Literanka
-
Kapłan też człowiek – taki wniosek nasuwa mi się po przeczytaniu wywiadu –rzeki z księdzem Markiem Chrzanowskim, zatytułowanym „Przeżyć, by żyć”. Trafiałam w swoim życiu na różnych księży – jako dziecko miałam do czynienia z tyranem, potem dziwakiem, w czasach licealnych z młodym kapłanem z pasją i zacięciem, którego niestety wtedy nie doceniałam, a obecnie natykam się również na ludzi obojętnych albo szaleńców. I żałuję, że gdzieś w pobliżu nie ma kogoś na miarę księdza Kaczkowskiego, ojca Szustaka, czy innych duchownych, którzy mają do przekazania wspólnocie wiernych wielkie przesłanie miłości, dobroci i sensu.
O księdzu Chrzanowskim nigdy wcześniej nie słyszałam. Poza kapłaństwem, o którym chciałabym napisać troszkę później, jest poetą, prozaikiem, autorem rozważań. Urodził się w Rawie Mazowieckiej w rodzinie, w której otrzymał wiele miłości i zrozumienia. Dodać należy, że od urodzenia zmagał się z chorobami i niepełnosprawnością ruchową oraz słabym wzrokiem. Myśl o kapłaństwie wcale nie towarzyszyła mu od samego początku, chociaż jego babcia zasugerowała, że być może właśnie taka przyszłość go czeka. Na drodze jego powołania stanęła jednak niepełnosprawność, która przesądzała o tym, że nie chciano przyjąć go do żadnego seminarium, dopiero księża orioniści zgodzili się na wstąpienie młodego człowieka w ich szeregi. Pierwsze święcenia były dla niego wielkim przeżyciem, a kiedy już został kapłanem, skierowano go do posługi spowiedniczej. Wkrótce okazało się, że ma nieprzeciętny talent do prowadzenia rekolekcji.
Ksiądz Chrzanowski snuje swoje rozważania o wierze, kapłaństwie, cierpieniu. Zwraca uwagę, że w przykazaniu miłości wcale nie chodzi o to, aby kochać innych bardziej, ale tak samo jak siebie. Nie można zapominać o swoich potrzebach. Wspaniałe, podnoszące na duchu przemyślenia dotyczą roli księdza jako spowiednika, jego spotkania z osobami wyznającymi grzechy. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z wagi naszych złych uczynków, łamania przykazań, które powinniśmy rozumieć nie jako ograniczenia, a raczej zasady, które pomagają być szczęśliwymi. Mamy nie kraść, nie cudzołożyć, nie zabijać, bo te akty wyrządzone nam wywołałyby poczucie krzywdy.
Ksiądz opowiada również o swoich spotkaniach z papieżem Janem Pawłem II, podczas których zdobywał wielką siłę i umacniał swoją wiarę. Można też pośmiać się z jego przygód w czasie kolędy, bo rzeczywiście zdarzały się historie komiczne. Jego życie jednak wypełnia przede wszystkim posługa Bogu i ludziom oraz twórczość – poezja i proza. Dotyczą one często miłości, bo ona jest najważniejszym aspektem wiary chrześcijańskiej.
Wzruszające jest to, że ksiądz Chrzanowski żyje chyba tylko dzięki cudowi, bo tak poważna choroba stała się jego doświadczeniem, że lekarze dawali mu kilka tygodni życia, a jednak udało mu się odzyskać zdrowie na tyle, aby nadal móc realizować swoje plany – pisać, spotykać się z ludźmi, którzy go potrzebują, nauczać. Śmiertelnie groźna choroba nie pozbawiła go radości życia, pogody ducha, chęci głoszenia o miłości Chrystusa.
Co mi dała ta książka? Życzliwsze spojrzenie na osoby duchowne, takie poczucie, że w czasie, gdy tak dużo mówi się o pedofilii w kościele i braku reakcji ze strony hierarchów kościelnych na te nieakceptowalne praktyki, można odnaleźć pomiędzy nimi osoby, które naprawdę chcą być blisko ludzi i wyświadczać im dobro. Świadectwo, że prawdziwa wiara, może czynić cuda, rozwiązywać sprawy beznadziejne. Także podstawową motywację do działania, nie tylko na polu rozwoju duchowego, także do życia najlepiej, jak się umie.