Strefa Booki
-
Jest w czytaniu pamiętników coś z podglądactwa. Zawsze i chętnie sięgałam po tego rodzaju publikacje, sama też namiętnie przez wiele lat prowadziłam pamiętniki, ale z racji tego, iż życie innych zdaje się ciekawsze chętnie sięgnęłam po "Dziennik pokładowy. Lata siedemdziesiąte" Kazimierza Sopucha.
Kazimierz Sopuch, dr hab., emerytowany profesor Uniwersytetu Gdańskiego, socjolog kultury, autor wielu prac badawczych z zakresu socjologii wartości, socjologii religii i regionalizmu. Jako poeta debiutowała w 1956 roku na łamach dziennika "Słowo na Warmii i Mazurach". Laureat licznych nagród i wyróżnień, autor wielu artykułów, książek naukowych oraz książek poetyckich. Z cyklu "Dziennik pokładowy" ukazały się "Lata siedemdziesiąte", "Lata osiemdziesiąte" oraz "Podróże". Co także istotne członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i ZAIKS-u.
"Dziennik pokładowy. Lata siedemdziesiąte" to zgromadzone w jednym tomie dziesięć lat z życia K. Sopucha. Lata rządów Edwarda Gierka, podczas których autor jak sam przyznaje stara się wykorzystać fakt bycia "działaczem" dla dobra Polski, co nie udaje się zbytnio choćby z powodu narzuconego z dwóch stron układu. Wiele jest w "Dzienniku pokładowym" nawiązań do polityki, skrótów związków, których rozszyfrowanie wymagało użycia Internetów, tudzież wiedzy starszych pokoleniowo znajomych. Dla mnie, urodzonej w latach osiemdziesiątych tamte czasy są abstrakcyjne, znane z nielicznych opowieści rodziców, którzy sami byli wówczas nastolatkami i sprawy polityczne były im kompletnie obce i nieznane.
Dla mnie samej, wejrzenie do Polski lat siedemdziesiątych, nawet w tych drobnych wzmiankach dotyczących rzeczywistości było niczym podróż do nieznanego świata. Oprócz spraw związanych z obowiązkami zawodowymi Kazimierz Sopuch pisze i o swojej twórczości, pracach nad książką, o bliskich przyjaciołach, spotkaniach autorskich, trochę o życiu prywatnym. Operowanie przez autora nazwiskami, których kompletnie nie kojarzę i nie nam, to jak słuchanie o znajomych znajomych i udawanie, że wiem o kim mówią. Dlatego najbardziej ciekawiły mnie te zdania, fragmenty mówiące o pracy twórczej i sprawach osobistych.
Często autor wspomina o wieczorkach autorskich, wrażeniach jakie przekazywali mu czytelnicy jego poezji i prozy, bywa jednak, że jest bardzo ostrożny w przyjmowaniu pochwał, jakby podejrzewał, że podszyte są one fałszem.
Połowa roku 80-tego to czas rozpoczynających się przemian i buntów. Kazimierz Sopuch w swoich wspomnieniach pisze o fali strajków, o strajku Stoczni Gdańskiej. Dnia 18 sierpnia zamieszcza taki oto wpis: Jesteśmy świadkami wspaniałych wydarzeń, przemiany świadomości narodu, istotnej jego części. Jednakże w tym wpisie, pomiędzy innymi sprawami znajduje się te kilka zdań, które mrożą krew w żyłach i w obecnej sytuacji wydają się wręcz nie do pomyślenia: Jest też chleb, który kupiłem w piątek, ale już się kończy, a nowych dostaw jeszcze nie ma. Mamy trochę kiełbasy i cukier, mąkę, makaron, kaszę. Kilka, a nawet kilkanaście dni przetrzymamy, jeżeli sytuacja nie rozwinie się w coś bardziej poważnego i niebezpiecznego.
Jak to w przypadku pamiętników się zdarza, świetnie sprawdzają się do czytania jako przerywnik dla cięższych lektur. W moim przypadku czytanie jednym ciągiem "Dzienników pokładowych" nie wchodziło w grę, odkładałam, wracałam, znów odkładałam. Z całą pewnością jest to lektura wartościowa i warta przeczytania, choćby dlatego, by przypomnieć sobie tamte czasy, być może nawet porównać swoje doświadczenia i wspomnienia z tymi, którymi podzielił się z nami Kazimierz Sopuch. Dla mnie była to lektura nieco wymagająca, a już z pewnością czasochłonna.