Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Sabaoth

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 5 votes
Wątki: 100% - 5 votes
Postacie: 100% - 4 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 5 votes
Okładka: 100% - 4 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Sabaoth | Autor: Waldemar Jagliński

Wybierz opinię:

Bookholiczka

„Leo Sarron, młody człowiek o rudobrązowych kręconych włosach i niebieskich oczach, ubrany w jasną przybrudzoną koszulę, ciemne wąskie spodnie, wysokie skórzane buty i ciepłą bluzę, a nie znoszony już trochę szarobłękitny uniform pilotów frachtowców międzygwiezdnych, uzbrojony w krótki pistolet laserowy generujący promieniowanie podczerwone – trzymając w dłoni obłą manierkę z termostatem – wpatrywał się w jasne, nocne wciąż niebo nad pustynią Ino, chociaż dochodziła trzecia godzina doby, a chłodny jeszcze wiatr wzbijał w powietrze rudawe drobiny piasku. Był na swoim pierwszym urlopie, pracował dla kompanii przewozowej Europa, zaliczył kilka kursów z robotami domowymi na Glebonię krążącą wokół jednej z dwu gwiazd ciągu głównego, należącej do systemu Alfa Centauri.”

 

Świat zupełnie inny od tego co znamy. Niebezpieczna i niezwykle intrygująca przestrzeń kosmiczna, ciągła walka spowodowana nieokiełznaną chęcią terraformowania nieznanych krain. Co jeszcze możemy dodać do tego wszystkiego zdumiewające systemy planetarne i metafizyka przenikająca każdy aspekt funkcjonowania nie tylko człowieka, ale wszystkich istot żywych. Zadajmy sobie pytanie czy to jest fikcja czy jednak coś innego. Może to jest nasza przyszłość? Czy w takim miejscu możemy pielęgnować najbardziej podstawowe ludzkie wartości? Które warto zachować i walczyć z poświęceniem życia.

 

Książka Waldemara Jaglińskiego porusza takie tematy jak: heroiczna odwaga bojowników o wolność, pojęcie bytu, istoty, istnienia, jego własności i możliwości, a także pierwotnych ludzkich potrzeb oraz dążeń. Cała historia mówi o poszukiwaniu obowiązku, metamorfozie. O obronie ideałów i pragnieniu wiary… No właśnie. Ale w co wierzyć w tak burzliwych czasach? Co ma tak potężną moc przezwyciężania zła? Odpowiedź – wbrew pozorom – kryje się nie w zastanej rzeczywistości, ale meandrach ludzkiej duszy. Bliżej, niż się wydaje…

 

Waldemar Jagliński poeta Vigilix remote login, pisarz, rysownik, malarz. Laureat konkursów ogólnopolskich i regionalnych: wyróżnienia w periodyku literackim „Akant” – 2011, 2016, pierwsza nagroda za fraszkę w konkursie organizowanym przez „Tętno Regionu” (2010 rok). Współautor trzech zbiorów wierszy pilskiej grupy poetyckiej „Sprężyna”: „Między niebem a ziemią”(2006), „Światy w słowach zebrane” (2007) i „Stan nieważkości” (2015). „Sabaoth” to książka z gatunku fantastyki, science fiction. Pisana w latach 2009-2016. Została wydana w grudniu 2019 roku. Liczy 410 stron. Chociaż moim zdaniem wydawnictwo trochę przesadziło z wcięciem z lewej i prawej strony. Tego tekstu dzięki temu nie ma za wiele na stronie i jakoś miałam wrażenie, że źle mi się to czyta.

 

Mimo tego, że kocham książki z gatunku science fiction do tej nie mogłam się przekonać. Oczekiwałam zupełnie czegoś innego. Cała fabuła była dla mnie za ciężka, męcząca. Z twórczością pisarza spotkałam się po raz pierwszy. Niestety nie wydaje mi się żeby po raz drugi sięgnęła po „Sabaoth”. Może język nie jest, aż tak bardzo nie zrozumiały czasami miałam problem z przyswojeniem sobie całej historii. Musiałam parę razy czytać coś ponownie, aby w zupełności dowiedzieć się co autor chciał nam tam przekazać.

