Pani M
-
„Nekrowersum” opowiada historie zwyczajnych ludzi, których łączy jeden drobny szczegół: wszyscy popełnili błąd, za który ktoś inny musiał zapłacić wysoką cenę. To, co miało być końcem, dla nich okazuje się dopiero początkiem czegoś mrocznego, nieznanego i bezkresnego. Wiedza, którą posiadają, nie wystarcza, aby zrozumieć sens życia i śmierci. Okazuje się, że świat, jaki znali, nie jest jedyny, a w życiu i po nim nic nie dzieje się bez przyczyny. On jest jednym z nich i uparcie szuka odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytania, które być może na zawsze pozostaną bez odpowiedzi. Opis tej książki mnie zaintrygował, chociaż nie do końca wiedziałam, czy to będą moje klimaty.
Ta książka to literacki debiut autorki. I muszę przyznać, że Michalina Szymacha-Bevoor bardzo mnie zaskoczyła. Nie umiem porównać tej powieści do żadnej innej, z którą do tej pory miałam do czynienia. To była dla mnie coś nowego, ale i bardzo dobrego.
Autorka wykreowała bohaterów z krwi i kości, których kupuje się z całym dobrem inwentarza. Co w przypadku debiutantów nie zawsze się udaje. Miałam wrażenie, że patrzę na poszczególne postacie, stojąc z boku. To było coś niesamowitego. To bez wątpienia jeden z największych plusów w tej powieści.
Swoje robi również klimat. Były momenty, które mnie autentycznie przerażały i czułam niepokój, czytając je, a że za lekturę zabrałam się wieczorem, to i w nocy za spokojnie nie spałam. Książka od początku do końca trzymała mnie w napięciu lepiej niż niejeden thriller. Wciągnęłam się w fabułę tak, że nie potrafiłam oderwać się od czytania. Powieść na szczęście nie była zbyt obszerna, więc udało mi się ją skończyć w ciągu jednego dnia. Nie umiałabym zasnąć, gdybym nie poznała zakończenia tej historii.
Od początku do końca powieść jest przemyślana, nie jestem w stanie przyczepić się do ani jednej sceny. Dialogi także są bez zarzutu. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem tej powieści, nie miałam w stosunku do niej praktycznie żadnych oczekiwań, wolę się na nic nie nastawiać, jeśli chodzi o debiuty, ale ten jest bardzo dobry i dziwi mnie, że jest o nim tak cicho. W sumie nigdzie nie widziałam recenzji tej książki, nawet na Instagramie nigdzie mi się nie przewinęła, a obserwuję naprawdę wiele profili poświęconych książkom. I szkoda, że ta powieść przejdzie bez większego echa. Michalina Szymacha-Bevoor ma ogromny potencjał. Ok, może i pojawiają się tu trochę soczyste słowa, ale one nie biły mnie po oczach, chociaż przeważnie w tej kwestii strasznie kręcę nosem. Tu wszystko było na swoim miejscu.
Pomysł autorki zrobił mi trochę wodę z mózgu i będę potrzebowała trochę czasu, by ochłonąć po tym, co przeczytałam. Książka daje do myślenia, wciąga i trudno jest ją odłożyć na półkę, nie kończąc jej. Takich debiutów literackich na naszym rynku wydawniczym potrzebujemy. Dopracowanych, przemyślanych.
Dla kogo jest ta książka? Myślę, że dla wszystkich czytelników, którzy lubią nietuzinkowe opowieści. Czy można się podczas lektury bać? Moim zdaniem, jeśli wkręcicie się w fabułę i oderwiecie się od wszystkiego, co was otacza, to myślę, że tak. Ale przede wszystkim książka da wam do myślenia. To nie jest jedna z tych książek, o których zapomina się już po przeczytaniu, ona pozostaje w pamięci na długo i nie można jej raczej z żadnym innym dziełem literackim porównać. A przynajmniej ja nie potrafię tego zrobić.