Kozel
-
Na wstępie powinnam zaznaczyć, że „Medyceusze. Mężczyzna u władzy” to druga część włoskiej serii historycznych powieści Matteo Strukula, ja zaś nie czytałam tomu pierwszego. Brakuje mi zatem odniesienia, do którego zwykle staram się nawiązywać, omawiając kontynuacje. Jak wskazuje tytuł, seria poświęcona została dziejom jednego z najbardziej znanych rodów w historii świata i jednocześnie najpotężniejszej rodziny włoskiego renesansu. Mimo że zaczynam lekturę od środka, po części „Mężczyzna u władzy” kompletnie nie czuję potrzeby uzupełniania tego braku.
Sceną, która otwiera całą akcję, jest scena śmierci. Pod koniec 1469 roku umiera Piotr Medyceusz. Jego syn, Wawrzyniec, jest jeszcze młodym człowiekiem. Dorosłość zatem zaskakuje go odpowiedzialnością: od razu mianowany zostaje władcą Florencji. Decyzja taka pociąga za sobą daleko idące konsekwencje. Wawrzyniec porzucić musi miłość swego życia, Lukrecję Donati, aby poślubić Klarysę Orsini – przedstawicielkę rodu cieszącego się dużymi wpływami w Rzymie. Jak uczy nas historia, prywatne życie władców i decyzje podejmowane w jego obrębie zwykle mocno wpływają na dalsze koleje losu nie tylko tego jednego człowieka, ale całych państw i miast. Nie inaczej będzie w przypadku Wawrzyńca. Nad Florencją wyczuwa się atmosferę napięcia i nieuchronnie zbliżającą się konieczność konfrontacji Medyceuszy z innymi wpływowymi rodami. We wszystko miesza się Stolica Apostolska, a zamach stanu i strącenie z florenckiego tronu młodego Wawrzyńca wcale nie jest nierealne…
Jak wynika z tego krótkiego omówienia fabuły, Matteo Strukul zamierzał stworzyć polityczny i historyczny thriller oparty na faktach. Sam punkt wyjścia niewątpliwie jest interesujący i mógłby stanowić bazę mocnej opowieści, jednak „Medyceusze. Mężczyzna u władzy” taką książką nie jest. Mimo że samo miasto, bohaterowie i intryga wydają się gwarantować dobrą powieść, zamiast skrupulatnego oddania włoskich realiów i renesansowego klimatu, mamy powieść raczej obyczajową z historycznym tłem, płytkie dialogi i infantylizm opisów. Nie wiem, czy zawinił autor czy zawiniła tłumaczka i nie jestem w stanie w żaden sposób tego sprawdzić, jednak niedopatrzenie jest znaczne. W omawianym okresie Florencja stanowiła centrum światowej kultury i handlu, arenę intryg i politycznych zależności… Tej pasji i dynamiki mi tu zabrakło. Zamiast tego pojawiły się średniej jakości dialogi, składające się na romans idealny do czytania w czasie opalania.
Być może moja ocena jest bardzo surowa, być może o Wawrzyńcu nie da się napisać w tak skondensowany sposób, nie wpadając w pewne uproszczenia. Mimo to rażą krótkie, pobieżne rozdziały i mało wiarygodne dialogi. Odniesienia historycznego też jest tu stosunkowo niewiele. Chwilami miałam wrażenie, że autor tworzył konspekt, w którym wypunktował kilka faktów i krótko je rozpisał, aby zwiększyć objętość.
Wszystkie powyższe kwestie prowadzą mnie do wniosku, że miłośnicy historii przynajmniej tą częścią „Medyceuszy” poczują się rozczarowani. Całość jest pobieżna i powierzchowna. Za wiele się z niej nie dowiemy, a miłośnicy Florencji nie zostaną tam przeniesieni. Jeśli ktoś spodziewał się książkowej wersji serialu „Tudorowie”, zawiedzie się! To raczej „Korona Królów”, w której królowa niczym współczesna kobieta strofuje męża i szykuje awanturę w związku z jego niewiernością. Dostrzegam jednak pewne plusy powieści Strukula: na pewno to książka, po którą mogłyby sięgnąć osoby nigdy nie czytające typowej historii ze względu na formę i bogatą faktografię. Obyczajowo-romansowy rys niewątpliwie zwiększa tę przystępność.