 

Jestem po zakończeniu trochę zawiedziona. Myślałam, że może w połowie się przekonam do całego zamysłu autora, niestety tak się nie stało. Jakimś cudem też dobrnęłam do końca. Chciałam się wiele razy poddać, ale wiem, że tak nie wolno i dlatego mimo wszystko zakończyłam powieść. Jeśli interesują Was tematy science fiction i chcecie poznać twórczość autora to sięgnijcie po „Sabaoth”. Może wam spodoba się bardziej niż mi.

Rafał Pigoń

Z tyłu książki przeczytałem o walce w kosmosie, w niezwykłych krainach, o metafizyce, która to wszystko przeszywa i w której pokładana jest przyszłość. Waldemar Jagliński, prócz rzecz jasna tego, czego wszyscy gdzieś tam oczekujemy, tak więc kosmicznych walk, oferuje nam coś więcej, z pozoru, o czym dalej. Ale na razie książka to faktycznie coś więcej. Byt, istota istnienia... Filozofia wśród kosmosu i science fiction, słowem... usiadłem do książki z zapartym tchem, bo dotychczas, sądziłem, łączenie tych światów udało się najlepiej tylko Lemowi.
Książkę przeczytałem i nadal uważam podobnie. Łączenie tych światów udało się tylko Lemowi.

 

Nie bardzo wiem, czego oczekiwał autor po swoim utworze, w zasadzie, czego oczekiwał po czytelnikach. Czy sądził, że odkryjemy tu miłość, grozę, jakiś swój pierwiastek duchowy, który towarzyszy nam niezależnie od wieku czy planety, na której przyjdzie nam żyć? Nie wiem, ale wiem, że Pan Jagliński ma gotową odpowiedź już na początku powieści, jak wspomniany byt, istota istnienia, pierwiastek ma wyglądać. Ma to być religia chrześcijańska.

 

Naprawdę, nigdy do tej pory nie czytałem utworu science fiction, który tak nachalnie, często naiwnie wtłacza nam do głowy jakąś religię, jakąś religię promuje, uznaje ją za jedyną prawdę, którą powinna przyjąć nie tylko ludzkość, ale w zasadzie najlepiej i inne planety. Dlaczego? Bo jest to jedyna słuszna prawda, sądzę, tak samo zdaniem autora, jak i zdaniem głównego bohatera (swoją drogą ten idealnie jest wyidealizowany pod schemat Mary Sue), który gotów nam będzie powtarzać to podczas każdej swej przygody. Gotów będzie przeprowadzać udane egzorcyzmy w kosmosie, gotów będzie wpajać nowo poznanej dziewczynie koncepcję jednego tylko prawdziwego, chrześcijańskiego Boga, gotów będzie również negować opinię, wiarę innych pozaziemskich istot, słowami ,,Jestem jednak przekonany, iż kiedyś Pan Wieków pozwoli i Panu zrozumieć więcej’’.

 

