Elżbieta Pietluch
-
Puśćmy na chwilę wodze fantazji i usytuujmy literacki debiut Karoliny Jaklewicz w samonarzucającym się kontekście odbiorczym. Jaśmina Berezy traktuje bowiem o prawach kobiet i – szerzej – prawach człowieka z perspektywy sprzecznej z polskim porządkiem moralnym i społecznym, na którego straży stoi nieprzerwanie Kościół katolicki. Gdyby tej skromnej objętościowo i wizualnie niepozornej książce zapewniono medialny rozgłos, to z łatwością można by przewidzieć jej recepcję w naszym nadwiślańskim kraju. Nadgorliwi księża potępialiby z ambony „lewackie” zapędy autorki, spotkania autorskie ściągałyby tłum protestujących z różańcami w dłoniach, a egzemplarze powieści z racji wyczerpanego nakładu osiągałyby niebotyczne ceny w szarej strefie, bo antyreklama zawsze osiąga skutek odwrotny do zamierzonego. Negatywną notę wystawiłby tej lekturze sam Tomasz Terlikowski, a szkolni katecheci zabroniliby młodzieży po tę prózkę sięgać pod groźbą popełnienia grzechu.
O książce Jaklewicz, wrocławskiej artystki wizualnej i wykładowczyni, można zatem powiedzieć, że jest to późny debiut z przytupem. Debiut pomyślany jako kij do wbicia w ideologiczne mrowisko, polemika z nader często przywoływanym stanowiskiem organizacji prolajfowych w zakresie bioetyki, bezprecedensowy głos w aksjologicznym sporze. Niebagatelnym pozostaje fakt, że autorka już wcześniej podejmowała kontrowersyjne w oczach opinii publicznej tematy m. in. jako organizatorka wystaw – „Konsekwencje” (2018) i „Boli mnie krzyż” (2019) – ostrzegających przed faszyzacją życia społecznego, a także jako kuratorka projektu „Polska gościnność” weryfikującego mit polskiej otwartości w obliczu niechęci do Innego. Mając na uwadze dorobek artystyczny autorki i ekspresję jej światopoglądu za pośrednictwem sztuki wizualnej, wybór zagadnień aplikowanych do świata przedstawionego w Jaśminie… nie powinien nikogo zdziwić, podobnie jak ostrze krytyki wymierzone bezpośrednio w instytucję Kościoła.
Tytułowa Jaśmina od pokoleń dźwiga na swych barkach dylematy moralne, które jednoznacznie rozstrzygają dostojnicy kościelni w imię ochrony życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci. Katolicka nauka społeczna jest wobec tego postrzegana z jednej strony jako źródło opresji wobec kobiet pozbawionych prawa decydowania o własnym ciele, a z drugiej zaś jako antyhumanitarne narzędzie do przedłużania cierpienia osób objętych opieką paliatywną. Jaśmina pracuje w szpitalnym laboratorium i czuje się duchową spadkobierczynią kobiet, od których zależało życie innych. Mowa o prababci Anieli, wiejskiej akuszerce i zielarce, która podczas wojny sprowadziła nieszczęście na mieszkańców wsi poprzez udzielenie schronienia żydowskiej rodzinie. Z kolei matka Jaśminy po ukończeniu studiów medycznych aktywnie działała w podziemiu aborcyjnym, ściągając na siebie wdzięczność jednych i potępienie drugich. Ze względu na to dziedzictwo rodzinne główna bohaterka nosi w sobie nieokreśloną skazę i dręczą ją wyrzuty sumienia, co przypomina psychomachijne stracie dwóch porządków myślowych.
Jest to powieść prowokacyjna, ale nie prowokująca do myślenia, bo utrwala zastane konflikty ideowe na linii fundamentalizm religijny-liberalizm obyczajowy. Przez autorkę przemawia stronniczość, pod płaszczykiem starannie zaprojektowanej i językowo wysmakowanej fikcji podejmuje tematy znamienne dla publicystyki zaangażowanej, ale poza rozpoznaniem i opisem problemu nie stawia diagnozy dla trwającej w najlepsze polskiej wojny kulturowej. Dlatego też fabuła od początku do końca sprawia wrażenie podporządkowanej nadrzędnemu celowi, jakim jest wznowienie dyskusji o wartości i jakości życia w kontekście sporów bioetycznych.