Olcziks
-
Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz i myślę, że Kinga Wójcik nieźle wykorzystała swoją szansę. Debiutując z „Porywem” dała się poznać jako autorka ze sporym potencjałem, z którym, mam nadzieję, będzie próbowała coś zrobić.
W pierwszej książce młodej autorki, która otwiera całą serię, spotykamy się z komisarz Leną Rudnicką, bezkompromisową i ekscentryczną kobietą, najlepszą śledczą w łódzkiej komendzie. Dość szybko dołącza do niej młodszy kolega, nowicjusz Marcel Wolski, z którym wieczór wcześniej wdała się w bardzo przelotny romans, a znajomość miała skończyć się równie szybko jak się zaczęła. Jakby tego było mało, Wolski to syn przełożonego Rudnickiej i mimo usilnych próśb kobiety, szef uparł się, aby to właśnie ona była jego policyjną partnerką. Rudnicka od samego początku pokazuje młodemu policjantowi, kto tu wydaje rozkazy, bywa opryskliwa i oschła, a już na pewno nie wykazuje najmniejszej chęci, aby wracać do tematu wspólnie spędzonej nocy. Oprócz tego, że Rudnicka jest panią komisarz, jest także żoną prokuratora, więc zależało jej na dyskrecji.
Ich pierwszą sprawą, której mają się razem przyjrzeć jest pozornie zwykłe zaginięcie syna starszego małżeństwa. Mężczyzna wyszedł ze swojego domu i nie wrócił. Ciekawą kwestią było to, że zaginięcie zgłosili rodzice, a nie żona poszukiwanego. Jeszcze tego samego dnia okazuje się, że „zaginiony” zmienia status na „zamordowanego”, a z grona podejrzanych nikt nie może zostać wykluczony. Ofiarą jest Klemens Chmielny, mężczyzna w sile wieku, sumienny księgowy i współwłaściciel podupadającego hotelu, który wraz z żoną dostali w spadku. Wypytywana rodzina twierdzi, że ktoś taki jak on nie mógł mieć żadnych wrogów ani zatargów - dlaczego jednak jego zadźgane ciało zostaje znalezione w krzakach w wielkim parku? Para policjantów stara się jak najszybciej odpowiedzieć na to pytanie, jednak kolejne postępy są niewielkie, chociaż jeszcze tego samego dnia udaje się ustalić, że Klemens Chmielny wcale nie był takim wzorowym obywatelem. Późniejsze odkrycia Rudnickiej i Wolskiego tylko to będzie potwierdzało.
Wraz z fabułą książki zostają dla nas odkrywane karty z historii życia Leny Rudnickiej, która faktycznie ma na imię Magdalena, jednak wie o tym niewielu. W zasadzie używa go tylko w urzędowych sprawach. Z początku postać kobiety wydaje się być niezwykle nierytująca, odpychająca i wyniosła, do współpracowników i przesłuchiwanych osób odnosi się bezpośrednio, niekiedy wulgarnie. Nawet niespecjalnie stara się ukrywać swoją pogardę do otaczającego ją świata oraz ludzi. Kiedy jednak zagłębimy się w jej przeszłość, zaczynamy ją powoli rozumieć i… lubić?
Uważam, że „Poryw” Kingi Wójcik to przede wszystkim dobra książka, kiedy mamy ochotę na niezbyt ciężką lekturę na wieczór albo kiedy najdzie nas chęć na rozpoczęcie przygody z kryminałami i szukamy czegoś „nie-krwistego”. Czytelnicy kochający się w krwawych scenach nie mają na co liczyć w tej książce, ale nie każda pozycja musi taka być! Autorka zauważalnie ma tendencję do zbyt obszernego opisywania rzeczy szczególnie prostych i trywialnych, jakby historia ekspresu do kawy w gabinecie Rudnickiej była równie ważna, co głównej bohaterki. Jest to do zniesienia, bo, jak wspomniałam, lektura „Porywu” należy do tych „lżejszych” tytułów i podczas czytania dla wieczornego relaksu może nie mieć żadnego wpływu, mnie jednak troszkę nudził ten opisowy zastój w fabule.