Być może poświęcę temu zbyt dużo czasu i uwagi, ale nigdy jeszcze nie spotkałem podobnego zabiegu w tego typu literaturze, toteż warto poświęcić mu kilka akapitów. Nie jestem uprzedzony do żadnej religii, (ale do przesadnej idealizacji bohaterów, tym bardziej głównych, już tak) jednak nie spodziewałem się wykładni tak konserwatywnych poglądów. Z tyłu książki pada pytanie, w co mamy wierzyć w tak burzliwych czasach. Odpowiedź miała kryć się w meandrach duszy, idąc dalej tym opisem. Spodziewałem się przemian bohatera, spodziewałem się stworzenia różnych ciekawych religii pozaziemskich, mieszania się ich, szukanie w tym gąszczu odpowiedzi. Odpowiedź podaje się nam na początku. Cała ludzkość przyjęła chrześcijaństwo, dzięki czemu uzyskano pokój, teraz należy przekonać innych do istnienia jednego słusznego Boga. To jest ta odpowiedź, którą należy znaleźć w meandrach duszy i którą za każdym razem, miałem wrażenie, fanatycznie będzie powtarzać główny bohater, nie bacząc na nic innego. W moim odczuciu pozostawia to nie tyle niedosyt, co niesmak. Wierzenia innych cywilizacji, jeśli już są przedstawione, to jednym zdaniem, często śmiesznie, niekiedy nawiązują dość bezpośrednio do ziemskich, znanych nam religii i nigdy nie są przedstawione jako coś rozsądnego, (często nawet dosłownie jako coś dobrego) co mogłoby choć trochę konkurować z wiarą głównego bohatera, która jako jedyna, że tak powiem, działa, sprawdza się, niesie pomoc, na pewno jest dobra i słuszna- z chrześcijaństwem. Mogę przypuszczać, że podobne poglądy tyczą się autora, gdyż i sam narrator z chęcią dystansuje się od z lekka nakreślonych wierzeń innych kultur, również aprobując jedyne słuszne piękno chrześcijaństwa.

 

Wiem, jak bardzo widać tu moje uprzedzenie, ale powtórzę, nie jestem uprzedzony do samej religii, ale do fanatyzmu, który został tu przedstawiony, który nie zgadza się z tylnym opisem, a więc reklamą książki, który w końcu, wydaje mi się, umniejsza inne wierzenia, w teorii kosmiczne, ale jak wspomniałem, często nawiązujące do rzeczywistych religii, nie traktując ich poważnie, ale jako coś śmiesznego, poczciwego, czasem, jak pisałem, złego, w domyśle w końcu fałszywego, (zresztą autor nazywa je nieraz bezpośrednio- złudzeniem) co stwierdza cytowany już bohater, sugerując, życząc w zasadzie innym poznania tej jedynej prawdy. Jego prawdy, sądzę, też prawdy autora, tak jak, w jego wizji, poznała już ją całą ludzkość.

 

Mniejsza... Książka to nie tylko to. To również coś ciekawszego. Język, ten jest piękny, niezwykle plastyczny, nie wiem jak określić, w moim odczuciu płynny, ładnie się układający. Książka przepełniona jest krajobrazami, różnymi istotami, najczęściej niestety, prócz wyglądu i miejsca zamieszkania, zdają się być kalką ludzi, niemniej widać tu pewien kunszt autora, który bawi się, kreując coraz to nowsze opisy, krajobrazy...

 

Mimo tego piękna, niezwykle bogatego języka, książka, w moim odczuciu, jest nudna. Może zbyt dużo oczekiwałem, ale w większości bazuje na schemacie: coś atakuje, główny bohater, bądź jego android, odpierają atak, często kogoś ratują, oddają honory Bogu, (to ostatnie nie licząc androida) wspominając, że to wszystko dzięki niemu, koniec. Czasami bohater styka się ze złem, jak mówi- grzeszy, by potem prosić Boga o wybaczenie, niejako się nawrócić. Kolejna podobna scena. Nic jednak większego z nich nie wynika. Fabuła do niczego nie dąży, stanowiąc przede wszystkim opisy kolejnych wypraw, nie rozwija się, a stanowi pojedyncze, niełączące się zbytnio, prócz chronologii, historie. Bohater się nie zmienia, nie zastanawia się, ma już swoją odpowiedź od pierwszej strony. Swoją religię. Te wszystkie sceny, by jakoś je połączyć, są przeplatane, łączone np. niezwykle delikatnym, subtelnym, choć, sądzę, z lekka sztucznym, teatralnym wątkiem miłosnym, jednakże schemat zazwyczaj jest ten sam i powoduje, że do powieści wraca się na siłę. Bohater czasem opowiada o swoich przygodach. Są w teorii różnorodne, ale tyczy się to scenerii, a ich historia sprowadza się do tego samego. Nie są powiązane nijak z fabułą, nie rozwijają jej, ona sama do niczego, zdaje się, nie prowadzi, prócz propagowania "słusznej religii", a te stanowią, podobnie jak ona, luźne historyjki z wypraw, gdzie ich konstrukcja również jest ta sama, wspomniana wyżej. Miałem wrażenie, że owe opowieści interesujące są tylko dla ukochanej głównego bohatera, z którą rozpoczął pierwszą rozmowę, no w zasadzie wiadomo, o czym mogła być... O jedynym Bogu, co do którego istnienia ta miała wątpliwości, oczywiście przez jedno krótkie zdanie- natychmiastowe rozwianie tej wątpliwości to chyba jedyna rzeczywista przemiana, o jakiej przeczytamy, nie licząc innych nawróconych kosmitów, ale też, mimo wszystko, jeszcze nie do końca faktycznie wierzących ludzi- co bardziej nawiązuje do zakończenia, ale o nim trochę powiem później. Niezależnie jednak, czy to zakończenie, czy początek, kosmita, człowiek, przemianą ma być nawrócenie. Bardzo to nachalne, a non stop wałkowany temat chrześcijaństwa często nie wynika z niczego, albo inaczej, dorzucany jest na siłę do każdego zdarzenia, które podeprze jego słuszność i właściwość, detronizując inną wiarę jako coś równie słusznego.

