Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Bramy Ze Złota Tom 3 Zmierzch Bogów

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 3 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 4 votes
Postacie: 100% - 5 votes
Styl: 100% - 5 votes
Klimat: 100% - 6 votes
Okładka: 100% - 3 votes
Polecam: 100% - 4 votes

Polecam:


Podziel się!

Bramy Ze Złota Tom 3 Zmierzch Bogów | Autor: Michał Gołkowski

Wybierz opinię:

Uleczkaa38

Michał Gołkowski nie kazał nam długo czekać na kolejną odsłonę porywającego cyklu fantasy "Siedmioksiąg grzechu", oddając w nasze ręce najnowszą jego część niespełna dwa miesiące po premierze poprzedniego tomu. I tak oto mamy wielką przyjemność poznać dalsze losy nieśmiertelnego Zahreda, kochającej go Miry i towarzyszących mu w obronie Konstantynopola, Wikingów, które to zostały przedstawione na kartach powieści "Zmierzch bogów"!

 

Książka ta kontynuuje swoją fabułą opowieść o obronie złotego miasta - Konstantynopola, obleganego przez setki tysięcy żołnierzy pod przywództwem emira Maslamy. Kolejne ataki i udane ich odparcia stanowią codzienność tej rzeczywistości, w której to walka z mieczem i toporem w ręku okazuje się mniej niebezpieczną, niż wewnętrzne i pałacowe intrygi. Zahred, Mira i Waregowie znajdą się oczywiście w samym centrum tych wydarzeń, decydując de facto o tym, czy miasto przetrwa oblężenie, czy też upadnie pod naporem najeźdźców. Oto bowiem nadchodzi czas odważnej, skomplikowanej i niebezpiecznej misji, jaka to zostaje powierzona Zahredowi i jego kompanom, a która to poprowadzi ich ku dalekim i dzikim krainom...

 

Niniejsza i zarazem najobszerniejsza (755 stron!) ze wszystkich dotychczasowych części, odsłona tego cyklu, zaprasza nas raz jeszcze do odbycia fascynującej podróży w czasie, którą to wypełnia wojna, bezlitosna polityka, ludzkie namiętności i tajemnicza magia. Podróży, jaką to odbywamy u boku doskonale znanych nam bohaterów, których zdążyliśmy polubić, obdarzyć silnymi odczuciami oraz zaczęliśmy traktować jako najprawdziwszych przyjaciół. Wreszcie podróży do miejsca, które nieustannie budzi nasz zachwyt swoim szczegółowym opisem i monumentalnym obliczem... I mogę się pokusić w tym miejscu o stwierdzenie, że była to jedna z najpiękniejszych i najwspanialszych czytelniczych wypraw, jakie tylko dane mi było przeżyć...

 

Pod względem fabularnym książka ta daje nam fascynującą historię o zmiennych losach głównych bohaterów, którzy to nie tylko walczą na murach Konstantynopola, ale też i w coraz większym stopniu angażują się w wewnętrzną politykę i grę w kręgach władzy tego miasta. Oczywiście, nadal ich codzienność wypełnia przygoda, walka, ryzykowne wypady za linie wroga, ale też i skomplikowane intrygi, które mogą przynieść im kolejne przywileje i władzę, jak i też śmiertelne zagrożenie. Tradycyjnie też najwięcej uwagi poświęcono tu osobie Zahreda, ale także i bardzo wiele miejsca oddano pozostałym bohaterom tej epopei - z zakochaną w nim Mirą, Waregami, ale też i chociażby Maslamą oraz cesarzem basileusem Leonem, na czele. To pędząca akcja, liczne zaskoczenia, intrygujące poboczne wątki, moc przedniego humoru, jak i wreszcie spektakularny, dramatyczny finał, wobec którego to nie sposób jest przejść obojętnym. 

