Tulliana
-
Co skłoniło mnie do sięgnięcia po książkę Weroniki Bohut? Zaintrygowała mnie okładka powieści przedstawiająca demoniczną rudowłosą dziewczynę, która na czole ma coś w rodzaju pieczęci z tytułowej zmierzchnicy – czyli ćmy o charakterystycznym wzorze przypominającym czaszkę. Książka była opisywana jako thriller, zaciekawił mnie również jej niepokojący opis o truciźnie, na którą nie ma żadnego antidotum. Pomyślałam, że będzie to utwór opowiadający o losach dziewczyny, której cudem udało się uciec z rąk torturującego ją szaleńca, czyli coś wartego uwagi, pełnego emocji, trudnych, ale pouczających doświadczeń, tymczasem…,o zgrozo, jakże się myliłam!!! Trudno mi to przyznać, ale ,,Zmierzchnica” jest chyba najgorszą książką, którą dane mi było przeczytać, odkąd pamiętam i jestem bardzo zdziwiona, że tak koszmarnie napisane czytadło w ogóle zyskało prawo do druku! Nie znam autorki ,,Zmierzchnicy”, nie chcę więc oceniać jej doświadczenia oraz warsztatu pisarskiego na podstawie zaledwie jednej przeczytanej książki, ale chciałabym was przestrzec przed lekturą tego koszmarka, które trafiło w moje ręce. Książka ,,Zmierzchnica” liczy sobie 154 strony, czyta się ją stosunkowo łatwo, ale w mojej opinii, czas poświęcony na poznanie jej treści to po prostu czas stracony, czas źle wykorzystany. Pomysł na fabułę powieści był może interesujący, ale jej realizacja jest ze wszech miar chybiona. Dawno nie przeczytałam tak groteskowo złej książki, jestem wręcz zszokowana, że autorka wzięła się ze realizację dość trudnego, bo psychologicznego zagadnienia w tak nieudolny sposób…
Długo zastanawiałam się, jak opisać ,,Zmierzchnicę”, ale jedyne, co przychodzi mi na myśl po przeczytaniu tej książki to olbrzymie rozczarowanie, wręcz zniesmaczenie. Trudno znaleźć mi również jakąkolwiek zaletę tego kiepskiego czytadła… Reakcje bohaterów ,,Zmierzchnicy” są z reguły bardzo nienaturalne, wręcz karykaturalnie nieadekwatne do sytuacji np. kiedy do Jessabel powraca jej przed pięciu laty zaginiona córka, ta proponuje jej… herbatkę owocową i ploteczki. To tylko jeden z absurdów, jakie można przeczytać w tej książce, zresztą sam język tego „thrillera” pozostawia moim zdaniem wiele do życzenia i bardzo się dziwię, że przeszedł jakąkolwiek redakcję i korektę – toż to jakieś ,,wypociny” bez ładu i składu, zupełnie jakby za pisanie zabrał się ktoś całkowicie pozbawiony zdolności literackich, nieudolnie posługujący się nawet prostym językiem potocznym. W książce ,,Zmierzchnica” irytowały mnie bardzo sztuczne dialogi prowadzone przez bohaterów, pełne zdrobnień, ale puste i wyzute z jakichkolwiek emocji. ,,Gwoździem do trumny” w przypadku tego thrillera są również dziwaczne opisy pełne kwiecistego stylu, nijak pasujące do fabuły, w której autorka próbowała upchnąć jak najwięcej strasznych wątków. I tak torturowana ,,córcia” lekarki Jessabelle wdaje się w płytki romans z facetem swojej przyjaciółki, którego początkowo potępia, a potem… odbiera nieistniejące telefony motywujące ją do popełniania kolejnych zbrodni.
Czegoś równie idiotycznego dawno nie czytałam, jak to możliwe, że autorka podeszła do tak istotnego tematu, jakim jest geneza zbrodni i skutków doświadczanej przemocy, w tak krzywdzący i pobieżny sposób??? Jeśli kiedyś zastanawialiście się nad napisaniem własnej książki i chcielibyście wiedzieć, jak się do tego zabrać, koniecznie sięgnijcie po ,,Zmierzchnicę”. To doskonały antyprzykład dla przyszłego powieściopisarza, najlepiej zabrać się za lekturę tej książki z czerwonym długopisem pod ręką. Zaznaczanie błędów na kolejnych kartkach tego kiczowatego czytadła będzie na pewno bardziej interesujące niż zastanawianie się, co autorka miała na myśli, realizując tak słabe przedsięwzięcie, jakim okazała się ,,Zmierzchnica”…