Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Dziennik 1954 Wydanie Ilustrowane

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Dziennik 1954 Wydanie Ilustrowane | Autor: Leopold Tyrmand

Wybierz opinię:

MB

Mierzyć się recenzencko z Tyrmandem, to jak pędzić rajdówką wprost na betonową ścianę. Większego sensu to nie ma, bo każdy kto Tyrmanda czytał chociaż raz, wie, że miał on tak bystre oko, jak i wprawne pióro. Był doskonałym obserwatorem zastanej rzeczywistości; ale niejednokrotnie był również jej kreatorem. Niezwykle inteligentny, odrobinkę sarkastyczny ten nasz Pan T.

 

Książka jest dość zasobna w strony. Tych jest bowiem ‘ciupkę’ ponad 630. Tytuł zwiastuje konwencję publikacji – żadnego drugiego dna tu nie ma. Jest to po prostu zbiór zapisków poczynionych przez Autora w pierwszych miesiącach roku 1954. Jak sam zaznacza „niniejsza książka zawiera całość dziennika, nienaruszoną przez względy edytorskie, rozterki moralne, polityczne konieczności, towarzyskie koncesje” (str. 9). Absolutnie niezbędna jest lektura przedmowy, zanim zaczytamy się w samym dzienniku. Trochę w nim usprawiedliwienia, trochę nostalgii… a wszystko zbudowane na kanwie wierności samemu sobie i starej dobrej prawdzie. Ale przede wszystkim wynika z niego, że dziennik ów prowadzony był wyłącznie w pierwszych miesiącach – dlatego ostatni wpis opatrzony jest datą 2 kwietnia. I na tym musimy poprzestać. W posłowiu znajdziemy usprawiedliwienie dla tego stanu rzeczy.

 

Tak całkiem serio – nie wiem czy jest to koniecznie taka książka Tyrmanda, którą trzeba przeczytać. No chyba, że się wszystkie inne już zna, a Tyrmanda wciąż nam mało. Są to luźne zapiski z poszczególnych dni – chociaż poczynionych konsekwentnie; brakuje raptem kilku dat dla zachowania kompletności kalendarza. A co do samej treści? Jak to u Tyrmanda, mamy tu rozprawianie się z systemem, jest i o kontaktach towarzyskich, mamy również nurzanie się w kulturze i z tego wszystkiego – przy bacznej lekturze – pewnie uda się nam zaglądnąć nieco w duszę Autora. Ale dużo tu zapisków przyziemnych, bez większego znaczenia dla postronnego odbiorcy. Same wpisy są krótkie – toż to wzmiankowana już forma dziennika. Ale ten dyskusyjny walor ewentualnej lektury książki przyćmiewają poszczególne fragmenty wyłaniające się z kart książki; np.:
„Przed południem poszedłem do mojego fryzjera. Jest to ponury cham, ale lubię go bardzo. Ginąca inicjatywa prywatna, malutki zakładzik w podwórzu na Chmielnej. W środku atmosfera niegrzecznej, prostackiej uprzejmości dla swoich klientów. Przeważnie jest pusto, nikt nie czeka pod ścianą i rozmawiamy o kobietach. Mój fryzjer lubuje się w opisach tak zawiesistych od spermy, że domagam się mycia głowy za pół ceny po każdej sesji” (str. 55).

 

Dużo tu aspektów prywatnych (nie będzie przesadą również użycie określenia ‘intymnych’) tak Tyrmanda – co jest o tyle w porządku, że sam o sobie może pisać co chce – ale też i innych… a z tym mam zawsze pewnego rodzaju dylemat, czasami wręcz odczuwam niesmak. Ten drugi towarzyszył mi przy lekturze opisu ze spotkania z Anną, żoną Wojciecha Brzozowskiego… nie pomnę strony, na której ów opis następuje. Nie mało również wątków ocennych (przeto każdy z nas ma jakieś – najczęściej swoje – zdanie na czyjś temat). Przed publikacją dziennika Tyrmand zmagał się z dylematem tych osądów i ich publikacji, ale wzmiankowana przeze mnie uprzednio przedmowa, krótko acz dosadnie rozprawia się z tymi wątpliwościami Autora.

 

‘Obcowanie’ z człowiekiem o wysokiej inteligencji to czysta przyjemność; i jest to constans w przypadku lektury Tyrmanda. Ale osobiście drugi raz nie sięgnęłabym po Dziennik 1954. Wzięłabym do ręki wszystko inne, co wyszło spod pióra Autora.

