Agnesto
-
Naukowcy od lat badają zjawiska dla nich niepojęte i niemierzalne, jakby walcząc ze stereotypem, że to, co nie ma swojego uzasadnienia, nie ma prawa istnieć. Choćby uzdrawianie poprzez energię, która przenika w nas za pośrednictwem bioenergoterapeutów zwanych często (acz niesłusznie) szarlatanami. Niekonwencjonalne metody leczenia, które współistnieją obok tych tradycyjnych, klinicznych, stanowią odwieczną zagadkę i chyba cała trudność tkwi w tym, że nie można „upchnąć” ich do tak zwanego „jednego wora”. Nie można tym samym ująć ich całościowo. Każda z technik jest inna, każdy lekarz „energetyczny” jest inny, każdy pacjent ze swym schorzeniem jest inny. Odmienność indywidualnych przypadków jest wprost proporcjonalna do liczby chorób, schorzeń, technik i metod niekonwencjonalnego uzdrawiania. Pewnie dlatego ludzie „w chorobie” tak ich poszukują. Leczony i uzdrowiciel tworzą podczas sesji więź, wzajemnie – acz indywidualnie – synchronizują ze sobą organizmy i pola energetyczne, a tym samym osiągają rezonans częstotliwości, który... przyspiesza leczenie. Tu liczy się tylko jedna osoba – chory, który czuje się poniekąd wyjątkowo. Staje się epicentrum wszystkiego i nieświadomie stawia tym samym pierwszy krok u zdrowiu. A naukowcy – tkwiąc nadal w martwym punkcie – mnożą pytania, na które nie znajdują odpowiedzi.
Czy istnieje logiczne wytłumaczenie zjawisk nadprzyrodzonych? Czy można poprzez skrupulatną analizę racjonalnie określić i opisać sferę sieci wzajemnych powiązań czego, co rozum nie jest w stanie pojąć?
Filozofia wschodnia, co wyczytamy w „Medycynie energetycznej” Jill Blakeway wychodzi z założenia, że naszą (ludzką) treść stanowi energia i że w istocie jesteśmy jej skondensowaną postacią. Energia nas otacza, poniekąd buduje, obrazuje nas – naszą siłę, zdrowie, myśli i aurę uczuć. A skoro coś nas otacza, to pochodzi z zewnątrz. Idźmy dalej – wedle dociekań autorki. Jeśli coś istnieje na zewnątrz nas, to wobec tego możemy poprzez zmianę tej aury wpływać na nasz organizm. Źródłem bowiem jest zawsze otaczający nas świat. W tej „poświacie” jest także Bóg, którego wielu nazywa „źródłem”. Wyznawana religia nie stoi na przeszkodzie, ani tym bardziej w nazewnictwie owej mocy pochodzącej od czegoś „wyższego” od nas. Bo cała sztuka i siła leży w ludzkiej psychice oraz ciele.
Czasem trzeba odpuścić. Wyzbyć się zła, zazdrości i żalu i przeistoczyć jej we współczucie, dobro i nadzieję. Sekret? Moja odpowiedź po lekturze „Medycyny...” brzmi – nie myśl zbytnio o swojej chorobie, czy niedomagający narządzie. Odpuść sobie. Popuść wodze fantazji, koloruj własne marzenia i zwykłą codzienność. Z palety kolorów wybieraj te najjaśniejsze i maluj nawet detale. Świat się zmieni i ty dzięki temu też. Nieświadomie spokorniejesz, wyciszysz się i zaakceptujesz życie jakiekolwiek by ono nie było. Organizm uzdrawia się bez twojej wiedzy, skleja nowe komórki ciebie i odblokowuje czakry energii.
Mądre, a jakże proste.„Medycyna energetyczna” to publikacja po części naukowa, po części przewodnik po zdrowiu zrozumiały dla każdego laika. Czytanie wymaga skupienia uwagi i koncentracji. Trzeba dać sobie czas na lekturę i refleksję. Dać sobie czas na zrozumienie, pojęcie i praktykę. Od zawsze wiadomo, że nie opieszałość leczy, lecz cierpliwość i pokora. Wszystko wymaga spokoju. I automatycznie nasuwa mi się dygresja - „Medycynę energetyczną” Blakeway warto spoić z „Medytacją dla relaksu” Adama O`Neilla. To tylko pozornie dwie różne publikacje, jednak posiadają jeden wspólny mianownik – pole magnetyczne. Nie chcesz farmakologii – naucz się właściwie oddychać, a spowolnisz pracę serca, oczyścisz umysł i wyzwolisz energię samouzdrawiania. Warto.
Mam nadzieję, że ta książka nie przepadnie w stosach innych. Wartościowa, dobra, bezcenna – kumulacja zdrowia dla każdego. Wystarczy wyciągnąć rękę.