 

Idźmy dalej…, po drodze wpadło mi do głowy znów to samo porównanie, dlatego je przytoczę. Książka, chcąc nie chcąc, traktuje o Bogu, o religii, propagując jedyną tę, podług autora, słuszną. Taki jest, sądzę, jej cel. Nie dodatek, a główny temat. Schemat przedstawiania tych zagadnień, pomimo różnych planet, idealnie pasuje do filmu ,,Bóg nie umarł’’. Rozumiałbym, gdyby np. autor przedstawił uczciwie różne religie, często skrajne poglądy, dałby dalej różne zdarzenia, na które właśnie religia będzie wpływać, a na koniec zakonkludował, że jednak, jak widzimy, jednak tylko ta wiara jest faktycznie słuszna, a najlepiej dał czytelnikowi trochę wyboru. Wówczas dochodzimy do tego po drodze. Jedno wynika z drugiego. Schemat jest jednak taki, jak w filmie. Od razu dostajemy tezę- jest jeden Bóg, czy jesteś kosmitą, czy nie, jeśli sądzisz inaczej, to tam są drzwi, a teraz dostaniecie tysiąc zdarzeń, by potwierdzić niezachwianie postawioną na początku tezę. Koniec. Nie ma dyskusji, wyboru, czy miejsca na refleksję. Jest tak i koniec. Kropka. Ot, całe obiecane meandry i istota bytu. Sądzę, że tematu nie wyolbrzymiłem, bo, mimo wszystko, czytając kolejne rozdziały, nachodziły mnie te same, zawarte powyżej, refleksje.

 

W międzyczasie wykładana nam jest chrześcijańska wiara w realiach kosmicznych, nieważne, jakby to brzmiało. Czytamy o demonach opętujących niewiernych kosmitów, czytamy o egzorcyzmach, o upadłych aniołach. Oczywiście nie bezpośrednio, ale jest nam to wyraźnie sugerowane, często nawet dosłownie, gdzie np. bohaterowie sami nie wiedzą, czym są dane istoty, no ale nie przeszkadza im to wcale sugerować, że na pewno są to upadli, którzy sprzeciwili się Panu. Przecież to oczywiste. Z drugiej strony są ci, co wybrali właściwą, wiadomą zresztą ścieżkę. Ci rzecz jasna nie poddają się mocy zła, tych Bóg ratuje z nieważne jak beznadziejnych opresji. W końcu czytamy, jak upada zło, a ,,wiara ludzi’’, którą oczywiście stanowi chrześcijanizm, staje się coraz bardziej popularna i uznana w całym kosmosie, i w końcu, jako dobro, przeciwstawia się złu, za które w domyśle brane też są inne wierzenia. "Utopia".

