Ambros
-
Tematyka więzienna zawsze wydaje nam się obca, nieznana i okryta szczyptą tajemniczości. Zazwyczaj nie mamy do czynienia z więźniami, więc takie relacje z pierwszej ręki są ciekawe i intrygujące, wydają się nam mało prawdopodobne.
Autor książki ponad 10 lat był funkcjonariuszem służby więziennej, wychowawcą, a przede wszystkim bacznym obserwatorem tego, co się działo za bramą więzienia. Pracę rozpoczynał w czasach PRL-u, a więc w innym ustroju i całkiem odmiennych od dzisiejszych realiach. Widzimy świat więzienny widziany zarówno oczami osadzonych, jak i klawiszy. Obraz to bardzo smutny i przerażający. Autor przytacza wydarzenia, których był świadkiem i w których sam uczestniczył. Prezentuje nam liczne umoralniające rozmowy z osadzonymi, ich wyrafinowane sposoby na samookaleczenie, wizytacje, kontrole. Poznajemy system kar i nagród, brutalnych metod rozprawiania się z niebezpiecznymi osadzonymi. Widzimy, jak to wszystko się zmieniało na przestrzeni lat, jak podlegało ewolucji. Z zadziwieniem czytałam o sposobach więźniów na przedostanie się do szpitala. Zaskakujące, i dla mnie niewyobrażalne, trudne do zaakceptowania. Ale jakie pomysłowe.
Andrzej Flugel w swoich wspomnieniach przytacza historię wielu osadzonych, tych którzy najbardziej zapadali mu w pamięci, ale również tych, którzy najbardziej dali mu w kość, przez których sam musiał sobie radzić ze swoimi emocjami i przeżyciami. Nie miał łatwo w pracy, przez przypadek trafił w piekło.
W tych okraszonych nutką sentymentalizmu i ironii wspomnieniach brakuje mi trochę większych emocji, szerszego opisu przywoływanych sytuacji i spraw, omówienia poszczególnych przypadków. Odnoszę wrażenie, że autor w tej niewielkiej pozycji chciał przekazać bardzo dużo i pobieżnie. Taka szybka relacja z pracy w więzieniu, pracy niezbyt lubianej, ale dającej szansę na … własne „m”. Owszem, wiele się dowiedziałam z tej lektury, wniknęłam w świat mi daleki i obcy, świat, z którym nigdy nie miałam nic wspólnego. Ale liczyłam na trochę więcej, brakowało mi aspektu psychologicznego opisywanych przypadków, rozebrania ich na czynniki pierwsze. Być może ta książka nie miała być o tym, więc nie powinnam mieć do autora pretensji.
Książka składa się z krótkich i treściwych rozdziałów, co pozwala na rozgraniczenie poszczególnych opisywanych elementów, wprowadza to pewien zamyślony przez autora porządek.
Momentami denerwowała mnie niesubordynacja bohatera, jego przekorny charakter i sposób postępowania. Zdecydował się na pracę w służbach mundurowych, a jednak starał się iść ze swoimi przekonaniami pod prąd. A wszystko w niebezpiecznych czasach PRL-u. Taki samotny outsider; on i cała reszta. Na przykład nieustannie był karany za długie włosy, nie chciał się dostosować do panujących ówcześnie realiów, chciał coś w ten sposób zademonstrować, swoją inność i ignorancję wobec panujących zasad.
Książkę czyta się szybko, tym bardziej, że opisywane historie są prawdziwe, miały kiedyś miejsce. Bije z nich realizm i szczerość. Jednak odrobinę czegoś mi zabrakło, to taka reporterska opowieść, trochę pozbawiona głębszych emocji, pokazania prawdziwego oblicza pracownika służby więziennej. Ale na pewno jest ciekawa i wnosi coś nowego do naszego życia, w którym kierujemy się utartymi rytuałami i zasadami postępowania. Jestem przekonana też, że ta lektura spowoduje, że takie przybytki będziecie omijać szerokim łukiem.
