TomG
-
Nie wiem, jak Wy, ale muszę przyznać, że ja zaczynam się powoli gubić w seriach military science fiction wydawanych przez Drageus Publishing House. Był Hajmdal Dariusza Domagalskiego, był wielotomowy cykl Star Force B.V. Larsona i Davida VanDyke’a, był Star Carrier Iana Douglasa i był Archangel One Evana Currie’ego… Poza tym były również inne, ale szkoda by tu wszystkie te powieści wymieniać. Do całej tej pokaźnej, wydawniczej sterty space operowych powieści doszły również książki niejakiego Ryka Browna, a konkretnie kolejny cykl, zatytułowany The Frontiers Saga. Dwie pierwsze jego części mam przyjemność posiadać, ale skupię się na razie na pierwszej odsłonie, noszącej tytuł Aurora CV-01.
Fabuła fabułą, zanim jednak napiszę cokolwiek o zawartych w książce wydarzeniach, chcę wspomnieć o wizualnych aspektach jej wydania. Okładka – jak zwykle zresztą w publikacjach Drageus Publishing House – już z miejsca przyciąga wzrok i kusi atrakcyjną, dobrze skomponowaną i ciekawą kolorystycznie grafiką. To świetne pierwsze wrażenie traci jednak w momencie, kiedy weźmiemy powieść do ręki. Miękka okładka, niewielki rozmiar – niemalże kieszonkowy – żółte strony i mała czcionka… Z miejsca przypominają się książki wydawane w ostatnich dekadach ubiegłego wieku, absolutnie nieatrakcyjne wizualnie. Cóż, sądziłem, że dzisiaj wydawcy odeszli już od wypuszczania na rynek tak wydrukowanych i złożonych książek, że cenią sobie ich atrakcyjność wizualną, najwyraźniej jednak się myliłem. Ale to chyba po prostu jest kwestia gustu odbiorcy.
Powieść Aurora CV-01 otwiera serię The Frontiers Saga i wprowadza czytelnika w świat stworzony przez jej autora, Ryka Browna. A nie jest to świat przyjemny. Ziemia przetrwała wielką zarazę, owszem, ale teraz musi wrócić do dawnej świetności. Nie będzie to łatwe, gdyż epidemię zarazy przetrwali tylko ci, którzy mieli wrodzoną odporność, cała reszta zaś wyginęła. Na barkach ludzi nadal żyjących spoczywa odbudowa wyniszczonego świata, jakby jednak tego było mało, kosmos już nie jest tak samotnym dla człowieka miejscem, jak kiedyś. Pozostała przy życiu ludzkość jest zagrożona inwazją obcej rasy, a gwiezdny okręt, „Aurora”, dopiero co został wybudowany. Zanim uda mu się unieść i wzlecieć między gwiazdy, musi przejść jeszcze wiele testów, ponadto na jego załogę mają składać się świeżo upieczeni absolwenci akademii. Czytelnik obserwuje więc przygotowania okrętu z eksperymentalnym napędem do kosmicznej podróży, a także widzi, jak niedoświadczone zasoby ludzkie, załoga pozbawiona jakiegokolwiek doświadczenia bojowego, przygotowuje się do niezwykle niebezpiecznej misji. Już jednak podczas prób napędu coś idzie nie tak, jak powinno i niespodziewanie cała załoga przenosi się do nieznanego układu gwiazd. Co więcej, „Aurora” trafia w sam środek wojny, z której nikt nie zdawał sobie sprawy…
Tak właśnie, a nie inaczej, biegnie tor wydarzeń w pierwszej części The Frontiers Saga. Mocno nieprzewidywalnie, rzekłbym, dość zaskakująco. Takie skomponowanie fabuły wzbudzi oczywiście w czytelniku ciekawość i chęć przeczytania dalszych części sagi, choć z drugiej strony załoga „Aurory” póki co niczym jeszcze szczególnie nie imponuje. Opisane przez autora wydarzenia jednak intrygują, choć nie jest jeszcze aż tak dynamicznie, jak zapewne będzie w przyszłości.
Tym, co w lekturze mnie irytowało, to nie do końca dobra korekta teksu. Przytoczę fragment:
„– Awaryjne silniki hamujące! – rozkazał kapitan. – Włączyć ostrzeżenie przed kolizją!
Nathan wykonał polecenie. Po obu stronach dziobu odpaliły się awaryjne silniki hamujące.”Jak łatwo da się w tym krótkim fragmencie zauważyć, można było lepiej go złożyć, a takich kwiatków jeszcze kilka się znajdzie. Nie psują aż tak bardzo lektury książki, zdarzają się jednak i niektórym czytelnikom mogą przeszkadzać. Ja sam zawsze zwrócę uwagę na takie korektorskie potknięcia, choć nawet się o to nie staram, i fakt ich zauważenia psuje mi nieco odbiór zawartej w powieści treści. Mimo wszystko jednak czyta się Aurorę CV-01 dość dobrze, autor sporo pracy włożył w przedstawienie bohaterów i różnic między nimi, na dalszy plan spychając dokładniejsze opisy przedstawianego świata. Myślę, że i na to przyjdzie jeszcze czas.
Aurora CV-01 to typowa space opera, dobrze prezentująca wszystkie szablonowe składniki tego podgatunku fantastyki. Każdy zwolennik military science fiction powinien być mniej lub bardziej lekturą tej powieści usatysfakcjonowany.