 

Widać również, że autor same walki dobra i zła, istot je reprezentujących, jest w stanie zmieścić w jednym akapicie, bardziej skupiając się na aspektach, scenach, wypowiedziach bohaterów, które jasno określą konkretną religię jako dobro przeciwstawiające się złu i jasno postawią czytelnika przed jedynym możliwym wyborem. Wyborem dobra, które reprezentuje konkretna, wspomniana już ze sto razy, wiara. To, co doprowadzi do tego wyboru, to, co prowadzi w ogóle do odpowiedzi nawet takiej, że faktycznie tylko ta wiara jest prawdziwa, jest pominięte. Ważna jest sama odpowiedź, nie droga. Ważne jest stwierdzenie, tak- wiara ludzka, wiara chrześcijańska jest jedyną prawdą. To stwierdzili już wszyscy ludzie i w zasadzie niedługo stwierdzi cały wszechświat. Dlaczego? Bo tak, bo inne wierzenia opierają się na demonach, są niewłaściwe, złe. Na szczęście Bóg wie, co robi, zło będzie się indyczyć, ale wiadomo, że upadnie, pociągając za swym upadkiem triumf Najwyższego. Najbardziej wierzącym, więc w domyśle świętym, stawiane są pomniki itd. Masowe nawracania, kuszenia, w zasadzie to, co można dalej przewidzieć. Przewidzieć też chyba można już zakończenie... Choć to akurat nie tak do końca, bo choć te bazuje oczywiście na wszystkich powyżej wymienionych aspektach, a końcowa przemiana wiadomo czego dotyczy, to jednak sceneria, więc mocna strona książki, dość ciekawie, ważniejsze- niespodziewanie się zmienia, niosąc jednak, jak wspomniałem, znane nam z utworu treści, może nawet jeszcze bardziej dosadnie je przekazując. Szczegóły jednak pozostawię potencjalnym czytelnikom, bo...

 

Książka Jaglińskiego może być ciekawa, jeśli wiemy, czym jest i chcemy po nią sięgnąć, by zobaczyć, jak zostało to przedstawione. Nikt chyba nie spodziewał się promować religii w kosmosie, przy jednoczesnej tak wyeksponowanej niechęci do wszelkiej inności. To jest faktycznie dotąd niespotykane w tego typu literaturze. W rzeczywistym świecie co innego. Ponadto sam utwór już od pierwszych chwil daje nam do zrozumienia, że nie będzie bawić się w żadne meandry, filozoficzne dywagacje, walki, o których czytamy z tyłu. Nic z tych rzeczy. Słuszna prawda jest jedna, trzeba ją oryginalnie przedstawić. I to poniekąd się udało. Poniekąd, bo pod tymi kosmitami, ludźmi, światami, kryje się obraz wiernych, niewiernych, nawracania, czyli czegoś dobrze nam znanego i przez wieki doświadczonego. Jeśli o to chodziło autorowi, w co, czytając tylny opis, wątpię, to jest to sukces.

 

Mało komu można polecić tę książkę. Ci, co pragną faktycznego science fiction i filozofii, sięgną, i słuszne, po Lema, czasem Kuttnera. Ci, co pragną oryginalnego ujęcia religijnych doktryn, mogą sięgnąć np. po Dantego. Chociaż w tym drugim przypadku akurat po tę pozycję także, jest wybór.

 

Książka obiecała pytania i poszukiwanie odpowiedzi. Miały być poszukiwania, była gotowa odpowiedź już na początku, toteż ja na końcu dam Państwu kilka pytań i zachęcę do własnego poszukiwania. Otóż, co by było, gdyby faktycznie jakaś religia zdetronizowała inne, zajmując jedyne możliwe miejsce? Co by było, gdyby zrobiła to zgodnie z wolą wszystkich ludzi, czy wynikałoby to z jej obiektywnej słuszności? Czy jest to w ogóle możliwe? I co by było, gdyby był to akurat chrześcijanizm?

