Sylfana
-
Miłość Bogów Rafała Dębskiego to trzecia odsłona cyklu Piastowskie Fantasy, która realizuje kontaminację motywów fantastycznych z historią Polski. Wspomniany cykl piastowski odwołuje się do rządów kolejnych królów, którzy swoimi działaniami i decyzjami doprowadzają do wielu nieodwracalnych zmian, które nieraz potrafią się mścić na swoich pomysłodawcach. W tej trylogii (póki co trylogii), upatruję duże podobieństwo do twórczości Michała Gołkowskiego, który również w podobny sposób bazuje na historii (w tym przypadku Europy oraz świata), która podszyta jest niecodziennymi, fantasmagorycznymi zjawiskami i procesami. U Gołkowskiego jest jednak pewnego rodzaju mistycyzm, u Dębskiego natomiast typowa problematyka władzy, intryg, konfliktów władców. U tego drugiego brakuje też jakiegoś większego polotu, tak jakby próbował naśladować swoich kolegów po fachu (właśnie Gołkowskiego, czy Przechrztę), jednak bez jakiegoś zjawiskowego i mocnego rezultatu. Trochę szkoda, bo potencjał i pomysł na cykl wydawać się może niezwykle intrygujący – nasza rodzima historia może być zdecydowanie dobrym tłem fabularnym.
Trzeba jednak przyznać, że Miłość Bogów jest w jakiś sposób łagodniejsza od poprzednich części. Nie mamy tu do czynienia z namacalną brutalnością, ostrym rozlewem krwi, potyczkami na każdym kroku – tutaj nadrzędna wydaje się być warstwa zależności i relacji międzyludzkich, a także związków między człowiekiem a Stwórcą. Czy można zatem powiedzieć, że ta część jest bardziej uduchowiona i stonowana? Chyba tak, ale to oczywiście zależy od punktu widzenia i charakteru odbiorcy tekstu. Nie ulega jednak wątpliwości, że Dębski zrezygnował z brutalnej sieczki i skupił się na bardziej stonowanych, jednak ciekawych motywach – opisuje między innymi życie na dworze, intrygi królewskie, obyczaje arystokratów, społeczeństwo, zależności między władzą a poddanymi – a wszystko to jest skutkiem sięgnięcia po życiorys Władysława Wygnańca, najstarszego syna Bolesława Krzywoustego, który zmuszony został do ucieczki do Saksonii.
W tej części pojawia się także mocno rozbudowany wątek miłosno – romansowy, czego zabrakło w poprzednich częściach. Nie jest on co prawda mocno odkrywczy i wyjątkowo ciekawy, ale daje jakiś powiew świeżości całemu cyklowi. Być może sam Dębski zauważył, że fabułę trzeba skomponować w inny sposób, tak aby głównym zarzutem recenzentów i czytelników nie była powtarzalność, która może zamęczyć i znudzić. Warto również podkreślić, że motyw romansu stanowi odskocznię od bardziej fantastycznych aktów kreacyjnych – pozwala on na uspokojenie fabuły, odetchnięcie, stanowi idealny przerywnik od obrazów strzyg, mutantów i innych potworności, które się w powieści pojawiają.
Niezmiernie cieszy fakt, że Dębski pokusił się o sięgnięcie po bestiariusz słowiański. Mity słowiańskie, a właściwie prasłowiańskie, musiały być w tej konkretnej książce inspiracją, gdyż czy można opowiadać o średniowiecznej Polsce w kategoriach fantastyki i nie sięgnąć po spis mutantów opisywanych przez ówczesnych gawędziarzy i literatów? Myślę, że jest to nieuniknione. W poprzednich częściach również pojawiały się wspomniane motywy, jednak w tej części są one realizowane w pełni – ta inspiracja podnosi zdecydowanie wartość całego tekstu.
Podsumowując, muszę obiektywnie stwierdzić, że Miłość Bogów jest najlepszą częścią całego cyklu Piastowskiego Fantasy, choć nie jest to jeszcze do końca to, czego oczekuję. Nie chciałabym być jednak bardzo wymagająca, dlatego doceniam niezmiernie, że Dębski się rozwija, nadbudowuje swój warsztat, stara się niezmiernie sięgnąć ideału. Widzę ten progres i z powieści na powieść jestem spragniona większych doznań czytelniczych. Mam nadzieję, że autor kolejnym razem również mnie nie zawiedzie.