Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Najwyższy Lot

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Najwyższy Lot | Autor: Antoni Ferdynand Ossendowski

Wybierz opinię:

Doris

Najwyższy lot” Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego to zbiór 28 króciutkich opowiadań. Można rzec, że każde z nich, to swoiste epitafium upamiętniające żołnierza-dziecko, poległego w walce za wolną Polskę. Właśnie o takich młodziutkich chłopcach, zmuszonych nagle porzucić swoje dziecinne pokoje i zabawy, błyskawicznie dorosnąć i wziąć na barki odpowiedzialność, czasami zbyt ciężką dla dorosłego człowieka, są te niewielkie szkice.

 

Rzecz dotyczy wojny polsko-bolszewickiej (1919-21), choć czasami sięga też do I wojny światowej, zwanej Wielką Wojną. Po jej zakończeniu nowo powstała Rzeczpospolita Polska musiała od razu stawić czoła komunistycznej armii sowieckiej, która rozpoczęła marsz na Zachód. Dla Polaków było to „być albo nie być”, ogromny zryw patriotyczny, w który zaangażowali się wszyscy, bez względu na przynależność klasową. Jeden z bohaterów na słowa ojca: „Za ziemian, za fabrykantów będziesz walczył?” odpowiada bez zastanowienia – „Za Polskę ojcze.” W opowiadaniu spotykamy zarówno chłopów i robotników, jak też ziemiaństwo, szlachtę i inteligencję. Cel był jeden, i on też ich połączył, obrona wolności i suwerenności kraju będącego dopiero w powijakach, a już zagrożonego utratą. Jednak brakowało doświadczonych żołnierzy. Dopiero zakończyła się jedna, krwawa wojna.

 

Wezwano więc pod broń każdego, komu bliska była idea, każdego polskiego patriotę. Doświadczenie mieli nadrabiać entuzjazmem i walecznością. I tak też się stało. Na odzew nie trzeba było długo czekać, a największy i najbardziej spontaniczny nastąpił ze strony polskiej młodzieży. Organizacje harcerskie, cale klasy szkolne, studenci wraz ze swoimi profesorami tłumnie zaciągali się pod polskie sztandary. Wiadomo, że w samych walkach o Lwów udział wzięło 1374 uczniów, 2650 żołnierzy nie ukończyło 25 lat. Nie chce się wprost wierzyć, że najmłodszy z nich miał lat zaledwie 9, a najmłodszym kawalerem Orderu Virtuti Militari został 13- latek.

 

Autor postanowił oddać im cześć, sprawić, że choć ich życie było bardzo krótkie, trwają oni do dziś na kartach jego książki.

 

Młodzi zgłaszali się do armii z entuzjazmem, na ochotnika. Czasami z błogosławieństwem rodziców, jak 15 letni Zygmunt Płoszek, zwany Lalusiem Grajkiem ze względu na zdolności muzyczne i uwielbienie dla Chopina. Jego matka podążyła za nim, jako sanitariuszka, dzięki czemu zdążyła zamknąć mu oczy i opłakać jego śmierć. Inni uciekali do wojska ze szkoły lub z domu rodzinnego w tajemnicy, lękając się, że rodzice ich nie puszczą. Jak 15 letni Ludwiś. Wraz z nim z bagnetem w rękach biegli na wroga jego koledzy. Ci, którzy jeszcze poprzedniej nocy płakali z tęsknoty za domem i rodziną, teraz w wybuchu spontanicznej odwagi rzucili się z okrzykiem do walki, bo „nie masz siły większej i trwalszej nad siłę ofiarnego ducha”. Wiedzieli, że mogą już nie wrócić, byli w pełni świadomi niebezpieczeństwa, jednak wychowani na Mickiewiczu i Sienkiewiczu, na rodzinnych opowieściach, wyrośli w przekonaniu, że „człowiek istnieje dla swojego narodu”. Każda z opisanych historii to konkretne nazwisko, konkretna śmierć i, najczęściej, zapomniana mogiła. Autor opisuje matki, które ruszały w poszukiwaniu swoich dzieci lub choćby ich grobów, bezradne i zagubione, nie mające gdzie zasięgnąć jakiejkolwiek informacji. Matki tych czternasto-, piętnasto- i szesnastolatków wędrują i modlą się na opuszczonych mogiłach, bez tabliczek, wierząc, że być może tu właśnie leży ich syn, a jeśli nie on, to jakiś inny chłopiec bez imienia, którego matka też nie może opłakać. Groby te zwykle są zaniedbane, zarośnięte trawą i chwastami, a niekiedy nawet, wcześniej zaorane, porosły już żytem, jak te w Bystrzycy nad Wilią.

