Michał Lipka
-
PSY I KOTY
Na pierwszy rzut oka komiks ten wygląda jak bazgroły dzieci. Dzieci utalentowanych, ale jeszcze nie potrafiących zbytnio owego talentu ukierunkować. Jedynie kolorysta wydaje się profesjonalistą, który podkręca jakość całości. Ale to jedynie pozory. „Dog Man” to wynik stylizacji na infantylne dziełko, a zarazem naprawdę udana opowieść dla czytelników w najróżniejszym wieku. Coś, co śmieszy, wcale nie jest głupie i dostarcza dobrej, lekkiej i szybkiej w odbiorze rozrywki.
Zanim jednak przejdę do konkretów, kilka słów o fabule. Rzecz rozgrywa się właściwie na dwóch różnych płaszczyznach. Pierwsza, z którą mamy w zasadzie najmniej do czynienia, opowiada o dwóch chłopakach, uczniach piątej klasy, którzy tworzą komiks o przygodach Dog Mana. Tym razem, inspirowani szkolnymi lekturami, a przede wszystkim „Opowieścią o dwóch miastach”, postanawiają zrobić coś ambitniejszego.
A o czym traktuje owo ambitniejsze coś? Oto Dog Man odniósł sukces, pokonując wrogą rybę o imieniu Fifi i robi się o nim głośno w prasie. Szef wysyła go z ważnym zadaniem – by bronił uczonych, którzy mają badać mózg Fifiego. Ale czy to na pewno dobry pomysł, skro ryba jest zdechła, a nasz psi heros lubi się w takowych tarzać?
Tymczasem na horyzoncie pojawiają się kolejne problemy. Oto z więzienia Koci Kić ucieka Kot Pet. Powrót do jego tajnego laboratorium uświadamia mu, że w jego zbrodniczych planach przydałby się… asystent. Decyduje się więc sklonować samego siebie, problem w tym, że klon to dziecko, które musi dorosnąć. Zaczyna się szalony czas prób i… błędów.
„Dog Man” to seria komiksowa stworzona przez Dava Pilkeya, autora kultowego już, sfilmowanego nawet cyklu o przygodach Kapitana Majtasa. Kto pokochał przygody tamtego bohatera, koniecznie powinien poznać także ten cykl. Kto jednak nie zna swoistego opus magnum autora, powinien wiedzieć kilka rzeczy.
Przede wszystkim ważne jest to, że mamy tu do czynienia z szalona komedia pomyłek, gdzie prawa fizyki, sens, logiki i tym podobne elementy mogą występować… ale właściwie po co. Nie są one potrzebne do dobrej zabawy ani spójności opowieści. Bo weźmy głównego bohatera, powstałego z połączenia głowy psa i ciała policjanta, kiedy ciało tego pierwszego umierało, tak samo jak głowa drugiego i tylko taka operacja mogła ocalić obu. Motyw idiotyczny, jakby wzięty z jakiegoś taniego horroru z lat 80. albo z jakiegoś słabszego epizodu „Z archiwum X”, a jednak tu pasujący i nie budzący zastrzeżeń. I tak samo jest z każdym innym elementem, jaki znajdziecie w tej opowieści.
Całość miała być śmieszna i śmieszna jest. Odwołań do popkultury nie brakuje, co docenią nieco starsi odbiorcy. Ale i oni, i dzieci będą dobrze bawić się czytając kolejne przygody i żarty – tak słowne, jak i sytuacyjne. A wszystko to podane w sposób lekki, przyjemny i bardzo sympatyczny i uroczo zilustrowane. W sposób, jak już wspominałem, przypominający dziecięce bazgroły, ale jednocześnie udany, pasujący do całości i mający swój urok. Nawet jeśli nie będziecie do nich przekonani na pierwszy rzut oka, uwierzcie – szybko się to zmieni.
Podsumowując, warto po „Dog Mana” sięgnąć. Nie jest to wybitna seria, do historii komiksu także nie przejdzie, nie ma się co oszukiwać, jednak to kawał dobrej rozrywki. Dla miłośników „Kapitana Majtasa” seria ta to absolutne musisz to przeczytać, ale i nie zawiedzie się nikt kto szuka lekkiej, familijnej opowieści.