Ruda Recenzuje
-
Już na początku muszę uczciwie powiedzieć, że ja się po prostu tych polskich kryminałów boję. Tyle już prób podejmowałam, by raz za razem się sparzyć. Nie znaczy to bynajmniej, że w naszym kraju nie ma dobrych autorów mocnych historii. Po prostu moim zdaniem jest ich znacznie mniej niż tych kiepskich, którzy znacząco różnią się poziomem od twórców zagranicznych. A jakie wrażenie zrobiła na mnie Ewa Lenarczyk? Czy będę skłonna sięgnąć po inne książki, które wyszły spod jej pióra?
„Za moje krzywdy” to historia, w której obok wydarzeń kryminalnych ważne miejsce zajmują bohaterzy. Rzadko zaczynam przyglądanie się powieściom od tej strony, ale w tym przypadku chętnie robię wyjątek, bowiem to element, który szczególnie zasłużył na ciepłe słowo. Główna bohaterka, Bożena, ujęła mnie zestawem cech bardzo autentycznych i ludzkich. Bardzo cenię bohaterów, którzy przypominają nas samych. Zawsze mam wtedy wrażenie, że całość nabiera bardziej realistycznego wymiaru.
A jaka jest Bożena? Doświadczona, mądra, kobieca. Jej obecność stanowi atut powieści. Nie znaczy to jednak, że nie warto wspomnieć o innych bohaterach. Oni także zajmują w tej opowieści istotne miejsce i nie pozwalają nam na obojętność. Szczególnie, gdy lepiej skupimy się na wątku uczuciowym. Zazwyczaj nie potrafię docenić takich emocjonalnych fragmentów, ale tutaj nawet się sprawdzają, nieco odciążając całość i pozwalając na zebranie myśli. Co więcej takie obyczajowe tło też zdaje się dodawać całości prawdziwości, w końcu nawet w trudnych okolicznościach ciężko zapomnieć o uczuciach i zepchnąć je na drugi plan.
Bardzo lubię mocne i brutalne opowieści. Nie przeszkadza mi krew, chętnie śledzę miejsca zbrodni i zanurzam się w opisach działań zwyrodnialców. A kiedy już pojawi się seryjny morderca… W tej powieści na szczęście się pojawił. A wraz z nim nadzieja na niebanalną historię i duża możliwość wykazania się ze strony autorki. Czy sobie poradziła i nie zmarnowała tej szansy? Moim zdaniem tak. Sama fabuła jest interesująca i całkiem świeża, nieco inna. Cały czas się rozwija, sporo się dzieje, nie zwalnia przesadnie. Temat może zaciekawić i co najważniejsze, jest w stanie zatrzymać czytelnika, przykuć jego uwagę i skłonić do refleksji, do których tematów w tym miejscu nie brak.
„Za moje krzywdy” to książka, która pozwala się zaangażować i daje szansę, by na własną rękę spróbować znaleźć winnego. Takie podążanie tropem sprawcy zawsze niesie wiele frajdy i przyjemności, tym razem nie było inaczej. Duże znaczenie bez wątpienia miał tutaj również fakt, że autorka wykazała się przyjaznym czytelnikowi, lekkim, a przy tym wypracowanym stylem. Sprawne pióro, łatwość budowania dialogów, dające miejsce dla wyobraźni opisy miejsc- te elementy sprawiają, że powieść czyta się przyjemnie i szybko, nie mając poczucia zmęczenia czy straconego czasu.
Nowa książka Ewy Lenarczyk zdecydowanie może się podobać. Nie da się ukryć, że to trudna historia o rzeczach niewesołych, dzięki temu jednak wywołuje u czytelnika wiele emocji i przemyśleń. Choć nie przyszłoby mi do głowy porównywać tę książkę do moich ulubionych kryminałów, to chętnie przyznam, że okazała się lepsza, niż mogłabym zakładać i wypadła dobrze na tle wszystkich słabiutkich polskich historii. Myślę, że autorka ma spory potencjał, ciekawe, co jeszcze nam zaprezentuje w przyszłości.