Karolkaczyta
-
Od jakiegoś czasu zauważyłam u siebie wzmożone zainteresowanie literaturą więzienna, zwłaszcza na temat służby więziennej. Nie ukrywam, że i spojrzenie na więzienie od strony skazanego byłoby również ciekawą lekturą, możliwe nawet, że już dostępną tylko ja osobiście jeszcze nie wpadłam na taką pozycję. O samej służbie więziennej powstało kilka naprawdę dobrych i ciekawych pozycji. W sposób rzetelny pokazują one z czym musi mierzyć się strażnik i wychowawca będąc po drugiej stronie krat. Praca taka wiąże się nie tylko z odpowiedzialnością ale również brakiem bezpieczeństwa, ponieważ w każdej chwili może dojść do groźnego wypadku. W końcu ludzie ci otoczeni są przez cały czas drobnymi złodziejaszkami, gwałcicielami i mordercami. Nigdy nie wiadomo co takiemu przyjdzie do głowy. Osoby pracujące w tym zawodzie muszą mieć naprawdę mocną psychikę, oczy do około głowy, wyostrzony słuch i mocny kręgosłup moralny. Służba więzienna zmieniła się przez lata, tylko nie wiadomo czy na lepsze czy na gorsze. W tej chwili osadzony może więcej niż uczciwie i ciężko pracujący obywatel, strażnik więzienny zaś musi być spokojny, odnosić się z szacunkiem – tak przynajmniej możecie przeczytać na przykład w książce Pawła Kapusty „Gad". W tym roku do stosu książek pokazujących życie na murami więziennymi dołączyła pozycja „Schowani do wora" autorstwa Andrzeja Flügela.
Andrzej Flügel dziś emerytowany dziennikarz sportowy, w latach 80-tych na ponad dekadę trafił do Służby Więziennej. Był młody, zaraz po studiach pedagogicznych, skuszony większymi zarobkami i szybszym otrzymaniem mieszkania. Nim trafił do Aresztu Śledczego w Zielonej Górze, przez 6 miesięcy był nauczycielem z trudnym startem. Jako wychowawca w więzieniu spędził ponad 10 lat. Były to czasy gdy słowo „resocjalizacja” nie wiele znaczyło, a strażnicy nie dawali sobie w kaszę dmuchać. Było brutalnie, czasem zabawnie, panowała obopólna wrogość i bezceremonialne traktowanie osadzonego. Więzienia były przepełnione i nikt się tym nie przejmował. Codzienna praca w Służbie Więziennej była nie tylko trudnym wyzwaniem ale również prawdziwą szkołą życia. W swojej książce autor opisuje właśnie takie prawdziwe losy, widziane okiem wychowawcy w siermiężnych czasach minionego ustroju. Na kartkach tej pozycji przedstawia czytelnikowi krótkie życiorysy kryminalistów, którzy mieli za sobą zazwyczaj kradzieże, rozboje, pobicia lub temu podobne wykroczenia oraz z skazani zostali na niezbyt wysokie wyroki. Wspomina również co ciekawszych strażników, z którymi przez te lata współpracował. Poza wyżej wymienionymi historiami autor wspomina panujący ówcześnie system, do którego dość szybko zaczęto wprowadzać zmiany, które miały na celu obniżenie przeludnienia w więzieniach oraz kładły coraz większy nacisk na resocjalizację. Oczywiście nie wszystkim się one podobały.
„Schowani do wora" to książka pełna wspomnień najciekawszych, według autora, przypadków kryminalnych, samookaleczeń, w tym połykania noży, drutów lub innych ostrych narzędzi i to tylko po to aby chociaż na chwilę wyrwać się zza krat. Autor wspomina również najdziwniejsze powody pisanych skarg skazanych na strażników. I tak jak w innych służbach mundurowych lat 80tych, tak i tu panuje podlizywanie i pęd po szczeblach kariery, choć nie wszystkich to dotyczy. Mam jednak wrażenie, że Pan Andrzej potraktował całość bardzo powierzchownie. Zdarzały się też niestety powtórki w przemyśleniach. I tak jak nigdy nie zwracałam uwagi na literówki, tak w tym przypadku korekta dała plamę, bo bardzo się to wszystko rzuca w oczy, nawet jeśli nie chce się tego zauważać. Mimo tego wszystkiego książka została napisana lekko i z humorem, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko. Rozdziały są krótkie i treściwe, a w słowach wyczuć można szczerość autora oraz realizm tamtych lat. Uważam, że jest to ciekawa książka, po którą warto sięgnąć. Powinna się spodobać zwłaszcza osobom interesującymi się tą tematyką.