 

Jeśli chodzi o mnie, mogę tylko odpowiedzieć, cytując Tadeusza Sznuka. A zatem ,,nie wiem, choć się domyślam’’, zostawiając Państwa z własnymi przemyśleniami.

Tomasz Niedziela

Ta recenzja to dla mnie poważne wyznanie. Chyba nigdy do tej pory nie zdarzyło mi się coś takiego. Nie będzie miło..., no ale może kiedyś coś takiego musiało nadejść...

 

Szukałem czegokolwiek dobrego, co mógłbym powiedzieć o tej książce. Obawiam się, że mi się nie udało. Bardzo nie lubię tak pisać o książkach, zawsze staram się znaleźć jakieś pozytywy, które mogą dodatnio wpłynąć na mój ogląd, z natury jestem łagodny, wiem, jak boli taka krytyka. Niestety tym razem inaczej się nie da.

 

Czytanie „Sabaoth” to istna katorga. Wiem, że książki science fiction między innymi muszą opisać świat, w którym się znajdujemy, bo przecież nie jest to nasz świat taki z „tu i teraz”, ale nie może być tak, że po kilku stronach dostaję taki nawał informacji, że kompletnie nie wiem o co chodzi. Jasne, że didaskalia są ważne, ale nie w takim ogromie, w tylu szczegółach, które tak naprawdę do niczego nie są nikomu potrzebne. Najważniejsza przecież jest opowieść, wątek, akcja coś co się wydarzyło i co chcemy opowiedzieć. Lubie od czasu do czasu literaturę s-f, czytałem Lema, Herberta, Dicka, Dukaja czy Martina. Im wystarcza kilka zdań i już wiemy gdzie jesteśmy, z czasem dowiadujemy się nowych rzeczy, ale głównie przy okazji opowieści. Tu wszystkie opisy zaciemniają wręcz zagłuszają opowieść.

 

Czytając tę książkę doszedłem do wniosku, że jeszcze nigdy w życiu nie byłem na randce! Autor przez 30 stron stara się mi wmówić, że młody mężczyzna jest w stanie przez kilka godzin składać pompatyczne deklaracje dotyczące swoich przygód, w zasadzie zupełnie nie interesując się młodą, piękną kobietą? Ona mu w zasadzie do niczego nie była potrzebna, mógł te wszystkie deklaracje składać przed lustrem.

 

A jak jest wojna, to piloci myśliwców (prawie jak ci z „Top gun”) to elita elit, która po zwycięstwie idzie na kilka (oby...) drinków, by wspominać jednego z nich, który zginął bohaterską śmiercią. Nic bardziej przewidywalnego. A sama walka – działa jonowe, silniki jonowe? Całkiem się pogubiłem.

 

Mnogość ras, mnogość wierzeń, chociaż niby mamy domyślać się, że nasz „Christos” jest najlepszy, nie tylko na ziemi, ale wszędzie w kosmosie. Wszystkie myśli i idee można w powieściach „przemycać”, ale nie w tak „łopatologiczny” sposób.

 

No i kolejny gwóźdź do trumny – sposób wydania. Wiem, to już raczej nie wina autora, ale czy nikt w wydawnictwie nie potrafi jakoś wypośrodkować strony? A strona wydrukowana „do góry nogami”? Obecnie to zakrawa raczej na skandal? A może niepotrzebnie się czepiam? Gdzie jakaś redakcja, po co ten rysunek jako przerywnik do drugiej części? To naprawdę ma być wartość dodana? Ilustracje w książce? Super sprawa, ale nie w takim wydaniu!

 

Pierwszy raz spotkałem się, żeby na końcu książki było streszczenie. Czyżby autor też sądził, że czytelnik może nie zrozumieć co i dla kogo pisze? Jaki słownik języka roteńskiego – po co? Gdyby Lokheed Martin był sponsorem wydania tej książki, mógłbym zrozumieć opisy samolotów, raczej myśliwców, ale jeśli nie, to znowu pytanie: po co?

