Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Dziennik Reni

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 6 votes
Akcja: 98.67% - 6 votes
Wątki: 99% - 4 votes
Postacie: 100% - 5 votes
Styl: 99.51% - 10 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 99.33% - 6 votes
Polecam: 100% - 10 votes

Polecam:


Podziel się!

Dziennik Reni | Autor: Anna Rink

Wybierz opinię:

Zdzisław Prygiel

Książka powstała na kanwie odnalezionego, ręcznie pisanego dzienniczka w szkolnym zeszycie. Autorką dzienniczka była najstarsza z siódemki rodzeństwa, jedenastoletnia córka państwa Anny i Henryka Wrzeszczyńskich. Rodzina mieszkała w małej wsi w Wielkopolsce, gdzie Henryk Wrzeszczyński pełnił funkcję kierownika szkoły w Kamieńcu, gmina Trzemeszno. Pierwszy zapis datowany jest na 4 maja w sobotę 1940 roku, czyli początek II wojny światowej. Ojciec rodziny Henryk Wrzeszczyński dostaje nakaz spakowania kilku niezbędnych rzeczy, zabrania jedzenia na trzy dni i zostaje odprowadzony przez policjanta do miasta. Rodzina nie ma pojęcia, co było powodem aresztowania, gdzie się obecnie znajduje mąż i ojciec oraz kiedy będzie zwolniony do domu. Dzisiaj wiadomo, że aresztowanie kierownika szkoły było celowym aktem hitlerowców, eksterminacją i niszczeniem polskiej inteligencji, krzewicieli polskich tradycji.

 

Rodzina zajmuje mieszkanie służbowe w wiejskiej szkole, przestronne, umeblowane, zapewniające wystarczające warunki dla egzystencji, życia i zabawy dla tak licznej gromadki dzieci. Mają pianino, na którym grał ich ojciec i do którego muzyki dzieci śpiewały i tańczyły. Kolejne, pełne lęku i niepewności dni mijały a losy aresztowanego Henryka Wrzeszczańskiego nadal pozostawały nieznane. Cała troska o zapewnienie bytu licznej rodzinie spada na matkę Annę Wrzeszczyńską, która jest w zaawansowanej ciąży z ósmym dzieckiem. Rodzina, pomimo, że posiada tak dużo dzieci musi sama zadbać o swoje podstawowe potrzeby, aby przetrwać, aby mieć, co jeść i w co się ubrać. Udaje się to dzięki ogromnej pomocy sąsiadów oraz dalszej i bliższej rodziny. Po ponad miesięcznym oczekiwaniu wreszcie nadchodzi tak bardzo wyczekiwany list od męża i ojca Henryka Wrzeszczyńskiego. Co prawda okazało się, że jest uwięziony w obozie koncentracyjnym w Dachau, ale mimo wszystko żyje i jak szczególnie dzieci łudziły się, że to „nieporozumienie” szybko się wyjaśni i tatuś wróci do domu, do żony i dzieci. Po paru dniach rodzina Wrzeszczyńskich powiększyła się o kolejne dziecko a była nim dziewczynka o imieniu Jolka. Wszyscy się bardzo cieszyli, ale jednocześnie bardzo martwili tym, co dzieję się z ich ojcem oraz jak sobie poradzić w tak ekstremalnych warunkach.

 

Dalsze zapisy dzienniczka to prawdziwa droga przez mękę, dla wszystkich bez wyjątków. Niemcy nakazali opuścić rodzinie mieszkanie w wiejskiej szkole i wykwaterowali ich do jakiejś nędznej chałupy bez wygód i ogrzewania. Niemcy ograbili ich ze wszystkiego, co tylko się im spodobało. Zabrali meble, pianino i rowery, które w czasie wojny były rekwirowane. W tych trudnych czasach życie toczyło się zupełnie innym rytmem, rodzina musiała bardzo się starać, aby zdobyć cokolwiek do zjedzenia dla tak licznej gromadki dzieci. W dzienniczku Reni ciągle pojawia się motyw jedzenia, zdobywania jedzenia, szukania jedzenia. Bardzo budujący jest wątek pomocy sąsiadów i znajomych z czasów przedwojennych. Ludzie dzielili się, czym mogli, pomagali jak mogli. Stosunki międzysąsiedzkie były różne, czasem sąsiedzi Niemcy ujawniali cechy zupełnie nieznane do tej pory. Pomimo dramatycznych czasów wojny, braku widocznych perspektyw rodzina Wrzeszczyńskich dawała z siebie wszystko, aby przetrwać. Bardzo dzielnie wszyscy wspierali się nawzajem w oczekiwaniu na ojca, na listy od niego, na jakąkolwiek wiadomość. Ze swojej strony pomagali mu jak tylko mogli, posyłali odzież, pieniądze i czasami jedzeni. Czas upływał, wojna toczyła się dalej i ciągle pojawiały się nowe problemy narzucane przez okupanta. Najpierw powstał pomysł, aby polskie dzieci posyłać do niemieckiej szkoły gdzie mówiło się tylko w języku niemieckim. Później powstał obowiązek stawiania się do pracy u Niemców dzieci, które ukończyły 13 lat. Istniała też realna groźba, wisząca jak fatum nad rodziną, że dorastające dzieci mogą zostać wywiezione w głąb Niemiec na roboty. Były nawet pomysły, aby odebrać dziecko, bo wyglądało bardzo aryjsko. Na szczęście tak się nie stało. Wszyscy z wielkim utęsknieniem oczekiwali na list od ojca, który dawno nie nadchodził aż w końcu doszedł i okazało się, że został przeniesiony do innego obozu koncentracyjnego w Mauthausen-Gusen.

 

Czytanie tego dzienniczka to trudne dotykanie bardzo intymnych i prywatnych przeżyć niezwykłej rodziny. W czasie okrutnej wojny światowej muszą żyć i robić wszystko, aby dawać sobie nawzajem nadzieję, że będzie lepiej. Wielodzietna rodzina ma ogromne potrzeby, ale też ogromną determinację, aby żyć godziwie. Pracują w miarę swoich możliwości, troszczą się o siebie, pomagają matce. Każdy ma określone zadania do spełnienia. Jak to dzieci czasami bywają niesforne, płatają figle i nie słuchają. Bardzo budujące było to, że kultywowali pewne rytuały przekazane przez rodziców jak zbieranie kwiatów czy pamiętanie o imieninach. Ogromną siłą, która emanuje z tej książki jest miłość do ojca, do wszystkich członków rodziny. Wzajemna odpowiedzialność i chęć niesienia pomocy, dbanie o wszystkich członków rodziny. Ostatni zapis w dzienniczku nosi datę 5 czerwca 1945 roku, wtorek. Jest to wspaniały dzień dla całej rodziny. Szczęśliwym zrządzeniem losu Henryk Wrzeszczyński po wielu latach niewoli powraca do domu, do żony i ukochanych dzieci. Książka jest opisem trudnych i ogromnie ciężkich wojennych przeżyć i czasów. Dotyczy dramatu rodziny i dzieci ale warto czytać o tym aby nigdy nie zostało zapomniane i nigdy się nie powtórzyło.

 

Książkę wydało WYDAWNICTWO Warszawska Firma Wydawnicza 2018 a przeczytałem ją dzięki uprzejmości SZTUKATER.PL

Mamaczyta

Autorką dziennika w tej książce jest 11 - letnia Renia najstarsza córka kierownika szkoły w Kamieńcu. Zaczyna pisać swój dziennik gdy jej tata zostaje aresztowany. Mama Anna zostaje w domu z siedmiorgiem dzieci, wkrótce na świecie ma się pojawić kolejne maleństwo. Rodzinna mieszka w budynku szkoły, mają do dyspozycji obszerne pomieszczenia i spory ogród. Dzieci od małego nauczone są posłuszeństwa i pracy, pomagają matce w codziennych obowiązkach, gdy rodzi się Jolka tych obowiązków przybywa. Renia w swym dzienniku skrzętnie notuje wydarzenia każdego dnia, opowiada o tęsknocie za ojcem, który nie wrócił po trzech dniach, a którego zesłano do obozu w Dachau. Opisy są drobiazgowe, dziewczynka opisuje kto odwiedza ich dom, jak pomagają im sąsiedzi przynosząc jedzenie, opisuje drogę na pocztę po paczki od rodziny, wymienia co mogli wysłać tacie. Spora część dziennika to właśnie takie wymienianki, kto napisał list, kto przyniósł jedzenie, co naszykowali tacie do paczki. Dla czytelnika jest to dość monotonne, nie ma tutaj akcji, tylko monotonia życia.

 

Z perspektywy czytelnika zbyt łatwo mi to napisać, że książka była monotonna, ale przecież tak wyglądała wojna na wsi. W Kamieńcu nie odbywały się żadne wojskowe działania, mieszkańcy byli pod okupacją niemiecką i musieli przestrzegać prawa i ograniczeń. Samotnej kobiecie na pewno nie łatwo było ogarnąć tę codzienność, w której dominowała tęsknota za mężem.

 

Gdy Renia kończy 13 lat musi zacząć pracować. Na szczęście udaje jej się znaleźć pracę blisko wuja w ogrodnictwie. Rodzinę odwiedza tylko raz w tygodniu i wtedy pisze swój dzienniczek. Wpisy są wtedy bardziej dynamiczne, bo nie skupiają się na drobiazgach. Dzieci dorastają, całe ich beztroskie lata pochłonęła okupacja. Czworo z rodzeństwa musiało pracować u Niemca, pani Ania mogła zostać z najmłodszymi w domu, uczyła dzieci czytać i pisać po polsku, codziennie odmawiała z nimi pacierz o rychłe zakończenie wojny i szczęśliwy powrót męża do domu.

 

Z dzienniczka Reni przebija przede wszystkim miłość do rodziny, szacunek do matki (tata w urodziny każdego dziecka przynosił swojej żonie kwiaty w podziękowaniu za trud wychowania). W dzisiejszych czasach rodzina z ośmiorgiem dzieci otrzymuje łatkę patologia, a na początku XX wieku to była norma. Jednak z kart tej książki na prawdę wyłania się obraz wspaniałej rodziny - jestem pełna podziwu.

 

Dziennik czytało się szybko, jest napisany prostym językiem. Moim zdaniem książka zyskałaby sporo gdyby dołączyć jeszcze wspomnienia mamy i opis pobytu taty w obozie. Takie wielowymiarowe spojrzenie na temat zawsze poczytuję na plus. Tutaj relacja jest tylko jednostronna. Plusem jest dołączenie mapy dzięki której możemy prześledzić drogę jaką dzieci pokonywały z domu na pocztę, czy do sklepu.

 

Pamiętnik Reni rzeczywiście powstał w latach wojennych, opracowała go jej córka Anna. Polecam wam lekturę tej książki, codzienność wojenna, walka o przetrwanie, walka ze strachem i tęsknotą. "Dziennik Reni" to poruszający zapis historii pozbawiony krwawych scen, warty poznania, by uchronić przyszłe pokolenia przed widmem wojny.

Uleczkaa38

Wojna to nie tylko wielkie bitwy, dzielne postawy żołnierzy i walka przy użyciu najnowocześniejszego uzbrojenia... Wojna to przede wszystkim dramatyczne losu ludzi w nią uwikłanych, najczęściej po stronie bezbronnych cywilów... I właśnie o takim obliczu wojny opowiada wstrząsająca, gdyż przedstawiana przez dziecko, pamiętnikarska relacja pt. "Dziennik Reni", która ukazała się właśnie nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej, zaś autorką tej książki jest Anna Rink.

