Agnesto
-
Już na pierwszej stronie okazało się, że przepadłam. Jestem ciałem lecz umysłem zupełnie gdzie indziej. Nie ma mnie dla nikogo, jestem dla książki. Dla Rin, dla Nezhy... dla tego magicznego świata, jaki maluje dla mnie autorka „Republiki Smoka”.
Kolory. Barwy z największej palety świata o mieniącej się strukturze.Plastyczność. Drobiazgowość. Świat, w którym jestem jest stworzony od punktu do punktu. Idealny wprost. Bajeczny. Czujesz się jak w tętniącym wymiarze czegoś innego, czegoś, czego nie potrafisz ująć w słowa, bo te nie wyrażą tego, co czujesz i co widzisz. To kreatywnie i pomysłowo stworzony świat, który zaprasza. Kusi wprost. Dlatego idę. Idę w ciemno, bo na taką książkę trafiłam pierwszy raz, a czytam namiętnie i wiele dziesiątek powieści już za mną lecz ta... To perełka z zakresu fantasy lecz tego rodzaju, jaki uwielbiam. To fantasy pełne smaczku i wyrafinowania, ale i brutalności. To mieszanka wszystkich emocji, zalet i wad, bo tylko wtedy można otrzymać coś takiego, jak „Republika Smoka”. To miszmasz wysokiej jakości.
Otworzyłam książkę i nagle stanęłam obok Mingzhy i Nezhy, ale zanim się z nimi zaprzyjaźniłam, wylądowałam na deskach „Burzyka” - statku - i u boku Rin – oraz reszty Cinów – brałam udział w akcji zbrojnej. Nie mam chwili wytchnienia, nie mam spokoju. Ciekawość mnie rozpala, jak języki ognia Rin, policzki mi płoną. Nie sposób ochłonąć. Rzeczywistość książkowa stała się poniekąd moją. To mistrzostwo pisarskie autorki, które sprawia, że każdy czytelnik nie tyle pobędzie, ile zamieszka w owej krainie Smoka. Krainie, która daje wytchnienie od swojego życia, życia ziemskiego.
Wodospady. Drzewa. Morze. Rzeki.
Plany wojenne. Strategie. Cele.
Ludzie. Emocje. Namiętności.To wszystko tu jest. To, a nawet więcej. Pochłaniają mnie plany bohaterów, a szybkość akcji nie pozwala mi się odłączyć. Ale, co wspaniałe – daje mi to wielką satysfakcję. Taktyka, nagłe jej zmiany, udziwnienia, ponowne analizy za i przeciw... I w jednej chwili odwrót o sto osiemdziesiąt stopni. Lecz – co zaskakuje – wszystko mnie ciekawi i pasjonuje. Porywa wręcz. Jestem Rin? Przez chwilę tak, bo na następnej stronie już przeistaczam się w carycę. Na chwilę. Kolejny rozdział, kolejna postać mnie, już zrzuciłam szaty. I czasem muszę zerknąć na mapę, jaką zawiera książka i na rozpisane postaci poszczególnych rodów, by wiedzieć kto z kim i dlaczego. (I w tym miejscu pojawia się owo nieodłączne słowo – BO. Bo nie czytałam pierwszej części „Wojny Makowej”, co nie zmienia faktu, że dzięki doskonale prowadzonej fabule szybko domyśliłam się jej treści). Nieznajomość pierwszego tomu nijak mnie nie hamowała. Wprost przeciwnie. Po przekroczeniu Sinegradzkiego świata, wstąpiłam w świat, który dał mi się poznać bardzo, bardzo szybko. Bez przeszkód szłam coraz dalej i dalej. Wpełzłam – dosłownie – w tajniki całej historii i stałam się uczestnikiem Wojny Makowej. Coś niebywałego. Wyróżnienie? Wojskowa gratyfikacja? Być może. A może to zasługa zręcznego pióra Rebbeccki, które kreśli tak kuszący świat? Świat porywający, zachwycający i jednocześnie jedyny w swoim pięknie. Niepowtarzalny. To kraina tętniąca życiem, zapierająca dech w piersi ale i otumaniająca oczy. Tu wszystko ze sobą współgra.
To fantasty najwyższego poziomu. Czujesz swobodę ręki i bystrość umysłu autorki. Czytanie „Republiki Smoka”, to jak zatracanie się w baśniach Andersena. Nie sposób się oderwać się. Oszałamia bowiem magnetyzm przygód i akcja. Zarówno pod względem dokładności, jak i niebywałej skrupulatności ta książka to majstersztyk.