Literanka
-
Dotarłam do kolejnego, siódmego tomu sagi Barbary Rybałtowskiej „Bez pożegnania”, w której możemy śledzić losy Zofii i jej ukochanej córki Kasi. Wróciłam do lektury po dość długiej przerwie, poprzednio miałam okazję towarzyszyć bohaterkom i ich rodzinom poprzez tomy od trzeciego do szóstego i szczerze mówiąc, musiałam odpocząć. Losy kobiet dosyć mnie interesowały, a z drugiej strony proza Rybałtowskiej męczyła pewną suchością i brakiem emocji. Ciekawość zwyciężyła i ulegając jej sięgnęłam po „Co to za czasy”. Wiem, już, że nie dowiem się, jakie będą dalsze losy bohaterów, bo umęczyłam się tą lekturą nieznośnie.
Myślę, że to będzie dobry moment na podsumowanie moich wrażeń z całości sagi. Jak już wspomniałam, nie zaczęłam od początku, jednak powrót Zofii i Kasi do Polski po zakończeniu II wojny światowej i proza życia w odbudowującym się, nadal ciemiężonym kraju to również całkiem dobry moment przełomu, od którego można zacząć przygodę z bohaterkami. Początkowo saga bardzo mnie ciekawiła, przedstawiała takie zwykłe życie szarego człowieka w zmaganiach z codziennością, która jest trudna i bezbarwna. Okazuje się, że nawet o pozornie nudnym życiu można pisać wciągająco i pasjonująco. Z każdym jednak kolejnym tomem było gorzej, a ostatni przeze mnie przeczytany nie umyka tej tendencji. Idealna, piękna i dobrotliwa Kasia odnosząca sukces za sukcesem, otoczona kochającymi, wartościowymi ludźmi zasiewała we mnie poczucie znudzenia i niedowierzania. Dotykające ją nieszczęścia, straty bliskich, nie pogrążały jej w szczególnie głębokim czy długotrwałym smutku. Wspaniała, jakże przypadkowa kariera, rozwijała się bez przeszkód i potknięć. No straszne.
W siódmej części sagi do Kasi dołączają kolejne osoby z jej rodziny – młodsze rodzeństwo, które w międzyczasie wydoroślało i założyło własne rodziny, zaczęło borykać się z własnymi problemami i podejmować własne życiowe decyzje. Wolna Polska po obradach Okrągłego Stołu i pierwszych wolnych wyborach postawiła przed Kasią nowe szanse, które wykorzystuje do granic możliwości – jest rozchwytywana w artystycznym światku. Na horyzoncie jej szczęśliwego życia zaczynają jednak pojawiać się czarne chmury, bo ukochana matka popada w ciężką chorobę, a dodatkowo Kasia swoją naiwnością sprowadza na rodzinę katastrofę finansową, dając się oszukać. Ich prywatne wzloty i upadki obserwować możemy na tle przemian politycznych i ważnych wydarzeń historycznych, które tak mocno odbijają się na jakości życia bohaterów.
Dotychczas moją ulubioną bohaterką była Zofia – taka wspaniała, pracowita, oddana matka i żona, która wszystkim przychylała nieba i pomagała w rozwiązywaniu problemów. W tym kontekście zawiodłam się postawą idealnej dotąd Kasi, która zostawiła matkę w chorobie nie przerywając ciągu wyjazdów poświęconych rozwojowi kariery.
Przy poprzednich częściach zwróciłam uwagę na styl autorki, który nie do końca przypadł mi do gustu. Dialogi Rybałtowskiej są tak mocno wystylizowane, że aż nierzeczywiste. Skupianie się na drobnych szczegółach i opisywanie ich z usilnym poczuciem humoru też nie wzbudzał mojego zachwytu. Odniosłam wrażenie, że cała książka, ba, nawet cykl, napisany jest na jednym poziomie emocjonalnym. Czytając miałam wrażenie poganiania, jakiegoś pędu od wydarzenia do wydarzenia, od słowa do słowa, od myśli do myśli.
Krytykuje książkę mocno, jednak nie odradzam. Wiem, że ma wielu fanów, w tym moją mamę. Z pewnością całą historie dałoby się z łatwością sfilmować i sądzę, że miałoby to szansę przyciągnąć przed telewizory całe tłumy ludzi. Ja jednak więcej po Rybałtowską nie sięgnę. Pisanie o dawnych czasach wychodziło jej znacznie lepiej, niż odniesienie do niedalekiej przeszłości.