 

Jak słowo się rzekło, książka ta przybiera postać pamiętnikarskiego dziennika głównej bohaterki tej relacji - Reni Wrzeszczyńskiej. To właśnie ta 11-letnia wówczas dziewczynka, przestawia na jego kartach opis losów swojej rodziny po tym, gdy pewnego majowego dnia 1940 roku, żandarm przyjechał po ojca Reni, zabierając go ze sobą bez wyraźnego powodu. Kolejne zapiski obrazują trudny i niezwykle skomplikowany los całej rodziny, która musiała nie tylko radzić sobie bez ojca i męża, ale też nie tracić nadziei na to, że któregoś dnia on powróci. Mijają kolejne dni, miesiące i lata, a my obserwujemy tę okupacyjną rzeczywistość oczyma dziecka, które nie wszystko jest w stanie zrozumieć...

 

Niniejsze dzieło Anny Rink - wnuczki Reni, stanowi sobą niezwykle poruszającą, interesującą, jak i przede wszystkim emanującą realizmem, opowieść o życiu w cieniu wojny, która co prawda nie zagląda bezpośrednio do małej, wielkopolskiej wsi, ale i tak odbija swoje wielkie piętno na losach rodziny Wrzeszczyńskich. To historia codziennego, na pozór zwyczajnego życia, które obserwowane oczyma dziecka, wydaje się przybierać jeszcze bardziej dramatyczny charakter. I choć motywem przewodnim jest tęsknota za ojcem i oczekiwanie wszelkich wieści o jego losie, to tak naprawdę opowieść ta oddaje dramat życia wszystkich dzieci i ich rodzin, jakie to przyszło wieść im w tamtym, wojennym czasie...

 

Relacja ta przyjmuję tu niezwykłą formę dziecięcej opowieści, którą cechuje specyficzny dla tego wieku język, swoista naiwność, jak i też niebywała umiejętność postrzegania wojennej rzeczywistości, jako trudnego, ale mimo wszystko nie tragicznego, czasu. Owszem, jest tu mowa o biedzie, trudzie zdobywania pożywienia, strachu i niepokoju o los ojca..., ale też i o zwykłych sprawach, jak chociażby relacje z rówieśnikami, zabawie i cieszeniu się każdą dobrą chwilą. To poruszające, ale też i ze wszech miar piękne w swej dziecięcej naturalności, spojrzenie na czas wojennej okupacji. I w mej ocenie to właśnie ten aspekt czyni tę książką tak ciekawą, intrygującą, barwną i niezwykłą...

 

Siłą rzeczy kluczową postacią tej dziennikarskiej relacji jest osoba Reni. To niezwykle inteligentna, wrażliwa, pogodna i obdarzona wielkim sercem, dziewczynka, która zawsze stawia dobro innych, nade własne. To także bardzo naturalna w swym sposobie bycia postać, która dzieli się tu z nami swoimi przemyśleniami, wrażeniami i marzeniami o tym, by "wreszcie było dobrze". Oczywiście od pierwszych chwil lubimy tę postać i darzymy ją wielką sympatią, współczując jednocześnie losu, jaki stał się jej udziałem. I jest w tym naprawdę coś niezwykłego, że oto mamy przyjemność poznać dziecięcy świat osoby, której to ten winny bycia najpiękniejszym - czas, przypadł na okres wojny...

 

Reasumując - niniejsza książka pt. "Dziennik Reni", stanowi sobą wielce poruszającą, piękną i emocjonującą opowieść o wojennej codzienności, widzianej oczyma dziecka. To zderzenie niewinności dziecka z koszmarem wojny, ale także i jednocześnie wspaniały portret tamtego dawnego życia. Ze swej strony gorąco polecam i zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł, który ma nam sobą do zaoferowania naprawdę wiele.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial