Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Expeditionary Force Tom 1 Dzień Kolumba

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Expeditionary Force Tom 1 Dzień Kolumba | Autor: Craig Alanson

Wybierz opinię:

TomG

 Statek kosmiczny tutaj, międzygwiezdny krążownik gdzieś tam, flagowy szturmowiec przed nimi, a z tyłu transportowiec orbitalny… Kapitan na jednym, pułkownik na drugim, generał na innym, wojskowi wszelkiej maści tu i tam… A wszyscy oni jakby kije połknęli, oceniając po niezbyt wysublimowanym, pozbawionym najczęściej jakichkolwiek werbalnych niuansów i ozdobników sposobie wysławiania się… Absurdalne cechy military science fiction, elementy fabularne powtarzające się tak często, że mogą dziś w zasadzie uchodzić za pewne schematy. I to schematy raczej niepożądane, przynajmniej w moich oczach.

 

Nie będę odnosił się teraz do prozy Dawida Webera, o nie, podaruję to sobie, gdyż szkoda na to mojego czasu. Pozostańmy przy military science fiction, jakim co jakiś czas polskiego czytelnika raczy Drageus Publishing House, wydawnictwo mocno zorientowane na publikowanie tego właśnie rodzaju fantastyki naukowej. Już jakiś czas temu, choć jeszcze w tym roku, Drageus skierował na półki księgarń pierwszy tom nowej serii military science fiction właśnie, zatytułowany Dzień Kolumba. Seria nosi angielski, oryginalny tytuł Expeditionary Force, a jej autorem jest niejaki Craig Alanson, który – jak sądzę po szybkim researchu – niczym innym poza tą właśnie serią poszczycić się nie może. Po lekturze pierwszej odsłony Expeditionary Force mogę natomiast przypuszczać z dużym przekonaniem, że ów autor dość mocno zapatrzył się w niezbyt chwalebne dokonania Dawida Webera, o którego prozie miałem nie wspominać, bo szkoda na to mojego czasu.

 

Dzień Kolumba jest świętem obchodzonym z okazji odkrycia przez Krzysztofa Kolumba Ameryki, oczywiście. Właśnie podczas tej obchodzenia tej uroczystości mieszkańcy Ziemi stali się świadkami zdarzenia nie dość, że bezprecedensowego, to jeszcze bardzo nieprawdopodobnego, tak bardzo, że nawet najbardziej zatwardziali ufolodzy i piewcy obcego życia we wszechświecie mieliby problem z uwierzeniem w to, co się stało. A stało się niemało.

 

Przede wszystkim Ziemia została najechana przez obcą, bardzo zaawansowaną technologicznie cywilizację, której okręty międzygwiezdne usiały niebo niczym chmara zmierzających na jakąś darmową wyżerkę ptaków, czy gdzie tam ptaki latają całymi skupiskami, nieważne. No w każdym razie niemożliwe stało się faktem: ludzie dostali wreszcie dowód na istnienie innych cywilizacji we wszechświecie. Nieco wrogi, no ale dowód to w końcu dowód.

 

A potem… Potem Craig Alanson wrzucił na luz i jego wyobraźnia poszybowała hen daleko, pewnie też na jakąś darmową wyżerkę, bo niespodziewanie, a nawet bardzo niespodziewanie, okazało się, że niemożliwe, które wcześniej stało się faktem, ustąpiło przed kolejnym niemożliwym, które również stało się faktem. W efekcie ludzie dostali kolejny dowód na istnienie innych cywilizacji we wszechświecie, a co dowód, to dowód. Tym razem już nie taki wrogi, a nawet całkiem – dla kontrastu – przyjazny.

 

Ten agresywny dowód możemy nazwać Ruharami, natomiast drugi – Kristangami. Jedni najechali ludzi, drudzy najechali nieprzyjaznych obcych, którzy najechali ludzi, a wszystko to na naszym malutkim poletku zwanym Ziemią. Natomiast główny bohater, żołnierz Armii Stanów Zjednoczonych (bo przecież nie cukiernik, do licha) kapral Joe Bishop zamiast włóczyć się po knajpach i cieszyć życiem jak tylko się da, dołącza do Kristangów, by walczyć z Ruharami w przestrzeni kosmicznej… Cóż, co tu dużo pisać…

 

Dzień Kolumba ma w sobie sporo absurdu i trochę rozrywki, jeśli ktoś akurat za tego rodzaju literacką rozrywką przepada. Nie ma w sobie za to za grosz logiki, a rozwiązania fabularne wołają o pomstę do nieba. Jak dla mnie, to bardzo słaba powieść, nawet jak na military science fiction. Za dużo by wymieniać, co mi się w Dniu Kolumba nie podobało, więc odpuszczę to sobie. Podobnie jak porównywanie tej powieści do prozy Dawida Webera, o którym miałem nie pisać, bo szkoda na to mojego czasu.

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial