Joasiaaa
-
Andre Aciman, autor zekranizowanej, entuzjastycznie przyjętej przez czytelników na całym świecie powieści „Tamte dni, tamte noce”, która w ubiegłym 2018 roku zdobyła Oscara za najlepszy adaptowany film, przychodzi z zupełnie nową książką. Czy „Osiem białych nocy” zaintrygowało mnie na tyle, by sięgnąć po wcześniejsze powieści autora?
Historia rozpoczyna się w samym centrum mroźnego i zaśnieżonego Manhattanu, podczas bożonarodzeniowego balu, gdzie spotykają się na pozór zupełnie różne, niepasujące do siebie osobowości. Niespełna trzydziestoletni mężczyzna, główny bohater i narrator powieści, poznaje intrygującą kobietę Clarę. Nieznajoma wywołuje ogromne wrażenie na bohaterze. Podczas subtelnej rozmowy między dwojgiem bohaterów pojawia się dziwne, trudne do okiełznania napięcie, które z każdą kolejno przewiniętą stroną zauważalnie narasta.
W ciągu kolejnych siedmiu dni nieznajomi co wieczór spotykają w kinie, gdzie wspólnie oglądają francuskie filmy. Ich niekonwencjonalne i wysublimowane żarty, oczywiste tylko dla nich samych, inteligenckie rozmowy o poezji czy muzyce świadczą, że oboje pochodzą z bogatych rodzin i tym samym posiadają dość wysokie mniemanie o sobie.
Mimo wielu cech, które widocznie ich łączą, z łatwością wychwycić również można znaczne różnice w ich charakterze. Bohater, przedstawiony przez pryzmat nieudanych związków z innymi kobietami, jest wycofany, boi się podjąć jakąkolwiek inicjatywę, która popchnie go w ramiona ukochanej. Kilkukrotnie analizuje każde niewypowiedziane na głos zdanie, by nocą ubolewać nad swoją uczuciową nieporadnością.
To Clara przejmuje cechy zdecydowanego, zdolnego do poświęceń mężczyzny w tej znajomości. Kobieta nie boi się szczerych wyznań, jest odważna i bezkompromisowa. Ich pełna niedopowiedzeń i aluzji relacja, choć początkowo może wydawać się urocza i niesamowicie prawdziwa, z czasem zaczyna męczyć i porządnie zanudzać czytelnika. Pierwsze napięcie dość szybko przeradza się w pełną niedopowiedzeń i nieporozumień relację.
Książka pełna jest uczuciowych metafor i miłosnych alegorii, niejednoznacznych obrazów i niekonwencjonalnych przenośni. A wszystko to przedstawione jest w świątecznej, iście romantycznej atmosferze pełnej zimowych iluminacji, którą Aciman dość wyraźnie wykorzystał w swojej powieści. W mojej opinii jednak ten mocno metaforyczny charakter powieści zamiast zachęcać, jedynie oddala czytelnika od bohaterów i ich przed-miłosnego stanu. Całość staje się ciężka, przesadzona, zbyt filozoficzna, słowem – zdecydowanie nudna, by z prawdziwą przyjemnością zagłębiać się w miłosne dylematy bohaterów.
„Osiem białych nocy” wymaga nieustannego skupienia podczas lektury właśnie przez jej mocno metaforyczny wyraz. Chwila nieuwagi i czytelnik nie jest już w stanie znaleźć się w poznawanej historii, nie potrafi odróżnić literackiej rzeczywistości od fikcji zrodzonej w głowie głównego bohatera, który wciąż na nowo analizuje wewnętrzne piękno poznanej Clary. Zachwyca się imieniem dziewczyny, a nawet, o zgrozo, stanem jej uzębienia.W ogólnym rozrachunku filozoficzny charakter powieści okazał się dla mnie na tyle nieciekawy i ciężki, iż nie potrafiłam za jednym podejściem przebrnąć przez całą historię, tylko musiałam sobie ją co jakiś czas dawkować, by czasem podczas lektury niepostrzeżenie nie usnąć. Pierwsza próba obcowania z literaturą Andre Aciman’a okazała się kompletnym niepowodzeniem.