Ruda Recenzuje
-
Kiedy Elodie Winslow, młoda archiwistka z Londynu, odkrywa podniszczoną skórzaną torbę i stare zdjęcie przedstawiające portret pięknej kobiety, nie zdaje sobie sprawy, jak to odkrycie wpłynie na jej życie. Próbując ustalić pochodzenie i znaczenie tych przedmiotów, trafia na ślad mrocznych wydarzeń sprzed lat i poznaje skrywane dotąd sekrety jej rodziny.
Sięgając po „Córkę zegarmistrza” miałam bardzo duże oczekiwania. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z twórczością autorki, ale słyszałam o niej wiele dobrego i liczyłam, że po lekturze i ja będę mogła dołączyć do grona zachwyconych nią czytelniczek. Co więcej, opisywana historia kojarzyła mi się z literaturą kobiecą najwyższych lotów. Czy tym samym nie postawiłam autorce poprzeczki zbyt wysoko?
Muszę przyznać, że opowieść Morton zrobiła na mnie duże wrażenie i z wielką przyjemnością kolejno odkrywałam wszystkie jej zalety. Jednym z elementów, jakie spodobały mi się najbardziej, jest narracja dzielona między czasy współczesne oraz przeszłość kryjącą tajemnicze i mroczne wydarzenia, o czym koniecznie trzeba wspomnieć. Takie ukazanie wydarzeń pozwala spojrzeć na tę historię z różnych perspektyw, lepiej poznać bohaterów, postawić się na ich miejscu. A także utrzymuje zainteresowanie czytelnika i przykuwa jego uwagę, niespiesznie odkrywając przed nim coraz to nowe tajemnice i zapraszając go, by wyruszył ścieżką sekretnych wydarzeń i poczuł towarzyszące temu emocje.Sposób prowadzenia narracji sugeruje, że Morton posiada cenne pisarskie doświadczenie, a opowiadanie historii przychodzi jej z lekkością i niesie wiele satysfakcji. Zadziwiło mnie, jak umiejętnie poradziła sobie z przedstawieniem różnych aspektów swej opowieści, zgrabnie lawirując między poszczególnymi bohaterami, znajdując dla nich odpowiednie miejsce w tej historii i płynnie przechodząc od teraz do kiedyś. W „Córce zegarmistrza” każdy szczegół ma niebywałe znaczenie, a każdy z nich został przemyślany, dopracowany i dodany do reszty z wielką precyzją.
Jak już wspomniałam, głęboko wierzyłam, że w tym tytule odnajdę elementy charakterystyczne dla literatury kobiecej, ale tej najpiękniejszej, najmądrzejszej i najmocniej zapadającej w pamięć. O słuszności tego założenia przekonywałam się poznając okoliczności dramatycznych wydarzeń sprzed lat. Autorka stworzyła niebanalną i nieprzewidywalną opowieść, w której nic nie jest takie, jakie się wydaje, a w całość wpisują się różne odcienie szarości. Poznając ukrytą na stronach powieści prawdę, mamy niebywałą okazję obcować z egzotyczną mieszanką tematów, które choć pozornie mogą do siebie nie pasować, to jednak wspaniale się uzupełniają i nadają historii dojrzały, osobisty i nieco intymny charakter.
To jedna z tych powieści, które ciężko opisywać kierując się powszechnie przyjętymi kategoriami i kolejno je analizując. Złożoność tej historii, dbałość o szczegół, sposób, w jaki skłania do myślenia, wnioski, które zostają z nami po lekturze- to wszystko sprawia, że opowieść wywiera zupełnie inne, niemieszczące się w utartych schematach, refleksje. Najbardziej zależało mi, żeby poznać okoliczności wydarzeń sprzed lat, dowiedzieć się, jak doszło do morderstwa i ujawnić winnego. Tymczasem nie jestem pewna, czy więcej przyjemności z czytania nie dostarczyły mi jednak inne fragmenty- podróż śladem artystów, rodzinna bajka i niecodzienna legenda, zaklęte na wieki piękno.
„Córka zegarmistrza” to opowieść, która rozgrywa się niespiesznie, pozwalając czytelnikowi, by na spokojnie docenił to, co zostało w niej zawarte. Przemyślana w każdym szczególe, dopracowana od początku do samego końca, napisana pięknie i mądrze. To książka dość wymagająca, ale oferująca znacznie więcej niż szereg ukazujących się każdego dnia tak podobnych do siebie tytułów.