 

Ossendowski podkreśla też rolę religii i kultu Matki Boskiej, dającej żołnierzom pociechę i nadzieję, często jednoczącej ich wokół charyzmatycznych, niezłomnych księży, organizatorów polskiego harcerstwa i ruchu oporu na ziemiach Białorusi i Litwy. Była to działalność niezwykle ryzykowna, zdrajcami bowiem okazywali się okoliczni chłopi, wyznający komunistyczne idee, albo po prostu skuszeni spodziewaną nagrodą. Ale ponieważ rzeczywistość nie jest nigdy czarnobiała, więc i tu zdarzały się niespodzianki. W jednym z opowiadań autor opisuje sytuację, kiedy mieszkańcy wsi, poruszeni widokiem dziecięcego wojska, rzucili się na pomoc. „Same dzieciuchy, karabiny z trudem dźwigają, obdarte to, głodne, a wesołe”. Bo też i radośnie szli walczyć młodzi żołnierze, z pieśnią na ustach. 17 letni Stefan Lambach nie mógł doczekać się swojej pierwszej konnej szarży z szablą, nie dokończył nawet pisać listu do domu. I umierali tak, jak walczyli, z odwagą w sercu i pogodną twarzą, radzi, że dane im było przeżyć swój „najwyższy lot”, poczucie uniesienia i spełnienia, że mogli „ojców pójść śladami niczym niegdyś pod Grunwaldem czy Chocimiem”.

 

Ciężko w polskiej literaturze pięknej doszukać się utworów podejmujących temat patriotycznego zrywu polskiej młodzieży i jej udziału w walkach z Moskalami w wojnie polsko-bolszewickiej. Tak jak zapomniano o grobach, zaniedbanych, wdeptanych w ziemię, bezimiennych, tak też zamknięto i odłożono do szuflady tę kartę historii. Literatura dotycząca Powstania Warszawskiego, dzieci i młodzieży stawiających zbrojny opór niemieckim okupantom, jest obszerna, dobrze udokumentowana i powszechnie znana. Dlaczego więc nie pamiętamy o dzieciakach, które dwie dekady wcześniej walczyły i ginęły za to samo? Dzięki więc za wznowienie tomu opowiadań Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. Szkoda jednak, że książka ta, przynajmniej moim zdaniem, nie wytrzymała próby czasu. Autor żył i pisał ponad 100 lat temu, i to niestety daje się odczuć w trakcie lektury. Styl pełen patosu, podniosły i nazbyt emocjonalny, można nawet powiedzieć egzaltowany, dziś jest już nie do przyjęcia. Utrudnia bardzo wczucie się w treść i przez swoją nienaturalność wręcz do niej zraża. Poza tym denerwujący dydaktyzm, gotowe odpowiedzi i brak pogłębionej analizy psychologicznej bohaterów sprawiają, że stają się oni schematyczni, bardzo do siebie podobni zarówno pod względem charakterów, jak i motywacji, a co za tym idzie – mało wiarygodni. Wszyscy idą na wojnę z entuzjazmem, nie odczuwają lęku, nie mają żadnych wątpliwości, a uśmiech towarzyszy im nawet w chwili śmierci.

 

Może więc czas już na nowe otwarcie, opowiedzenie o losach małych żołnierzy i ich rodzin po nowemu, w sposób nam dzisiaj bliższy, współczesny. I może temu właśnie posłuży obecne wznowienie tomu opowiadań Ossendowskiego. Może podsunie młodym pisarzom nowy, choć przecież tak naprawdę sprzed 100 lat, temat do opowieści. Ja osobiście bardzo na taki tekst czekam.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial