Sylfana
-
Agnieszka Stelmaszyk to autorka literatury dziecięcej znana na polskim rynku wydawniczym od kilku lat. Jej popularność nie słabnie, gdyż tworzone przez nią zabawne historie dla najmłodszych są w dalszym ciągu dla małych odbiorców ciekawe i pełne ciepłych uczuć, czyli wszystkiego tego, co mały człowiek może wymagać od lektury. „Nowe przypadki kociej gromadki” to kontynuacja losów kocich bohaterów, którzy mają wiele zwariowanych pomysłów, przez które doprowadzają swojego właściciela, małego Krzysia, do rozpaczy (z przymrużeniem oka). Zamieszkujące u Krzysia i jego rodziców kocięta nie spędzają czasu na wylegiwaniu się i jedzeniu, tylko cały czas szukają okazji do sprawdzenia swoich umiejętności – jednym razem wokalnych, innym kulinarnych, a jeszcze przy następnej okazji – gastronomicznych. Pomysłów mają tak dużo, że mały ludzki bohater nie jest wstanie nadążyć za swoimi pupilami i wychodzi z tego całkiem niezły rozgardiasz.
Choć Stelmaszyk lubuje się w opowieściach z morałem, to ta mini – powieść jest pewnym wyjątkiem od reguły. Właściwie cała ta seria (póki co, są to dwie książki) nastawiona jest raczej na humor, dystans do świata i akcję. Nie wyczuwam tu próby przekazania jakiegoś drugiego dna, choć samej historii nie można odmówić wtórnej puenty, która trafia na tematykę miłości i szacunku do zwierząt. Wspomniana opowiastka nie należy także do tych z gatunku realistycznych, gdyż kocie postaci są tu przedstawione w sposób bardzo niecodzienny i fantasmagoryczny – zachowują się czasami jak ludzie – kupują przez Internet, zakładają restaurację, oglądają seriale itd. Na tym jednak właśnie to polega: na wykreowaniu świata całkowicie fikcyjnego, tak aby mały czytelnik dobrze się bawił, naśmiewając się z poczynań niesfornych kociaków.
Akcja jest tutaj wartka i nieprzeciągnięta, tak aby mały słuchacz, bądź już początkowy czytelnik, nie zdążył się znudzić zagmatwanymi opisami. W tekście jest dużo dialogów, co również przyspiesza fabułę. Książka ta będzie odpowiednim przykładem lektury, dzięki której można bawić się w rolę – może robić to zarówno rodzic, jak i maluch, który zna już podstawy czytania. Powieść Stelmaszyk to też dobra podstawa do odegrania spektaklu teatralnego w domu, przedszkolu lub szkole. Ma ona rzeczywiście spory potencjał na scenariusz, właśnie ze względu na szereg dialogów między bohaterami. Myślę, że grupą docelową tej książeczki będą dzieci starsze – przedszkolne oraz dzieci, które zaczynają lub są w trakcie podstawowej edukacji szkolnej. Ja sama „Nowe przypadki kociej gromadki” czytałam niespełna pięciolatkowi, który kilku wątków nie zrozumiał, ale całość była dla niego klarowna. Jego zrozumienie fabuły wynikało z tego, że w trakcie czytania często się śmiał i zadawał różne pytania o bohaterów i ich relacje.
Co ważne, drugą odsłonę przygód rozbrykanych kotów można czytać oddzielnie, nie trzeba zaglądać do pierwszej części, chociaż byłoby to zalecane, aby dowiedzieć się, w jaki sposób mały Krzyś dorobił się takiej gromadki zwierzaków. Stelmaszyk jednak umiejętnie prowadzi kontynuację wątków, tak aby młody czytelnik nie czuł, że coś go omija lub że czegoś nie rozumie. Każdy rozdział to praktycznie osobna historia, co też daje możliwość dozowania sobie tekstu. Dziecko może sobie wyznaczyć plan, że codziennie przeczyta jedną opowieść – to nie przeciąży jego umysłu i pozwoli na klarowną interpretację. Trochę szkoda, że zabrakło tu jakiegoś morału – jako mama lubię czytać swojemu dziecku symboliczne książeczki, bo dzięki temu nie dość, że daje to gwarancję rozrywki, to także spełnia rolę edukacyjną i wychowawczą. Mimo tego niedociągnięcia jestem na tak!