Tomasz Niedziela
-
Książka niewątpliwie dla pasjonatów historii, chociaż nie tylko, również dla tych, którzy tylko od czasu do czasu chcieliby poszerzyć swoją wiedzę historyczną lub dowiedzieć się czegoś nowego, czegoś o tym, co nie wiedziało się wcześniej.
Zakony rycerskie chyba każdemu kojarzą się z templariuszami i krzyżakami, inne zakony jakby mniej rzucały się nam w oczy i uszy, a okazuje się, że było ich całkiem sporo, mało tego, nawet jeden z nich powstał na ziemiach polskich! Wprawdzie był bardzo krótką efemerydą, ale jednak zaistniał w czasie i przestrzeni!
Znowu książka mnie zaskoczyła i tradycyjnie ukazała głębie mojej niewiedzy. Otóż zakon Kawalerów Mieczowych zawsze kojarzył mi się z Inflantami – to prawda, ale byłem przekonany, że jakoś tam samodzielnie istniej przez kilkaset lat i był zdecydowanie mniej negatywnie nastawiony do Polski. Cóż okazało się, że błądzę. Nie będzie to spojlerowanie książki (bo to prawda historyczna), jeżeli nadmienię, że tak naprawdę istniał on 36 lat, a potem praktycznie został wchłonięty przez Krzyżaków, zachowując początkowo tylko symboliczną autonomię, co jednak z czasem się zmieniło, bo przetrwał sekularyzację Krzyżaków, chociaż niezbyt długo.
Bardzo ciekawy jest również wątek szlachty kurlandzkiej – jej genezy. Otóż, zakon, po osiągnięciu sukcesu militarnego i zaborze ziem pogan, musiał osadzać kogoś na zdobytych terenach. Poczesne miejsce w nowej strukturze ludnościowej zaczęli zajmować drudzy czy trzeci synowie szlachty niemieckiej, którzy nie mieli prawa do dziedziczenia majątku, ale mieli rodowód, umiejętności i właściwą narodowość. Po wiekach jednak spolonizowali się i stanowili jedną z najbardziej patriotycznych części naszego społeczeństwa. Warto przy okazji przypomnieć, że bywało tak, że kultura polska, polska państwowość stanowiła tak wielki wzór i posiadała wielką moc przyciągania dla bardzo wielu obcokrajowców. Można powiedzieć, że to był prawdziwy wzorzec asymilacji emigrantów!
Kolejna ciekawostka to kolonia polska na Tobago! O tym akurat słyszałem już dawno, ale dopiero teraz poznałem genezę tego zjawiska. Cały czas jestem ciekawy świata, więc takie nowinki mnie fascynują, nawet gdyby po chwili miały zniknąć w czeluściach pamięci (lub niepamięci).
Książka nie jest gruba, no bo i jak można opisać te kilkadziesiąt lat w większym woluminie? Ale kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła, to proporcje. Proporcje rycerzy zakonnych do całości wojsk, które ruszały na północno-wschodnie krucjaty. Otóż 150 – 180 rycerzy zakonnych powodowało, że cała armia mogła liczyć około 5000 osób! Jak wielka była wartość jednego rycerza zakonnego, ile czasu i energii kosztowało jego wykształcenie. Toż to sama elita wojsk była – jej najważniejsza i najcenniejsza część. A tu okazuje się, że raz wszyscy w bitwie polegli – to bitwa pod Szawlami, o której wcześniej nie słyszałem!!! Za to bitwa Aleksandra Newskiego nie była aż tak tragiczna w skutkach dla rycerzy zakonnych, chociaż Sergiiej Eisenstein rozsławił bitwę na jeziorze Pejpus po wsze czasy, przynajmniej w naszej części Europy.
Pamiętam, że moje pierwsze spotkanie z powieścią historyczną miało miejsca bardzo dawno temu i było to odkrycie książek Karola Bunscha (w ojcowskiej bibliotece). Wtedy była to fikcja. Ostatnio czytałem powieści pani Elżbiety Cherezińskiej – średniowiecze jawi mi się jako coraz bardziej interesujące. A pamiętam, że w ogólniaku mój esej odnośnie: „Co dało nam średniowiecze” został bardzo słabo oceniony. Cóż czas na odrobienie zaległości.
I czyż właśnie nie o to chodzi, że warto czytać?