Tomasz Niedziela
-
Mnóstwo w tej książce zapożyczeń, odniesień, czasami nawet kalk czy kopii. To nie zarzut, raczej stwierdzenie faktu. Wątek kryminalny trochę jakby poboczny dla przemyśleń teraźniejszości i historii Lwowa i okolic, z wszelkimi problemami, naleciałościami czy niespodziankami jakie te czasy i okolice niosą.
Zacznijmy od tytułu. Czy to aby nie przeróbka „Rzeczy, które robisz w Denver będąc martwym”? Jak się mają tutaj prawa autorskie? Ten tytuł to tłumaczenie, więc może można sobie przywłaszczyć pomysł, ale można się było pokusić o coś bardziej oryginalnego, chociaż sam tytuł zgrabnie puentuje książkę.
Domorośli i samozwańczy detektywi są ciekawymi i oryginalnymi postaciami (nauczyciel i ksiądz). Wątki poboczne niby odciągające od głównej akcji są ciekawie wkomponowane i dodają książce wiele uroku. Kibice z Radomia też mogą poczuć się usatysfakcjonowani. Słyszałem, że funkcjonowało połączenie lotnicze Radom – Lwów, aż się prosiło, żeby wykorzystać to w książce, no, ale wtedy nie można by opisać „barwnego” przekraczania granicy polsko-ukraińskiej na pokładzie rejsowego autobusu.
Nie wolno spojlerować książek, więc rzekną tylko tyle, że rozwiązanie zagadki, a zwłaszcza konsekwencje jej rozwiązania bardzo przypadły mi do gustu. W ogóle chciałem zaznaczyć, że książka dla mnie zdecydowanie na plus. Szybko się ją czyta, co dla kryminału ma przecież spore znaczenie, jest spójna i logiczna. Nie ma tutaj jakiś super trudności i genialnych rozwiązań, najlepsze przecież są rzeczy proste, mają swój niezaprzeczalny urok. Autor spokojnie nas prowadzi przez meandry śledztwa, nie unikając zaskoczeń i zwrotów akcji.
W książce mnóstwo jest odwołań do obecnej rzeczywistości, to aktualnych miejsc i zdarzeń. Radomia nie znam, Lwów zdarzyło mi się odwiedzać – cały czas mam wrażenie, jak bardzo polskie jest to miasto z racji historii, zabytków, tradycji. Zresztą przyznam się, że właśnie z tego powodu sięgnąłem po tę książkę, iż akcja miała się toczyć we Lwowie i okolicach. I opisami miasta i okolic się nie zawiodłem. Knajpa u Masocha...
Nie dziwię się, że autor zachwyca się urodą Ukrainek. We Lwowie (i nie tylko) jest na kim oko zawiesić..., tak więc femme fatale jest piękną, nawet jak na wysokie ukraińskie standardy, kobietą. Niczego przy tym Polkom nie ujmując...
Teraz poważna łyżka dziegciu – okładka! Dawno nie zdarzyło mi się oglądać tak kiepskiej okładki. Niby jakieś motywy ukraińskie, mapa, nóż i krew, ale wszystko kompletnie nieczytelne, nie przyciągające uwagi, wręcz zniechęcające do kupna. Przyznam się, że w księgarni nie zwróciłbym na nią uwagi na pewno. To naprawdę spory mankament.
Za to jeszcze trochę pozytywów : to dialogi, a raczej sarkazm i specyficzny dowcip, który im towarzyszy. Zapewne nie każdemu to odpowiada, ale im kto ma większy dystans do siebie, tym łatwiej przychodzi mu coś takiego zaakceptować.. A i nauczyciel niezbyt narzeka na swoją pracę, za to ma swoją pasję życiową, która potrafi realizować, trochę przy tym męcząc wychowanków. Zaś małomiasteczkowy ksiądz pełen obaw o swój status, potrafi zachować dystans do siebie i swojej misji (bo przecież nie do urzędu). Nie jest to może do końca dobrana para, ale może właśnie dlatego dialogi mogą skrzyć się takim sarkastycznym dowcipem.
Generalnie znowu książka z niewielkiego raczej wydawnictwa, która będzie miała kłopoty z przebiciem się do masowej świadomości czytelników. A szkoda...