MyCoffeeBooks
-
Seria „kryminał pod psem” już na dobre zagościła wśród wielbicieli gatunku. Jednak „Wypocznij i zgiń” Marty Matyszczak było moim pierwszym spotkaniem z detektywem Szymonem Solańskim i dziennikarką Różą Kwiatkowską. Smaczku dodaje fakt, że mieszkam w tym samym mieście z którego pochodzą literaccy bohaterowie. Czy spodobała mi się ta kryminalna opowieść z historyczną przeszłością w tle? Już opowiadam!
Marta Matyszczak- chorzowianka, dziennikarka, prowadząca portal poświęcony literaturze kryminalnej. Laureatka wielu konkursów literackich, w tym na opowiadania kryminalne. Jej książki z cyklu „kryminał pod psem” zdobyły serca wielu czytelników. A „Wypocznij i zgiń”, to siódma z kolei opowieść o Solańskim, Kwiatkowskiej i…o kundelku Guciu naturalnie.
Tym razem akcja powieści rozgrywa się w malowniczej, pokrytej grubą warstwą śniegu Szczawnicy. Pod wyciągiem narciarskim zostaje znalezione ciało Mateusza Słowika, lokalnego biznesmena. Wspomniany wyżej detektyw został wynajęty, aby rozwikłać tą niewygodną dla wszystkich sprawę. Nikt bowiem nie chce, aby zła sława odpędziła turystów. Zatem Solański wraz z narzeczoną i psem rusza pod Palenicę.
Oglądamy więc współczesną Szczawnicę, z jej wszystkimi urokami i walorami, ale również, dzięki dwutorowej narracji, mamy okazję przekonać się, co działo się w tym miejscu na początku XX wieku. Bo jak się okazuje, klucz do rozwiązania całej historii przynoszą wydarzenia sprzed wielu, wielu lat…
Czytanie tej książki przypominało spacer na świeżym śniegu. I tak, jak każdy krok wymaga sporo wysiłku, tak i kontynuowanie lektury tej opowieści było niezwykłym wyzwaniem. Mimo, że nie zabrakło w niej humoru, to jednak sytuacje zostały tak opisane, że właściwie nie bawiły a nużyły. Główni bohaterowie, choć bardzo wyraziści, irytowali swoim zachowaniem już od pierwszych stron. Mowa potoczna i ogrom kolokwializmów miały zapewne uczynić tekst książki bardziej przystępnym, jednak w moim odczuciu sprawił jedynie, że brakowało mu literackiej klasy.
Autorka pokusiła się o ciekawy zabieg literacki, który zwykle się udaje i skrada serca czytelników, a mianowicie świat widziany oczami zwierzaka. W tym przypadku psa głównego bohatera o wdzięcznym imieniu Gucio. Polubiłam go i ja, był chyba najbardziej rozumny i najlepiej obeznany we wszystkim w całej tej historii.
Chciałam zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Mieszkam na Śląsku i zarówno język tego regionu jak i obyczaje nie są mi obce. Jednak podejrzewam, że dla większości odbiorców słowo „familok”, „umrziki” czy „pinczerek” pozostaną niezrozumiałe. Domyślanie się z kontekstu nie jest tym, co czytelnik lubi najbardziej. Szkoda więc, że nie wytłumaczono tych obcych wyrażeń.
Liczyłam na lekki, zabawny kryminał. Otrzymałam toporną, momentami irytującą w odbiorze opowieść, gdzie najprzyjemniejszą postacią był najbardziej rozumny z nich wszystkich pies. Mimo, iż powieść ta jest wysoko oceniana w różnych rankingach i serwisach literackich, ja daję jej 3/6. To zdecydowanie nie moje czytelnicze klimaty i nie zamierzam do nich wracać. Widzę jednak, że książka może się podobać, więc nie spisujcie jej na straty mimo mojej krytyki. Czasem warto przekonać się na własne oczy;)