Bnioff

Jeśli pada nazwisko Tyrmanda, zapewne pierwszym skojarzeniem, obok jego legendarnych skarpetek i konferansjerki podczas pierwszych edycji festiwalu Jazz Jamboree w mrocznych latach ‘50, są dwa monumentalne i niewątpliwie kultowe dzieła literackie – „Zły’ i „Dziennik 1954”. Kult pierwszego pojawił się już w momencie publikacji, drugie musiało nieco poczekać, pisane bowiem było do przysłowiowej szuflady. Dziś jest nie tylko świadectwem niekwestionowanego talentu literackiego Autora, ale stanowi nieoceniane źródło wiedzy o życiu w socjalizmie. Dlatego dobrze, że wciąż jest wznawiane, w czym prym wiedzie nieocenione Wydawnictwo MG, regularnie odświeżające całą literacką spuściznę Leopolda Tyrmanda. Tym razem zaserwowało nam wydanie wyjątkowe, bo uzupełnione o fotografie.

 

Co ważne nie są to tylko zdjęcia z archiwum Autora, ale mnóstwo fotografii z epoki, pokazujących, jak wyglądały miejsca opisywane i odwiedzane przez Tyrmanda – ulice powojennej Warszawy, kultowe bary, restauracje, kluby oraz ludzie, z którymi się zetknął i o relacji z którymi postanowił szczerze napisać. Szczerze, bo, jak już wyżej wspomniano, dziennik nie był przeznaczonym do publikacji. I bynajmniej nie chodziło o ewentualne wątki obyczajowe, ale zwyczajnie o fakt, że niepokorny i nie chcący zgodzić się na układy z władzą ludową Autor był wtedy w kraju na cenzurowanym. Musiał imać się dorywczych zajęć, podobnie zresztą jak inni niepokorni twórcy, opisani w jego dzienniku, by wspomnieć chociażby Zbigniewa Herberta dorabiającego jako pracownik torfowiska czy Jerzego Turowicza parającego się handlem dewocjonaliami.

 

„Dziennik 1954” powinien być wznawiany i całą pewnością tak będzie przede wszystkim z powodu swojej wartości historycznej. Jest bowiem nie tylko wielkim manifestem antykomunistycznym, ale przede wszystkim świadectwem życia intelektualisty w totalizmie. Dokładnie kilku miesięcy życia, bo rzecz cała zamaka się w trzech pierwszych miesiącach 1954 roku. Biorąc pod uwagę gęstość tej prozy, jej wnikliwy i analityczny charakter oraz objętość, czyli ponad czterysta stron samego tekstu, może poddać w wątpliwość założenie, że faktycznie mamy do czynienia z rasowym dziennikiem, czyli codziennym skrzętnym notowaniem bieżących zdarzeń i towarzyszącym im refleksji, czy raczej jest to stylizowany na dziennik esej pisany później, być może po wyjeździe Autora do Ameryki, gdzie wycyzelował i dopieścił luźne notatki sporządzane wcześniej. Są badacze, które mocno lansują tę tezę, ale zaznaczyć trzeba, że nie ma to absolutnie żadnego znaczenia w odbiorze tego dzieła, bo czyta się go fenomenalnie.

 

Sam czytałem go po raz pierwszy w późnych latach dziewięćdziesiątych, gdzie wspomnienia PRLu były jeszcze wciąż żywe, dla mnie raczej z opowieści rodziców i takich tekstów, jak „Dziennik” właśnie. Dziś, skuszony wydaniem rozszerzonym o fotografie, sięgnąłem po niego ponownie i czytałem z jeszcze większym chyba zachwytem niż przed ponad dwiema dekadami. Pojawił się bowiem nieoczekiwany w kontekst w postaci władzy, która znajduje osobliwą potrzebę by kopiować niektóre rozważania z epoki uważanej do nie dawna za słusznie minioną. Tak pisze o tym Krzysztof Varga, w wydanym niedawno kapitalnym „Dzienniku hipopotami”: „Teraz czyta się fenomenalniej (…) z tej przyczyny, że mechanizmy dzisiejszej władzy wzorowane są ściśle na ówczesnej technologii produkowania prostackiej propagandy, upokarzania obywateli, niszczenia kultury i sztuki”

 

Faktem jest, że twórczość Tyrmanda wciąż potrafi inspirować, wciąż żyje i wciąż może i powinna być wzorem dla wszystkich twórców. Wzorem eleganckiej, bezkompromisowej, erudycyjnej prozy zrozumiałej dla wysublimowanego czytelnika erudyty, jak i dla praktycznie każdego, kto sięgając po książkę oczekuje przeżycia intelektualnej przygody na wielu poziomach. Przygody w ogóle, bo zawsze przecież może po prostu skupić uwagę na śledzeniu dość osobliwego związku trzydziestoparoletniego Autora z szesnastoletnią Krystyną Okólską, którą w dzienniku nazywa Bogną, a potem sięgnąć po pracę dziennikarza Michała Wójcika pt. „Bogna Tyrmanda. Nastolatka, która rozkochała w sobie pisarza”. Po lekturze której, z całą pewnością wróci do twórczości autora „Złego”.

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial