Sylfana
-
„Kocham Cię, dziewczyno” autorstwa Adama Gaudera to niezwykle dziwny „misz – masz”, który bardzo ciężko jest mi zrozumieć. To znaczy, samą treść przyswajam, natomiast nie potrafię odnaleźć sensu pisania o tych rzeczach, o których traktuje pisarz (poeta?). Posługuję się tymi dwoma terminami, gdyż sama nie jestem w stanie stwierdzić, kim naprawdę jest Adam Gauder. Część jego tekstu napisana jest prozą, momentami lekko wierszowaną, pozostałe partie są krótkimi, niezbyt ambitnymi lirykami, traktującymi o licznych kobietach podmiotu lirycznego (może także samego autora?). Istnieje także przypuszczenie, że podmiotów lirycznych jest tak wielu, ilu samych tekstów, dlatego też nie należy wyciągać pochopnych wniosków o rozwiązłości osoby wypowiadającej się w tekstach. Sam autor we wstępie tłumaczy, również wierszowaną prozą, że jego poetyckie wynurzenia są niczym innym, jak tworem wyobraźni, a każde uczucie przytoczone w tekstach to także kreacja literacka. Ostatnie zdania wstępu sugerują jednak, że to co mówi pisarz/autor to jednak malutkie kłamstewko, gdyż mimo zapewnieniu o fantasmagorycznych korzeniach refleksji poetyckich, kręci mu się łza w oku. Oczywiście nigdzie wprost Gauder nie mówi o tym, że jest to zakamuflowana prawda, czy rzeczywistość.
Wydaje się że wykorzystany szablon gatunku poetyckiego ma za zadanie ukryć prawdziwość wspomnień miłosnych autora. Wierzę w to, że mimo obranego podgatunku, jest to literatura wspomnieniowa, w pewnym sensie epistolarna, czy też pamiętnikowa. Fragmenty prozatorskie wskazują na taką formę, są pewnego rodzaju zapisanym wspomnieniem o poszczególnych kobietach, które były obecne w jego życiu. Te właśnie partie tekstu wydają się być zdecydowanie lepsze jakościowo od spisanych pseudo – wierszy, które praktycznie mógłby napisać nastolatek. Rymy są bardzo banalne, sama treść też nie jest najwyższych lotów poezją miłosną. O miłości można pisać piękne, przekonała nad do tego już między innymi literatura z okresu romantyzmu, współczesna też daje sobie radę z tą tematyką. Tutaj jednak następuje jakiś zgrzyt, niespójność patetycznego tematu z banalną formą dziecięcego wierszyka. Poniżej ukazany jest przykład takiego dziwacznego zestawienia:
Tylko usta widzę twoje,
w oczy spojrzeć się boję,
nawet gdy przełykasz ślinę,
piękną masz minę.
Też gdy usta zwilżasz językiem,
jasnego różu płomykiem,
marzę, by spotkać się z tym dotykiem,
znaczy usta z językiem. („Nieznajoma”)Przyglądając się temu fragmentowi, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z twórczością „ławkową”, szkolną, spisaną na szybko przez zakochanego dzieciaka, pałającego pierwszymi ekstremalnie głębokimi uczuciami związanymi z namiętnością, pożądaniem, może nawet miłością. Prawie każdy tekst skupia się na warstwie fizycznej opisywanej kobiety, co świadczy jednoznacznie o tym, że przypatrujemy się erotykom, które raczej nie są najwyższych lotów. Choć mam ogromny dystans do literatury erotycznej i rzadko się z nią zapoznaję, to mam świadomość, że o seksie, czułości, miłości fizycznej można pisać dobrze, głęboko i ciekawie. Całe szczęście twórca nie epatuje w tym kontekście wulgaryzmami – przynajmniej tyle robi dla swoich czytelników.
Choć bardzo chciałabym znaleźć chociaż jedną pozytywną składową całego tomiku, to nie jestem w stanie odnaleźć niczego, co mogłoby być scharakteryzowane jako dobre i wartościowe. Niezmiernie irytują mnie przywołane już wcześniej, proste, jeśli nie prostackie rymy, które chyba miały wprowadzić jakiś bardziej humorystyczny nastrój. Niestety nic z tego – zamiast zabawnych tekstów, musimy spoglądać na czystą dewastację poetycką i literacką, która nie może pretendować nawet do rangi erotycznej. Coś zdecydowanie poszło nie tak.
Comments