 

O postaciach tej opowieści możemy powiedzieć z pewnością to, że są wspaniali. Wspaniali w swych charakterach, osobowościach, ale też i niedoskonałościach, które czynią ich tak bardzo ludzkimi i prawdziwymi. Zachwyca nas Zahred swoją wojowniczą naturą i łagodnością wobec Miry. Mira oczarowuje nas swoją naturalnością, kobiecą hardością i mądrością życia, która tym razem ujawnia się ze szczególną mocą. Waregowie intrygują zaś oddaniem wobec Jarla, specyficznym łączeniem swojej wiary z rzeczywistością życia w Konstantynopolu i poczuciem humoru, które jest ujmujące. I wreszcie ciekawi, ale też i wielce zaskakuje nas tu emir Maslama, który okazuje się być prawdziwszym przyjacielem i człowiekiem honoru, aniżeli ludzie za murami Złotego Miasta...

 

Równie spektakularne, a być może nawet i jeszcze większe wrażenie, wywiera tu na nas kreacja obrazu tej powieściowej rzeczywistości. Obrazu, obejmującego tym razem nie tylko codzienność życia i pałacową politykę Konstantynopola, ale także i chociażby realia funkcjonowania obozu arabskiej armii, czy też rzecz niezwykle ciekawą - rzeczywistość funkcjonowania monarchii Chanatu... Autor tradycyjnie zadbał w swej relacji o najdrobniejsze szczegóły, dając nam niezwykle plastyczne, drobiazgowe, realistyczne i piękne w swej formie, opisy tamtego dawnego świata. I jest to swoista lekcja historii, której wagi, wartości i niezwykłości, nie można tu nie docenić.

 

Powieść ta stanowi sobą również najbardziej wojenną odsłonę tego całego cyklu. Otóż znajdziemy na tych stronach opisy wielkich bitew - lądowych i morskich, które zachwycają nas swoim rozmachem, dramaturgią, realizmem, ale też i chociażby znajomością tematu przez autora, która objawia się m.in. w ukazaniu roli takich wojennych wynalazków, jak chociażby katapulty, czy też budzący lęk "ogień grecki", który to zresztą został wykorzystany tu w bardzo ciekawy sposób. Czytając o tej walce ma się nieodparte wrażenie, że tak właśnie musiała ona wygląda w rzeczywistości, przybierając postać chaosu, szaleństwa, ale też i precyzyjnego planu działania. To jedne z najlepszych opisów średniowiecznej wojny, jakie tylko poznałam!

 

Powieść Michała Gołkowskiego pt. "Zmierzch bogów", to absolutny majstersztyk na polu rozrywkowej, wojenno-historycznej literatury fantasy. Majstersztyk z uwagi na swój scenariusz wydarzeń, kreacje postaci i miejsca akcji, jak i też emocji, które są w mej ocenie najbardziej poruszającymi, jakie to mieliśmy przyjemność zaznać podczas spotkań ze wszystkimi poprzednimi częściami tego cyklu. I pozwolę sobie tym samym na stwierdzenie, że od tej chwili to właśnie ta książka stanowi moją ulubioną odsłonę sagi o Zahredzie, przejmując w tym względzie palmę pierwszeństwa od powieści "Spiżowy gniew". Cóż mogę więcej dodać... Polecam, zachęcam i namawiam gorąco do sięgnięcia po ten tytuł!

Sylfana

Śląski chachor Grzegorza Ablamowicza to krótka powieść autobiograficzna o ciężkim dzieciństwie i konieczności szybkiego dorastania. Tekst mężczyzny pokazuje, jak rodzina potrafi uzależnić, wpłynąć na podejmowane decyzje oraz jak może zniszczyć życie i psychikę. Autor w wielu momentach bardzo mocno podkreśla, że był uzależniony od apodyktycznego i agresywnego ojca, często ulegał matce, która go wykorzystywała do własnych celów, z konieczności był on też całodobowym opiekunem dla młodszego rodzeństwa. Jego rodzina jawiła się niczym mała sekta, która wymagała, dając jedynie złudne nadzieje na poprawę egzystencji oraz bytu. Bohater książki bardzo długo łudził się, że jego najbliżsi w końcu się zmienią, że najważniejsze osoby w jego życiu w końcu zaczną traktować go jak syna, a nie jak pracownika albo parobka. Jego marzenie o byciu kochanym i akceptowanym pozostało jedynie w sferze wyobraźni i mrzonek – dzisiaj mężczyzna musi leczyć się z depresji i zespołu stresu pourazowego.

