Michał Lipka
-
BAŚŃ CZY HORROR
Za każdym razem, kiedy myśl już, że H. G. Wells niczym więcej nie zdoła mnie zaskoczyć, w moje ręce trafia jakieś jego dzieło, które pokazuje mi, jak bardzo się myliłem. Obeznany dość dobrze z jego twórczością jedno z takich zaskoczeń przeżyłem, kiedy dane mi było przeczytać „Cudownego gościa”, intrygującą historię o aniele, który trafił na Ziemię. Kolejne, choć już mniejsze, przeżyłem czytając porywającą i zaskakująco odważną satyrę, jaką był tytuł „W dni komety”, a także bardziej militarną odsłonę twórczości autora – „Wojna w przestworzach”. „Syrena” to pozycja najniezwyklejsza z nich wszystkich, bo będąca połączeniem łagodne, sentymentalnej fantastyki, legend, baśni, horroru i satyry, które autentycznie zachwyca.
Jak syrena mogłaby poradzić sobie w naszym społeczeństwie? I czy w ogóle powinna? Gdy podczas wycieczki na plażę pewna rodzina ratuje topiącą się kobietę, nie ma jeszcze najmniejszego pojęcia, jak bardzo zmieni to ich życie i postrzeganie świata. Niedoszła topielica okazuje się być syreną. Przygarnięta przez ludzi, którzy jej pomogli, w ich domu zaczyna uczyć się wszystkiego o świecie i wyrastać na pełnoprawną członkinię naszego społeczeństwa. Jednocześnie pnie się coraz wyżej po szczeblach społecznej drabiny, a jakby tego było mało Doris ThalassiaWaters, jak od teraz każe się nazywać, zaczyna wywierać coraz większy wpływ na otoczenie. Pozostaje jednak pytanie, jakie są jej prawdziwe intencje? I co obecność tak niezwykłego bytu zmieni w ludziach, którzy będę mieli z nim styczność?
„Syrena” Herberta George’a Wellsa to powieś niełatwa dla żadnego recenzenta. A przynajmniej dla żadnego, który szanuje swoich czytelników i nie chce psuć im zaskoczeń. A w tym wypadku mówić o książce i nie zdradzić za wiele, jest naprawdę ciężko, bo już samo wytyczenie jasnych ram gatunkowych mogło by powiedzieć Wam aż za dużo. A właśnie taka niepewność czy mamy do czynienia z czystą, lekką fantastyką o baśniowych korzeniach, czy też może horrorem, który jedynie niewinnie się zaczyna a z czasem będzie ewoluował w coś mrocznego i, kto wie, może także brutalnego należy do najlepszych rzeczy, jakie wyzwala w czytelniku lektura. Nie będę więc zdradzał Wam takich detali, bo to recenzencka zbrodnia na równi ze zdradzaniem zakończenia książki, ale powiem jedno – zarówno miłośnicy baśni, fantastyki jak i horroru znajdą tu coś dla siebie.
Wells bowiem napisał świetną powieść, która ma w sobie i napięcie, i zachwyt nieznanym – taki dziecięcy, każący nam bez zastrzeżeń uwierzyć w to, co widzimy i zachłysnąć się możliwościami, jakie to ze sobą niesie – i społeczną satyrę… I wiele innych rzeczy także. Bo, jak każde z dzieł ojca fantastyki (wiem, gatunek ten ojców i matek ma wiele, ale każde z nich na równi zasługuje na to miano, więc czemu mam go nie użyć?), tak i „Syrena” to nie tylko fascynujący popis wyobraźni, ale też i spojrzenie na ludzi i świat przez mikroskop autorskiej przenikliwości. A wszystko to nam, czytelnikom, serwuje w sposób, którego nie możemy nie docenić. Lekki, ale treściwy styl, literackie wysmakowanie i talent sprawiają, że „Syrenę”, jak pozostałe prace autora, czytać można zarówno jako nieskomplikowaną rozrywkę, jak również bardziej wymagającą, ambitną literaturę. Dlatego ze swej strony gorąco polecam – jeśli wybieracie się na wakacje gdzieś nad wodę, doskonale byłoby zaopatrzyć się w tę powieść – i czekam na kolejne wznowienia dzieł Wellsa, bo warto je coraz przypominać.