Sosnowa Igiełka
-
Urok teściowych stworzonych przez Aleka Rogozińskiego polega na tym, że nie muszą robić kompletnie nic, żeby ściągnąć na siebie niebanalne kłopoty, gdyż są zazwyczaj w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Tym razem znalazły się, jak wskazuje tytuł drugiej części ich przygód, w tarapatach. Ale to chyba zbyt łagodne słowo na to, by opisać bajeczne przygody Kazimiery i Mai. Trudno powiedzieć, co właściwie skłoniło obie panie do tego, by zdecydować się na podróż w Świętokrzyskie. Czyżby nie wyciągnęły wniosków z oglądanego przez tak wielu rodaków popularnego serialu kryminalnego, z którego kilkunastu sezonów jasno wynika, że okolica ta roi się od morderstw i rozbojów? Najwyraźniej nie, bo upatrzyły sobie na urlop akurat leżący nieopodal Kielc i Sandomierza Opatów. Ich zaplanowana na dwa fronty podróż rozpoczyna się, co tu dużo mówić, z pompą, a potem jest tylko gorzej… Oczywiście gorzej dla bohaterek, bo czytelnik ma zaserwowaną prawdziwą literacką ucztę.
Dopracowanie obu teściowych, czyli Mai i Kazimiery, w najdrobniejszych szczegółach sprawia, że stają się one w stu procentach realne. Z pewnością udałoby się odnaleźć takowe przedstawicielki gatunku w polskiej rzeczywistości. Wśród zainteresowań Kazimiery leży głównie to, co pobożne, podczas gdy Maja jest niezwykle odległą skrajnością teściowej swojej córki. Obie nie szczędzą więc sobie cennych krytycznych uwag i czasem można odnieść wrażenie, że powinny pochodzić nie tylko jakby z dwóch różnych krajów, ale może nawet i planet. Długo nie da się wyjść z podziwu, że tak różne charaktery w ogóle potrafią się ze sobą porozumieć, nie polewając nawzajem tęczą i święconą wodą. Doskonała i fascynująca jest ta cała obrazowość, z jaką Alek Rogoziński kreuje swoje postaci i przedstawia wydarzenia. Czytelnik zje mu z ręki wszystkie zmyślone prawdy i jeszcze poprosi o dokładkę.
Co do samej akcji, to próby nadążenia za poczynaniami pań raz po raz powodują wypieki na twarzy, salwy śmiechu i zdecydowanie przyczyniają się do zarywania nocy. Tu jakieś wariacje na temat biografii Władysława Warneńczyka, a zaraz tajemnice zakonu, który powstał przed dziesiątkami lat. Co ma z tym wszystkim wspólnego postać poczytnej (chociaż może nie aż tak poczytnej, jak by chciała) pisarki? Czy działania z bardzo odległej przeszłości mogą mieć szalenie długotrwałe skutki, szczególnie, gdy zaczyna się gmerać w historii? Jakie strategie walki ze złem: nowenny do sił wyższych, czy też może bogata siatka kontaktów i zdrowy rozsądek okazują się bardziej przydatne? Pewne jest to, że lektura „Teściowych w tarapatach” wymaga umiejętności zdystansowania się do samego siebie i otaczającego świata. Nie ma co doszukiwać się w tej powieści poprawności politycznej. Obrywa się wszystkim za wszystko i to nawet całkiem po równo.
Dodając tak na marginesie, cudownie, że ktoś pokusił się o zamieszczenie szczegółowej rozpiski z charakterystyką najważniejszych bohaterów. Dla kogoś, to nie cierpi poznawać i zapamiętywać stu tysięcy osób przedstawianych zwykle na pierwszych stronach książek, jest to ułatwienie udane niczym ściąga z opracowaniem lektury dla licealisty.
Powieść „Teściowe w tarapatach” zasysa i wciąga do cudownie absurdalnego świata. Autor serwuje czytelnikowi szaloną gonitwę (albo ucieczkę- zależy z perspektywy których bohaterów będziemy śledzić akcję) po kolejnych rozdziałach swej powieści. Niektórzy otrą się o niebo, inni spojrzą śmierci w oczy. Nie wiem, jak Alek Rogoziński tego dokonał, ale w tej książce znajdzie coś dla siebie i zagorzały fan prozy Zbigniewa Nienackiego, i wielbiciel Dana Browna, a przede wszystkim każdy rozkochany w szalenie ciekawym gatunku jakim jest komedia kryminalna. Pozostaje oczywiście niedosyt w postaci oczekiwania na kolejną część. Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie o nią długo prosić.