Don Centauro
-
Końcówka XIX-ego wieku i prawie połowa XX-ego to okres, w którym rozwinęła się na świecie moda na zjawiska paranormalne. Punktem przełomowym był rzekomy duch, nawiedzający dom sióstr Fox. Potem pojawili się kolejni ludzie, nazywani „medium”, którzy mieli mieć kontakt z zaświatami i udowadniali to na seansach spirytystycznych. W Europie zjawisko to rozwinęło się na przełomie stuleci, a szczytowy moment przypadał na lata dwudzieste. To właśnie wtedy kontaktowali się z duchami Franek Kluski czy Jan Guzik, odwiedziła Polskę Eusebia Palladino, w seansach brali udział nie tylko zwykli ludzie, ale prawie cała ówczesna elita. Kontakt z zaświatami, choć już w nieco innej formie, stosowali jasnowidze, wykorzystując swe zdolności do rozwiązywania zagadek kryminalnych. Często łączyli oni jasnowidztwo z zawodem detektywa, który w Polsce dopiero raczkował. Kontakty z zaświatami były wówczas na porządku dziennym i dopiero wybuch drugiej wojny światowej zakończył tę intrygującą modę.
Agnieszka Haska i Jerzy Stachowicz postanowili zabrać czytelnika właśnie do tej epoki, na spotkanie z jasnowidzami, detektywami i mediami. I właśnie już na początku pojawił się mały zgrzyt, bo choć w pierwszych rozdziałach duchów mnóstwo, nie tylko we wspomnieniach, ale i na fotografiach (!), to jednak różnica między medium a jasnowidzem jest dość istotna. A o ile wszyscy znaczący wywoływacze duchów pojawiają się od pierwszych stron, jasnowidzów na początku mało. I dopiero po skończeniu lektury zauważyłem, jak spójną koncepcyjnie całość stanowi ta książka i bez Guzika, Palladino czy Modrzewskiego straciłaby znacznie na wartości.
Musze przyznać, że nie przepadam za epoką dwudziestolecia międzywojennego. Ale przy czytaniu bawiłem się świetnie, autorzy doskonale oddali specyficzny klimat tamtych lat. Kiedy zaszła potrzeba, cofali się nawet sto lat wcześniej, by wyjaśnić na przykład skąd wziął się w ogóle zawód detektywa i jaki miał później związek z jasnowidzami. Jako wielbiciel empire'u ucieszyłem się, napotykając w którymś rozdziale postać Eugene Vidocq, człowieka, który był pierwszym prawdziwym detektywem w historii (przypisuje mu się genialne powiedzenie -„tylko zbrodniarz zawsze wykryje zbrodnię”). Fani literatury odnajdą jego mroczną postać choćby w „Nędznikach” (inspektor Javert).
Rozdziały poświęcone detektywom nie mogły oczywiście obyć się bez postaci Conan Doyle'a. Powszechni znany jako twórca przygód Sherlocka Holmesa sam również brał udział w śledztwach, poza tym był zagorzałym spirytualistą. Podobnie jak większość przedstawionych postaci, łączył on swoje zdolności dedukcji z pozyskiwaniem informacji z zaświatów, choć oczywiście rezultaty bywały różne. W książce prezentowanych jest wiele spraw kryminalnych, które rozwiązane zostały przez detektywów oraz przez jasnowidzów, albo - jak Conan Doyle - przez osoby łączące te dwie profesje. Wtedy traktowane były one na równi poważnie.
Ostatnie rozdziały to już prawdziwa perełka, czyli przedstawienie dwóch gwiazd epoki. Rafał Schermann, który potrafił tylko po stylu pisma powiedzieć o autorze tekstu dosłownie wszystko to postać nietuzinkowa. Oczywiście trudno nie zauważyć, iż jego sukcesy (zwłaszcza późniejsze) to po prostu sprytne wykorzystanie „białego wywiadu” i rozmów z osobami, które przyszły po poradę. Ale już największa gwiazda tej antologii (Stefan Ossowiecki) to jedna z najbardziej zagadkowych postaci. O jego fenomenalnych zdolnościach miał okazję przekonać się sam Józef Piłsudski. Rozdział poświęcony inżynierowi Ossowieckiemu nieprzypadkowo jest najdłuższy – gdybym miał wskazać osobę, co do której jestem przekonany, iż posiadała paranormalne zdolności, właśnie jego wskazałbym jako pierwszego.
Trochę szkoda, iż moda na wywoływanie duchów, ale w takim klasycznym klimacie, jak te opisane w książce (i również w książce Ochorowskiego, badacza zjawisk paranormalnych którego w „Jasnowidzach i detektywach” na początku napotykamy często). Lewitujące stoliki, materializacje duchów i zwierząt (na jednym ze zdjęć widać Franka Kluskiego z przywołanych „z zaświatów” ptakiem), woskowe odciski dłoni zjaw – udział w takim seansie musiał być niesamowitym przeżyciem. Po lekturze tej książki, po opisach świadków sam miałem ochotę siąść przy stoliku i pomóc medium w przywołaniu duchów, nawet wiedząc, iż to inteligentne oszustwo. Niestety, wojna zakończyła ten popularny trend, choć oczywiście detektywów i jasnowidzów nadal można spotkać współcześnie. Dla przykładu w tajemniczej sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek w Gdańsku współpracowali najpopularniejszy w Polsce detektyw i równie znany jasnowidz. Akurat w tym przypadku efekty były znikome (Iwona nadal uchodzi za zaginioną).
Dlatego warto polecić książkę „Jasnowidze i detektywi”, by każdy miłośnik zagadek kryminalnych mógł sobie wyrobić własną opinię na temat tych zawodów i prześledzić ich powstanie i początki działalności w naszym kraju oraz zrozumieć, dlaczego współcześnie ich (jasnowidzów) skuteczność jest tak znikoma. Warto poznać historie, którymi żyła wówczas cała Polska, obejrzeć intrygujące zdjęcia z epoki. Zamknąć oczy i udać się w fascynująca podróż w przeszłość.