Justyna
-
Krzysztof A. Zajas swoją nową powieścią „Wiatraki” otwiera Trylogię pomorską. Ani dorobek autora, ani też jego nazwisko nie było mi wcześniej znane, może gdzieś między innymi okładkami przewinął się „Oszpicyn”. Już na starcie miałam wysokie oczekiwania co do powieści, w natłoku nowości rzadko coś potrafi uwieść. Dlatego miłym zaskoczeniem okazał się fakt, że w trakcie lektury dochodzi się do wniosku, że Trylogia jest kompletna, pomysł na fabułę dawno skrojony, zostają jedynie kosmetyczne poprawki, a cała historia jest po prostu podzielona na części. Nie można zaprzeczyć stwierdzeniu, że to efektowne rozpoczęcie.
Głównymi bohaterami jest para policjantów, którzy nie tylko świetnie dogadują się w kryminalnym duecie, ale też na co dzień przyjaźnią się w bardzo specyficzny sposób. Choć przyjaźń rodziła się w bólach, a i ze współpracą było różnie, przyświeca im motto przewodnie Muszkieterów „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Gdy Lucek zostaje oddelegowany na konferencję na Pomorze, a przy tym wpada w niezłe tarapaty i ginie praktycznie bez śladu, Inspektor Krzycki rzuca wszystko by go odnaleźć, a przy okazji wspomóc lokalne śledztwo. Lucjan Bałyś i Andrzej Krzycki są znani czytelnikom z poprzedniego cyklu (Trylogii grobiańskiej). To taka dwójka, że nie sposób ich nie lubić. Czytelnik zostaje wprost zmuszony, żeby wybrać swojego ulubieńca, a trzeba przyznać że zajadle o to walczą.
Czego faktycznie w książce nie brakuje, to… trupów. Bo ten się ściele się gęsto. Nie są to jednak zwykłe zbrodnie, bo ich akcja osadzona jest na farmie wiatrowej. Na dodatek mocno związany jest z nimi lokalny polityczny światek. Sama akcja powieście jest niezwykle dynamiczna, sprzyja temu przenoszenie narracji i zmiana punktu widzenia. Mnóstwo tu pościgów czy bójek, które mocno wpisują się w klimat. Jedyne co odbiera wiarygodność całości to fakt gdy jeden drobny policjant rozprawia się z grupą dwunastu osiłków, z użyciem jedynie rąk i znajomością wschodniej sztuki walki.
Jedynym minusem okazał się wątek w obronie sądów i konstytucji. W lokalnym proteście nieprzewidzianie bierze udział Krzycki. Zrozumiałe jest dla mnie wplatanie do powieści współczesnych wątków, tylko czy akurat ta sytuacja jest aż tak ważna na kartach historii? A jeśli czytelnik stoi po drugiej stronie barykady?
„Wiatraki” dają nam ciekawą historię, niebanalne wątki oraz wyraziste postaci. Nie można zarzucić autorowi braku warsztatu i nieprzygotowania. Wprost genialne są opisy akcji czy detale. Odczuwalne jest, że nie było głównym celem Zajasa namieszanie w głowie czytelnikowi, a przekazanie kawał dobrze skrojonej historii, gdzie do kłębka prowadzi wiele sznurków, które są poplątane tylko trochę. Zaskoczenie rzeczywiście zaskakuje, jak na klasyka gatunku przystało. To naprawdę dobra rzecz i z wielką niecierpliwością wyczekuję kolejnych tomów.