Nikxxon
-
Zastanawialiście się kiedyś jak wygląda życie weselnych muzyków? Czym zajmują się na co dzień, czy mają rodziny? Czy ich życie przypomina egzystencję szarego Kowalskiego, czy może raczej ma w sobie coś z przygód zespołów rockowych? Ja zastanawiałam się nad tym od jakiegoś czasu, więc kiedy tylko zobaczyłam „Nóż w plecy”, od razu postanowiłam po niego sięgnąć. Niestety dzieło Bogdana Pniewskiego niekoniecznie pomogło mi znaleźć odpowiedzi na powyższe pytania.
Oczekiwania względem tej książki były ogromne, opierając się na notce wydawcy, spodziewałam się, że będę miała do czynienia z literaturą faktu, w końcu opowieści miały być „oparte na prawdziwych ludzkich historiach”. Dość szybko okazało się, że tak naprawdę jest to zbiór, w którym króluje fikcja literacka, nie zaś reportażowy charakter. Jeśli zaprezentowane historie naprawdę mają w sobie jakiś pierwiastek prawdy to zostały ubarwione do tego stopnia, że wydają się kompletnie niewiarygodne. W początkowych rozdziałach objawia się to w nierealistycznych postawach i zachowaniu bohaterów, by z każdym kolejnym opowiadaniem rosnąć aż do „Wieczoru panieńskiego”, w którym następuje moment kulminacyjny w postaci istnego festiwalu absurdów. Cała historia nawiązuje nieco do klimatu dreszczowców i jest zdecydowanie najbardziej zaskakująca. Opiera się na starannie uknutej intrydze, w której trudno znaleźć jakiekolwiek sensowne uzasadnienie jej istnienia. Wisława Szymborska kiedyś powiedziała, że „życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze”. Cóż, jeśli to właśnie życie jest odpowiedzialne za stworzenie głównej fabuły tego opowiadania, to chapeau bas, jestem pod ogromnym wrażeniem.
Ciekawą kwestią jest język użyty przez autora, ponieważ niełatwo go zdefiniować. Wydaje się, że miał naśladować styl mówienia lat PRL-u, zapewne stąd lekko przestarzałe konstrukcje i określenia. Niestety ostatecznie dają one teatralny efekt i stosunkowo często rażą sztucznością, zwłaszcza w kontekście ogromnej ilości pieszczotliwych zwrotów przeplatanych przesadnie oficjalnym tonem. Język kojarzy się bardziej z literackimi dziełami sprzed stu czy dwustu lat aniżeli z latami 70. czy 80. XX wieku.
Wspomnienia muzykantów na podstawie indywidualnych historii bohaterów pokazują niektóre z problemów, z jakimi boryka się całe środowisko zespołów weselnych. Dzięki temu dowiadujemy się jak ściśle ich życie prywatne łączy się z pracą zawodową, jak wiele czasu poświęcają na próby oraz widzimy jak ogromnym problemem jest alkoholizm i to nie tylko w określonej grupie zawodowej, ale także w całym Polskim społeczeństwie. Skupienie się na prywatnej sferze życia bohaterów pomaga czytelnikowi zrewidować swoje poglądy na temat weselnych muzykantów, którym już wiele lat temu przypięto łatkę prymitywów, dodatkowo traktowanych z góry przez „prawdziwych” muzyków. Książka sama w sobie nie jest pozycją wybitną i ma wiele niedociągnięć, jednak jej funkcja burzenia krzywdzącego mitu jest dużą wartością i należy o niej wspomnieć. Jest ona zdecydowanie najmocniejszą stroną całego zbioru.
Wśród tematów poruszonych w zbiorze możemy znaleźć m.in opowieści o pasji, zazdrości, niespełnionej miłości, a także o stracie bliskiej osoby. Fabuła poszczególnych opowiadań nie obfituje w emocjonujące zdarzenia, płynie bardzo wolno i czasami gubi wątek. Zamysł autora miał ogromny potencjał i wywołał podobnej wielkości oczekiwania, jednak niestety nie został wykorzystany. Jeśli szukacie książki, która pokaże wam kulisy pracy weselnych muzykantów w sposób wiarygodny i zajmujący, to prawdopodobnie będziecie zawiedzeni po lekturze tego dzieła. Jeśli jednak jesteście ciekawi romansu PRL-owskiej rzeczywistości i absurdu, a dodatkowo lubicie opowiadania spokojne i nie wywołujące większych emocji, to być może jest to pozycja dla Was.