 

Długo zastanawiałem się, do kogo ta książka jest skierowana. Początkowo myślałem, że może do „młodego czytelnika”, bo taki był początkowy charakter powieści, ale obawiam się, że to błędna droga. Wielbiciele s-f? Oni mają znacznie większe wymagania. Nowi czytelnicy? Może znajomi i rodzina? Może trochę przesadzam, ale niestety nie widzę żadnej grupy docelowej.

 

Sprawdziłem, że Pan Waldemar Jagliński – autor książki z powodzeniem wyżywa się też na niwie poetyckiej. Super! I niech tak pozostanie!

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Comments  

0 # Waldemar 2020-07-26 12:11
''...Jeśli nauka zdoła rzetelnie zdefiniować zjawisko myśli, nie podpierając się jedynie mętnymi pojęciami z zakresu elektryczności, zastanowię się nad uznaniem nas za rodzaj bogów...''- Leo Sarron, część pierwsza książki SABAOTH.
Reply | Reply with quote | Quote | Report to administrator
0 # Waldemar 2020-05-07 11:41
Witam. Myślę, że nie ma większego sensu polemizować z kimś, kto jest dorosły i ma własny światopogląd, który kształtuje się między innymi pod wpływem środowiska.
Tym niemniej warto po raz kolejny zaakcentować, że żyjemy w świecie gdzie na swoistym piedestale stawia się kult przemocy - z tym zgodzimy się chyba wszyscy.
Od dziecka bombarduje się człowieka wszystkim tym, co służy '' walce o swoje'' pomijając jednocześnie drugą żywą istotę, egzystującą najczęściej bardzo blisko.
Żadna religia - traktowana tylko jako religia - nie wnosi niczego, co naprawdę buduje każdego człowieka z osobna, jednak na bazie konkretnej religii głoszącej na przykład konieczność pojednania, wybaczenie drugiemu, można zbudować ogólnie pojęte dobro i łagodniejsze, niż na ogół, stosunki społeczne.
Myślę, że taką religią, czyli swoistą bazą, może być chrześcijaństwo, ale tylko to oparte na pierwotnych przesłaniach( celowo nie używam tu nazwy konkretnego żródła, aby nie prowokować dodatkowych polemik).
W książce pt. SABAOTH autor stara się bazować właśnie na tych pierwotnych przesłaniach używając czasem innej, niż oficjalna nazwy ich żródła.
Zamysł, w którym to miłość ma grać pierwsze skrzypce, nie powinien budzić sprzeciwu, jednakże, jak już wspomniałem na początku wypowiedzi, każdy z nas od dziecka bombardowany jest wszystkim tym, co służy ''walce o swoje''.
Oczywiście inną kwestią jest twórcze wykorzystanie zamysłu - tutaj, nawet w przypadku autorów uznanych, nie zawsze się to udaje .Dlatego też j - przyglądając się wielu uznanym publikacjom - trudno w nich znależć naprawdę oryginalny zamysł.
Mam tu na myśli głownie trzymanie się kanonu, niezliczone tabuny jednorożców, armie wróżek czy czarnych charakterów przemierzających Galaktykę przede wszystkim po to, aby się obłowić albo po prostu '' przesunąć komuś fasadę''. Taki kanon przyjmuje się powszechnie.
W takim świetle obraz autora SABAOTHA jawi się rzeczywiście jako coś zupełnie niezrozumiałego.
Tym niemniej warto zastanowić się nad sensem jego przesłania.
Czy w chwili śmierci ktokolwiek z nas będzie pamiętał czarny charakter okładający innych technologicznie zmodyfikowanymi pięściami, czy raczej kogoś, kto starał się przekazać nam to ogólnie pojęte dobro. Nawet, jeśli jest ono związane z chrześcijaństwem, z czymś budzącym pobłażliwy uśmiech.
Reply | Reply with quote | Quote | Report to administrator

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial