Pani M
-
Jednym z największych zagrożeń, z jakim zmierzyli się protagoniści w uniwersum Gwiezdnych wojen, jest wielki admirał Thrawn. Moim zdaniem wiele czarnych charakterów buty by mu mogło czyścić. Wielu z nich było złych, bo tak, w tym przypadku za jego historią stało coś więcej. Zasłynął on przede wszystkim tym, że analizując sztukę danej rasy, był w stanie przewidzieć zachowania jej przedstawicieli, co uczyniło go najgroźniejszym strategiem Imperium. Timothy Zahn tym razem opowiada o początkach jego kariery. Co sprawiło, że Thrawn stał się tak bezwzględnym wojskowym?
Muszę przyznać, że mam z tą książką kłopot. Nie twierdzę, że jest zła, tego powiedzieć o niej nie mogę, ale wydaje mi się, że lepiej by mi się ją czytało, gdybym nie miała już za sobą Trylogii Thrawna. Nie umiałam patrzeć na tę książkę jako na osobny byt, a cały czas oceniałam ją przez pryzmat tego cyklu. Moim zdaniem jest troszkę od niego słabsza. Mój mąż, który również przeczytał tę powieść, ma zupełnie inne zdanie na ten temat i mówi, że wszystkie książki są na równie wysokim poziomie. Ja trochę kręcę nosem, ale nie mam zamiaru obniżać jakoś bardzo oceny powieści.
Na plus na pewno można zaliczyć to, że pozwala lepiej poznać postać Thrawna. W pewnym sensie można go nawet polubić, chociaż nie, może to złe słowo, bardziej poczuć do niego respekt. Zrozumieć pewne kroki, które podjął. Uważam, że to jedna z lepiej wykreowanych w uniwersum Gwiezdnych wojen postać.
Spodobało mi się to, że na pierwszy plan w powieści wysuwa się Imperium. Od razu uspokajam, że nie musicie się obawiać, że przedstawieni tu bohaterowie będą wzbudzać w was wyłącznie złe uczucia. Timothy Zahn ma dar do takiego opisywania postaci, że nie są czarno-białe i czytając o nich, ma się przed oczami bohaterów z krwi i kości, których może i nie zawsze się popiera, ale na pewno rozumie się ich tok myślenia. Ich działania z czegoś wynikają. Pod kątem kreacji postaci nie ma się więc do czego przyczepić. Są wielowymiarowe i to jeden z plusów tej powieści. Nic nie drażni mnie bardziej niż bohaterowie bez wyrazu, o których można powiedzieć tylko tyle, że byli i robili za tło. Ale z ich charakterystyką już byłby problem. Tu na temat każdego z nich można sporo powiedzieć.
Nie można narzekać również na samą fabułę, bo dzieje się sporo. Na szczęście w trakcie czytania nie miałam wrażenia przesytu, że chciałabym na chwilę zwolnić. O ile nie jestem jakąś wielką fanką tego uniwersum, książkę czytało mi się dość dobrze. Podejrzewam, że jeszcze bardziej zachwyci wielbicieli Gwiezdnych wojen. Zresztą, mój mąż jest nią oczarowany. Ubolewa nad tym, że nie zekranizowano Trylogii Thrawna, bo to byłoby zdecydowanie lepsze niż najnowsze filmy.
Na początku pokręciłam trochę nosem, ale dochodzę do wniosku, że to i tak była mimo wszystko dobra książka. Zaintrygowała mnie, nie nudziłam się w trakcie czytania, a nieczęsto sięgam po ten gatunek, więc niełatwo mnie zainteresować. Timothy'emu Zahnowi się to udało. Czuję respekt do Thrawna, jest bardzo ciekawą postacią.
Jeśli jesteście fanami uniwersum Gwiezdnych wojen, to ta książka powinna wam przypaść do gustu.