Literanka
-
Kiedyś trafiłam na informację, że w dziejach ludzkości było tylko kilka dni, w których na całym świecie panował pokój. Wojna jest ogromną tragedią, a jednak jej brutalność i bezwzględność, niszcząca siła towarzyszyła ludziom przez całe wieki. Również współcześnie wiele obszarów i miliony ludzi są dotknięte tym dramatem, który całkowicie niszczy podstawy egzystencji, nie pozwala normalnie żyć i rozwijać się, korzystać z dobrodziejstw bezpiecznego i spokojnego otoczenia. Są jednak ludzie, którzy chcą jeździć w miejsca niestabilne, narażać swoje życie, aby wprowadzać pokój, chronić ludność cywilną, zapobiegać zamachom, pomagać. O nich właśnie i o ich rodzinach jest reportaż Sylwii Winnik „Tylko przeżyć. Prawdziwe historie rodzin polskich żołnierzy”.
Świat wojny na misjach zagranicznych polskich żołnierzy jest zupełnie inny niż świat pokoju w Polsce, gdzie zostają ich rodziny. Te różnice są uderzające. Wyobrażam sobie, że bycie rodziną żołnierza zawodowego, który wyjeżdża w niebezpieczne rejony świata musi być katorgą. Codzienny niepokój o to, czy nic złego się nie stało, ciągła świadomość zagrożenia i często odcięcie od źródeł bieżących informacji musi być ekstremalnie stresujące. Do tego dochodzi obawa, że bliska, kochana osoba, po powrocie z wojennego piekła już nie będzie taka sama, będzie się zmagać z urazami psychicznymi spowodowanymi życiem w permanentnym stanie czujności i obaw o życie swoje i towarzyszy.
Relacje żołnierskie były dla mnie zaskakujące – szorstkie, pozbawione emocji, jednak zawsze pełne respektu wobec zagrożenia utratą życia. Skupienie na konieczności wykonania zadań zgodnie z procedurami, wzmożona i bezustanna koncentracja sprawiają, że mężczyźni na wojnie nie myślą o tym, co zostawili w domu. Poddawanie się takim refleksjom zgodnie traktują jako dodatkowe zagrożenie w miejscu, w którym każde obniżenie czujności może być zgubne. Z ich wypowiedzi przebija trochę przykra prawda, że są oni przede wszystkim żołnierzami, a dopiero potem mężami i ojcami. Możliwości rozwoju zawodowego w tak ekstremalnych warunkach przedkładają nad życie rodzinne.
Wniosek z lektury jest jeden – wyjazdy na misje zagraniczne w obszary ogarnięte wojną są sytuacjami trudnymi zarówno dla żołnierzy, jak też ich rodzin. Mimo wszystko mężczyźni decydują się na nie pchani chęcią sprawdzenia się w prawdziwych warunkach wojennych, chęcią zdobywania doświadczenia potrzebnego do obrony własnych rodzin, gdyby zaszła taka konieczność, a niektórzy ucieczką przed problemami życia codziennego czy patriotyzmem. W tym kontekście niezwykle smutny wydźwięk ma wypowiedź jednego z nastoletnich synów żołnierza, który stwierdził, że jego ojcu zależy wyłącznie na aspekcie finansowym i ucieczce od rodziny.
Relacje zebrane w książce są pozbawione patosu. Nie ma tu żadnej gloryfikacji, a tylko konkretna opowieść o tym trudnym zawodzie, profesjonalistach w swoim fachu, który wymaga wyzbycia się czułostkowości na rzecz lojalności i odpowiedzialności wobec żołnierskiej braci. Przede mną odkryła wiele tajemnic o rzeczywistości misji wojskowych, sposobie funkcjonowania dobrego żołnierza, skrajnym stresie, jakiego doświadczają ci ludzie, konsekwencjach mentalnych i zdrowotnych oraz tym, że po powrocie ci ludzie zostają sami ze swoimi traumami, a w indywidualnych przypadkach również kalectwem, gdyż nie ma instytucji ani procedur pozwalających zająć się nimi w takich sytuacjach.
Zwróciłam też uwagę na to, że cichymi bohaterkami zmagań wojennych są kobiety pozostające w domach swoich żołnierzy. To one samodzielnie ogarniają życie rodzinne, sprawy codzienne, wspierają swoich mężów, wyrozumiale i mądrze pomagają poradzić sobie z trudnymi wspomnieniami.
Co do samej książki, to mimo trudnej treści, czytało mi się ją łatwo i szybko. Dopełnieniem jest kilkanaście zdjęć z terenów objętych wojną, głównie sprzętu wojskowego lub ludności cywilnej, zwłaszcza dzieci. Nie jestem w stanie ocenić postawy żołnierzy i ich rodzin, bo to świat, który mnie kompletnie nie dotyczy, więc nie czuję się kompetentna. Warto po nią sięgnąć, bo otwiera oczy i przedstawia świat, który jest większości nam odległy (i oby taki pozostał).