MB
-
W jednym zdaniu wydawca informuje czytelnika, że:
„Proces pokojowy w Irlandii Północnej, rozpoczęty w 1998 roku podpisaniem porozumienia wielkopiątkowego, trwa już ponad dwie dekady, jednak konflikt między republikanami a lojalistami, który przez ponad trzydzieści lat zbierał krwawe żniwo, wciąż ma wpływ na sytuację w kraju, a dyskusja o winie i karze za zbrodnie daleka jest od rozstrzygnięcia”.
Z kolei Autor, na przestrzeni trzydziestu rozdziałów porządkuje wydarzenia targające losami Irlandii Północnej, chociaż siła nacisku powinna być tutaj położona na pierwiastek ludzki, zatem na Irlandczyków. Lekturę rozpoczyna historia zaginięcia kobiety, 38-letniej Jean McConville, matki dziesięciorga dzieci. To zdarzenie stanowi wstęp do wzięcia się za bary z tematem konfliktu. W dużej mierze optyka skupiona jest wokół imperatywu determinującego funkcjonowanie w strukturach IRA. Autor konstruuje sylwetki członków IRA, weryfikując ich mechanizmy działania, ich poglądy. Keefe odtwarza we fragmentach atmosferę „tamtych dni”. To jest naprawdę świetnie skonstruowany reportaż, którego namacalnym celem jest dążenie do odpowiedzenia na pytania à la: dlaczego, po co, jak. 399 stron mrówczej pracy dającej owoc w postaci doskonale skonstruowanego reportażu. Nie dziwią więc zebrane zań nagrody (tak – właśnie takie książki powinny być nimi obdarowywane).Trzy główne rozdziały, z których dwa pierwsze, tj. ‘Skarbiec’ oraz ‘Najwyższa ofiara’, oscylują wokół wydarzeń z trwania konfliktu, zaś trzeci, ‘Rozrachunek’, jest próbą ukazania jak sytuacja w Irlandii Północnej wygląda po pojednaniu. Smutną treść wieńczy równie smutna konstatacja. Z historii znamy już kompletnie nieudane próby scalenia tego czego bez należytej atencji i wrażliwości nie da się poskładać (ot, chociażby rwandyjskie sądy gacaca). Można oczywiście powiedzieć, że dobry mediator jest w stanie zdziałać cuda. Ale problem w tym, że są winy, których nie da się odkupić. Są rany, które nie przestają krwawić. Ta książka jest wieloaspektowym obrazem konfliktu mającego wielu bohaterów i wspólny mianownik: okaleczenie.
<<Kogo należy pociągnąć do odpowiedzialności za wspólną historię przemocy? Cała Irlandia Północna mierzyła się z tym pytaniem. „Mój klient zasługuje na równe traktowanie przed prawem” – mówił Peter Corrigan. Czy brytyjskich żołnierzy, którzy zastrzelili nieuzbrojonych ludzi w krwawą niedzielę, spotka taka sama sprawiedliwość (…)”. „Dlaczego gdy rzecz dotyczy przestępstw popełnionych w okresie konfliktu, mamy równych i równiejszych?”. Odpowiedź jest prosta: dlatego, że nigdy nie podjęto systematycznej próby zmierzenia się z przeszłością. Nie wyznaczono żadnych oficjalnych reguł dotyczących dawnych zbrodni. O wszystkim rozstrzygano ad hoc i w rezultacie nikt nie usatysfakcjonowany>> (str. 369).
I jakoś nie daje o sobie zapomnieć tło religijne… coś co ma jednoczyć w miłości do kogoś „w niebie” zbiera krwawe żniwa od setek lat. Ohyda.
To co mnie się w książce podoba, a nie zawsze znajduję to w reportażach albo literaturze faktu, to umiejętność Autora do bycia maksymalnie jak to się da neutralnym sprawozdawcą. Przedstawione zostają nam fakty, a ich całościowy obraz i nasz stosunek do nich kształtujemy samodzielnie. Ale nie ma się też co dziwić, że w jakimś znikomym procencie przebija przez tekst to co ów Autor o danym bohaterze/danych wydarzeniach może sądzić/sądzi. W końcu reportaż jest dziełem człowieka, a temu właściwe jest pojmowanie świata również przez emocje. Doskonale natomiast, jeżeli owa inwazyjność Autora jest sprowadzona do absolutnego minimum. A Keefe jest takim właśnie niby-duchem.
Uwaga do samego wydania, a nie do treści. Zastosowane przypisy końcowe utrudniają lekturę… nigdy nie pojmę zabiegu zastępowania nimi bardziej przejrzystych przypisów dolnych.