 

Powieść Ablamowicza napisana jest bardzo chaotycznie, odrobinę w stylu „strumienia świadomości” – większość epizodów nie jest ułożona chronologicznie, twórca opisuje to, co akurat podsunie mu pamięć. Z jednej strony może to czytelnika drażnić i irytować, z drugiej znów strony, przesłanie spisanych anegdot jest praktycznie takie samo, więc kolejność wdrażania wspomnień nie jest najważniejsza. Owszem, mężczyzna trzyma się głównej osi czasowej, ale jak sam przyznaje, nie jest czasami w stanie przypomnieć sobie, co wydarzyło się najpierw, a co później. Wydaje się, że taki stan rzeczy wynika ze stresu, zatarcia przestrzeni czasowej, co jest wytłumaczalne w kontekście osób cierpiących na choroby psychiczne i dolegliwości duchowe. Jest jednak jedna kwestia, która drażni jeszcze bardziej niż naruszenie czasu – mam na myśli stylistykę oraz język, o czym należy napisać zdecydowanie więcej.

 

Język, jakim posługuje się narrator (autor) jest mocno „nieliteracki” i „nieprofesjonalny”. Dla mnie osobiście jest to ogromna wada i zarzut, choć rozumiem, że obrana stylistyka językowa ma podkreślić autentyczność i spontaniczność wypowiedzi. Wydaje się jednak, że w tej kwestii sprawy zaszły za daleko – tak jakby powieść nie przeszła przez zabiegi korekcyjne – zdarzają się tu znaczące błędy językowe, brakuje znaków interpunkcyjnych, wszystko pisane jest zagmatwanym ciągiem słów, które nie ułatwiają lektury. Myślałam również, że skoro powieść traktuje o Śląsku sprzed kilku dobrych dekad, to odnajdę w niej przynajmniej odrobinę tej śląskości – przynamniej w języku, jeśli nie już w samej treści. Tutaj nie ma nic – dlatego kompletnie do tej pozycji nie pasuje mi tytułowy „śląski chachor”. Owszem, główny bohater zachowywał się jak łobuz, w dorosłości już nawet jak przestępca, jednak nijak ma się to do jego korzeni. Pozycja ta równie dobrze mogłaby mieć tytuł jakikolwiek inny związany z tym tematem.

 

W książce nie pada nawet jedno słowo po śląsku. Dla mnie osobiście jest to spory zawód, bo sama władam gwarą śląską i miło byłoby poczytać coś „rodzimego”. Niestety pod tym względem moje oczekiwania się nie sprawdziły. Sama tematyka biografii jest natomiast ciekawa, szkoda jednak, że nie jest obrana w inną, bardziej wyrazistą i ciekawą formę. Do zalet powieści można zaliczyć także ciekawą realizację motywu dziecka, uzależnionego od swoich oprawców – rodziców. Sceny przemocy, zarówno fizycznej, jak i psychicznej są mocno przerażające i ciężkie. Polecam, jednak nie ma co się nastawiać na wyrafinowaną przygodę z tekstem.

Koralina

Spektakularne bitwy? Nieszablonowe zwody taktyczne? Potencjalni wrogowie jako sojusznicy? Historia jakich wiele... chyba że w to wszystko zamieszany jest bóg-człowiek. Jednym słowem Zahred powraca w finałowej części sagi, która skradła serca wielu czytelników.

