Justyna
-
Słowo RAJ kojarzy się z czymś dobrym, pięknym i jednocześnie niedoścignionym. RAJ czyli eden, z języka hebrajskiego to ogród rozkoszy. Jak pokazuje przykład z powieści to jednocześnie dobra nazwa dla galerii handlowej. Czyż wydawanie pieniędzy i pęd konsumentów nie jest dla inwestora wątpliwą rozkoszą?
Otwarcie galerii handlowej to duże wydarzenie dla każdego miasta. W powieści Marty Guzowskiej przypadło tuż przed wolnym weekendem majowym, kiedy zaczęła już obowiązywać ustawa o wolnych dniach od handlu, w myśl której sobota to ostatni dzień kiedy można zrobić zakupy. Takie wydarzenie obfituje też w przeróżne promocje i okazje by przyciągnąć jak najwięcej potencjalnych klientów. Na otwarcie RAJU trochę celowo, a trochę przypadkiem trafia matka, córka i jej przyjaciółka, dwóch dilerów, złodziej i pracownik korporacji. Miks osobowości, miks życiowych celów. Każdego z bohaterów spotkają wydarzenia, którymi nie pogardzi kino klasy B. Sporo tu sensacji, przemocy, przelanej krwi i nierealnych zwrotów akcji. To trochę „Bear Grylls w mieście” (a bardziej w galerii handlowej).
„Raj” ma kilka cech, które odróżniają powieść od innych, bliźniaczo podobnych. Przede wszystkim konstrukcja pierwszych i ostatnich rozdziałów, która ujmuje te same wydarzenia z perspektywy innych osób. Niezwykle ciekawy zabieg, który spowodował że książka urosła w moich oczach. Szczególnie, że i początek i koniec mają podobną budowę. „Raj” jest też nowoczesny. Ce jest gwiazdą Instagrama, która za kilka filmików na stories i recenzji otrzymuje na własność ubrania, ostatni krzyk mody. Ce potrafi zrobić „dziubek” i dobrze ustawić się do selfie, tak żeby nie trzeba było robić retuszy. Dorota – która przyjaźni się z Ce – mocno zazdrości Ce popularności, próbuje jej dorównać, ale jej rodziny nie stać na drogie ubrania, a stories nigdy nie zbierają tyle wyświetleń. Jest jeszcze Jakub, pracownik dużego korpo, mocno związany z otwarciem RAJU, któremu nieobcy jest wyścig szczurów i praca po godzinach.
Jak na gatunek sensacyjny przystało akcja powieści wprost galopuje. Niestety ta nierozbudowana fabuła nie wymusza analizowania i wyciągania wniosków. Język powieści jest prosty, momentami aż nadto, początkowo trzeba się przyzwyczaić do specyficznej konstrukcji. Rozdziały są krótkie, każdy z perspektywy innego bohatera, co pozwala spojrzeć na akcję z innej perspektywy i wejść w buty co rusz to innej osoby.
Ani to thriller, ani psychologiczny. Ot, nieskomplikowana sensacja. Całkiem przyzwoita. Na szczęście niepozbawiona jednak wniosków, że w sytuacji kryzysowej człowiek zdolny jest do czynów, jakie w normalnych warunkach zyskałyby miano nierealnych. Z pozoru błahe sprawy, okazują się być początkiem walki o przetrwanie i próbą pokonania własnego strachu.
W końcowej ocenie, dość przygnębiająca lektura. Szczery obraz konsumpcjonizmu XXI w. Zaciekawieni? Zapraszam do RAJU.