Morrigan
-
Po "Washingtona Blacka" sięgnęłam nie z powodu jego pięknej okładki, nie ze względu na nominację do Nagrody Bookera i nie dlatego, że to jedna z ulubionych książek Baracka Obamy. Właściwie trudno powiedzieć, co kierowało moją ręką, gdy ruszyła w stronę powieści Esi Edugyan - patrząc na sprawę z perspektywy czasu, jestem skłonna uwierzyć, że to bogowie literatury postanowili podsunąć mi historię, która poruszy mnie do głębi.
Tytułowego bohatera poznajemy w roku 1830. George Washington Black, zwany po prostu Washem, ma zaledwie dziesięć, może jedenaście lat, ale zdążył już dowiedzieć się, czym są przemoc, strach i ból. Jest niewolnikiem, który ciężko pracuje na plantacji trzciny cukrowej, nie ma nikogo poza inną niewolnicą, kobietą nazywaną Wielką Kit, nie może decydować ani o swoim życiu, ani nawet o śmierci. Jednak pewnego dnia los stawia na jego drodze niezwykłego człowieka, dzięki któremu wiele może się zmienić.
"Washington Black" to wspaniała opowieść, która dostarcza czytelnikowi silnych emocji. Właściwie już od pierwszej strony wczuwamy się w sytuację głównego bohatera, trzymamy kciuki za to, by z każdej sytuacji wychodził obronną ręką, razem z nim przeżywamy strach, tęsknotę, niepewność, a także radość, płynącą z nowych możliwości i niewyobrażalnych wcześniej perspektyw. Wash przeżywa mnóstwo przygód, poznaje wielu ludzi i wiele miejsc, musi stawiać czoła różnym niebezpieczeństwom - akcja książki pędzi w zawrotnym tempie, sprawiając, że nim się obejrzymy, przewracamy ostatnią stronę i żałujemy, że musimy rozstać się z dzielnym, mocno doświadczonym przez los, młodym człowiekiem, którego zdążyliśmy obdarzyć wielką sympatią.
Chyba nie da się pisać o niewolnictwie tak, by pozostawić czytelnika obojętnym, a Edugyan przedstawia ten temat w wyjątkowo poruszający sposób. Przeglądając internetowe portale z recenzjami i fora dyskusyjne pewnie nie raz natkniecie się na opinię, że powieść łamie serce na drobne kawałki - wiedzcie, że to prawda. Ale czy nie na tym między innymi polega rola literatury? Czasem poszukujemy książek, które mówią o rzeczach trudnych i bolesnych, pozwalają nam konfrontować się ze sprawami, o których mało myślimy na co dzień, dają okazję do przemyśleń i zajęcia określonego stanowiska wobec ważnych kwestii.
Warto jednak zauważyć, że pod względem klimatu "Washington Black" znacznie różni się od "Chaty Wuja Toma" - powiedziałabym, że mimo wszystko jest to o wiele bardziej optymistyczna, czasem wręcz zabawna historia, przepełniona nadzieją, dzięki której czytelnik jest w stanie poskładać swoje, wspomniane wyżej, złamane serce.
Grudzień to najlepszy czas na rozmaite podsumowania, więc myślę, że i ja mogę pokusić się o coś takiego - otóż w tym roku udało mi się przeczytać wiele wspaniałych książek, które zapamiętam na długo, jednak "Washington Black" zajmuje pośród nich szczególne miejsce. To powieść, która całkowicie mnie urzekła za sprawą interesujących bohaterów, świetnego stylu i pięknego przesłania. Czy i na Was ta historia wywrze tak duże wrażenie, czy podobnie jak ja przepadniecie bez reszty, zatopicie się w tej fascynującej opowieści i wypłyniecie na powierzchnię dopiero po przeczytaniu ostatniego słowa? Oczywiście przekonajcie się sami, myślę jednak, że większość z Was znajdzie w tej książce idealną towarzyszkę na jakieś dwa albo trzy zimne, deszczowe popołudnia - a takich w najbliższym czasie pewnie nam nie zabraknie.