Sylfana
-
Brudna trylogia o Hawanie to książka łącząca autobiografię z reportażem i dobrą literaturą obyczajową. To powieść pisana prostym językiem, ale jej lektura powoduje nieokreśloną ciężkość na sercu, gdyż opowiada o rzeczach trudnych, skrajnie ludzkich i emocjonujących. Jest trochę o Hawanie lat 90 – tych, w sumie to nawet nie trochę, a wyłącznie… a w niej bywa, wegetuje i próbuje żyć główny bohater, a zarazem autor tej zwykłej – niezwykłej historii.
Na początku przeraziła mnie odrobinę brutalność i dosadność językowa – Gutierrez nie owija w bawełnę, o sobie mówi rzeczowo, prosto i prawdziwie – ma świadomość swoich wad, ale także niedoskonałości ludzi, którymi się otacza. Wiele działań i zachowań można wytłumaczyć specyficzną sytuacją społeczno – gospodarczą Hawany, w której każdy, żeby przeżyć, musi działać na własną rękę. Gdy chodzi o przetrwanie i próbę godnego życia w tak skrajnie ekstremalnych warunkach, zaczynamy mieć do czynienia z rozluźnieniem ludzkich więzi, miłość, przyjaźń, a nawet nienawiść, zaczynają nabierać nowego, nieznanego dotąd wymiaru. Jak więc sam autor podchodzi do tak irracjonalnego świata, w którym głód i ubóstwo zaglądają człowiekowi w oczy? Bohater staje naprzeciw tego wszystkiego… i przyjmuje to wszystko na barki, bo właściwie nie ma innego wyjścia. Nie dość, że przyzwyczaja się do swojej sytuacji, to jeszcze zachowuje świadomość wizji normalnego, godnego życia. Balansuje między rzeczywistością i marzeniem, ale ani w jednej przestrzeni, ani w drugiej, nie zatraca się do końca.
Jego podejście do tak trudnych tematów śledzimy dzięki niebywałym zdolnościom opowiadania narratora. Narrator, czyli sam autor, w prostocie językowej odnajduje odpowiedni typ przekaźnika emocji. Pozornie wyprane z tychże emocji i odczuć historie, są nimi do granic możliwości przepełnione. Nie wiem, czy jest to zasługa samego autora, czy też dobrego tłumaczenia – jedno jest natomiast pewne – ta książka wciągnie was bez reszty.
Brutalizm językowy odzwierciedla oczywiście rzeczywistość zastaną książki – tematami podjętymi są już wcześniej wspomniane ubóstwo i nędzny krajobraz Hawany, ale także śmierć, seks wyuzdany z emocji, cierpienie pomieszane z namiętnością i ogromna, bezdenna samotność. W tym wszystkim jednak reportażysta potrafi podzielić się z czytelnikiem dozą specyficznego humoru, który trąci ironią, sarkazmem i niezgodą na świat.
Momentami można odnieść wrażenie, że autor ciągle pisze o tym samym – i właściwie jest to prawda – czy tego chce, czy nie, zaplątane w jego osobistą historię losy ludzkie są bardzo podobne, właściwie tożsame – smutne, nostalgiczne, przejawiające beznadziejność egzystencjonalną i niemą rozpacz. Najbardziej „kuje w oczy” pojawiający się właściwie na każdej stronie seks. Kobieta, jej prawdziwy wizerunek, nie ten wyidealizowany, jest przedmiotem rozważań narratora. Widać, że jest on wielbicielem kobiecego piękna w różnej postaci. Ma się wrażenie, że sama idea kobiecości w ogóle, niezwykle go podnieca i daje siłę do kontynuowania egzystencji. Można nawet powiedzieć, że najbardziej prymitywne i fizjologiczne potrzeby ludzkie wiodą prym w narracji Brudnej trylogii o Hawanie – chęć zaspokojenia głodu fizycznego, popędu seksualnego to podstawa – od tego w swoich rozważaniach wychodzi Gutierrez. Nie oznacza to jednak, że nie dotrzemy w książce do pasjonujących dialogów o prawdziwym życiu, ciekawych filozoficznych przemyśleń i głębokich wartości. Między wierszami to wszystko jest i chyba właśnie na tym polega specyficzność tego intymnego reportażu – na prostocie przekazu, który emanuje złożonością ludzkiej myśli. Genialna, wyjątkowa, specyficzna, brudna.. i brutalna – taka właśnie jest Brudna trylogia o Hawanie. Polecam gorąco, lektura obowiązkowa!