształca się na tyle, że nie sprawia to już problemów.
We wszystkich poradnikach dla rodziców znajdują się informacje na temat tego, kiedy maluch powinien postawić pierwsze kroki. Nigdzie jednak nie jest napisane: dlaczego? Co sprawia, że porzuca on bezpieczniejszą i bardziej stabilną pozycję czworaczą i uczy się na kolejnej czynności, która jest dla niego większym zagrożeniem, chociażby na ryzyko upadku? Skąd w ludziach pęd do wyprostowanej pozycji? Co nam to daje? I co nam to odbiera?
Shane O’Mara w swojej książce „Idź na spacer” skupia się nie tylko na dzieciach. Jego analiza badań własnych i innych naukowców dotyczy takich zagadnień jak: początki chodzenia u naszych afrykańskich przodków, sposób budowy miast, a szybkość poruszania się pieszych, wpływ spacerowania na zdrowie i życie. Nie miałam pojęcia, że na temat tak prostej, codziennej, prozaicznej czynności można powiedzieć aż tak wiele! Zaskoczeniem dla mnie była informacja, że sposób urbanizacji miasta wpływa na chęć jego mieszkańców do poruszania się za pomocą własnych nóg, a nie środkami komunikacji miejskiej. Im bardziej przyjazne pod tym względem jest miasto, tym większe dystanse pokonują jego mieszkańcy i robią to intuicyjnie, bez wcześniejszego namysłu. Nie wiedziałam również, że istnieje zbadane i opisane zjawisko „irytacji wściekłości pieszego”, które polega na tym, iż podświadomie denerwują nas ci przechodnie, którzy mają inne – najczęściej wolniejsze – tempo chodu, niż my sami. Ta agresja przyjmuje postać bierną, kiedy lawirujemy pomiędzy innymi, chcąc jak najszybciej znaleźć się na terenie, gdzie będziemy mieli więcej przestrzeni.
Spacerowanie z ludźmi nam bliskimi jest z kolei sposobem na relaks; nieświadomie dostosowujemy swoje tempo, mamy jeden, wspólny, behawioralny cel. Wspólne wędrowanie zbliża i scala. Niegdyś ludzie wędrowali ramię w ramię, poszukując pożywienia czy nowego miejsca do osiedlenia, obecnie wędrują dla przyjemności, po to, aby spędzić wspólnie aktywnie czas.
Wbrew obawom, książka była bardzo ciekawa. Jak już wspomniałam, nie spodziewałam się, że można aż tyle napisać na ten temat. Jednakże jest jeden, bardzo duży w moim odczuciu, minus. Pod względem graficznym pozycja „Idź na spacer!” jest słaba. Czcionka jest mała, nie zastosowano większej interlinii, przez co wzrok szybciej się męczy. Brak tam jakichkolwiek ilustracji, ciekawych przejść, czy innych elementów, które uatrakcyjniłyby lekturę. Jest bardzo surowo, prosto i niestety to od książki trochę odpycha. Gdyby pod względem edytorskim była stworzona w sposób bardziej przemyślany, bogatszy, wtedy ta publikacja byłaby i bardziej ciekawa i milsza dla wzroku.