 

Na ostatni tom przygód Zahreda nie musieliśmy długo czekać. Dzięki Fabryce Słów wszystkie części trylogii miały premierę w tym roku. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ "Bramy ze złota" Michała Gołkowskiego to coś na co większość wielbicieli polskiej fantastyki, czekało z wypiekami na twarzy. Akcja rozkręca się do granic możliwości, oblężenie trwa, sytuacja dla obu stron jest trudna, jeśli nie patowa. Brakuje wody i pożywienia, pojawiają się choroby, ale nikt nie chce ustąpić. Chyba tylko Bóg może rozwiązać ten problem, ale czy on istnieje i pomoże ludziom w potrzebie?

 

Autor zadbał żeby czytelnik nie nudził się podczas czytania tego prawie ośmiusetstronnicowego dzieła. Akcja porywa już od pierwszych stron. Michał Gołkowski utrzymał spektakularny poziom i "Zmierzch Bogów" dopełnia obrazu całości. Mamy wielkie bitwy i dworskie intrygi. A w tym wszystkim element, który nie powinien tu pasować – wikingów z Zahredem na czele. Czyż może być ciekawiej?

 

Interesującym elementem, z którym spotkałam się już w drugim tomie było to, że drużynnicy głównego bohatera starają się wszystko dopasować, do swojej kultury. Ikony przedstawiające świętych to nikt inny tylko asowie z Asgardu. Bitwy, które toczą się dookoła to Ragnarok. Podobało mi się to w jaki sposób wikingowie patrzą na całkowicie inny, nieznany im dotąd świat. Sprawiło to, że nie byli już przysłowiowym kwiatkiem do kożucha. Obce miejsce stało się bardziej przyjazne i swojskie, a niezrozumiała religia bardziej przystępna.

 

Ciekawym zabiegiem było też dodanie intryg dworskich, które dopełniają całości obrazu ówczesnego świata. Okazuje się bowiem, że podczas oblężenia miasta, elitę zajmowały inne sprawy, które daleko odbiegały od pomysłów na obronę miasta, czy strategii działania prowadzącej do wyjścia z potrzasku wrogich wojsk. Pokazuje to jak bardzo małostkowi byli ludzie z wyższych sfer, interesując się jedynie własnymi sprawami. Podobało mi się również dopasowanie do tego wszystkiego Miry, która dzięki przenikliwości umysłu potrafiła trafnie odgadnąć intencji nowych "przyjaciół". Nie zdradzając jednak szczegółów, mogę powiedzieć tylko, że jak na prostą dziewczynę jest bardzo inteligentna i domyślna. Dlatego z wielką uwagą śledziłam jej poczynania nie tylko na polu bitwy, ale i w pałacowych kuluarach.
Cała historia to połączenie wielu aspektów nie tylko kulturowych ale i historycznych. Oblężenie Konstantynopola miało miejsce w dokładnie takiej formie, jaka opisana jest w "Zmierzchu Bogów". Jednak charakteru temu wszystkiemu dodaje postać Zahreda i jego Waregów. Bardzo podoba mi się to w jaki sposób autor połączył ze sobą te wszystkie elementy. W bardzo płynny sposób przechodzi od kultury ludzi z północy, którzy muszą żyć w ciężkich warunkach, do życia ludzi w rozwiniętym cywilizacyjnie mieście. Ostatni tom trylogii "Bram ze złota" to kropka nad i, która potwierdza talent Michała Gołkowskiego i stawia go na podium współczesnych twórców polskiej fantastyki.

 

Uważam, że nie można przejść obojętnie obok całej trylogii. "Zmierzch Bogów" to spektakularny finał niesamowitej historii, po której można powiedzieć tylko – wow. Bardzo żałuję, ze to już koniec, bo fantastykę na tak wysokim poziomie czyta się z przyjemnością.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial