Airel
-
„Wikingowie. Najeźdźcy z morza” to książka z serii Kieszonkowa Historia, wydawanej przez wydawnictwo RM. Rzeczywiście, format książeczki i jej objętość zdecydowanie czynią ją kieszonkową. Zmieści się do większej kieszeni kurtki, można dorzucić ją do każdego bagażu.
Niewiele innych pozytywnych rzeczy mogę na jej temat powiedzieć.
Nie chcę odnosić się tutaj do przedstawionych informacji historycznych – nie czuję się kompetentna, żeby komentować treść książki merytorycznie; rozumiem też, że kieszonkowa historia wikingów musi zawierać niezbędne uproszczenia. Natomiast w książce nie podoba mi się nic – styl pisania, sposób podziału zawartych informacji oraz selekcja materiałów, a już szczególnie nie przypadło mi do gustu tłumaczenie. A przynajmniej tak sądzę, że tłumaczenie.
Najjaskrawszym przypadkiem tego, co wydaje mi się złym tłumaczeniem, jest poniższy opis wikińskiego miecza:
„Niektóre ostrza ozdabiano skręconymi żelaznymi drutami, a zdarzały się też na nich ozdobne napisy”.Myślałam nad tym zdaniem dłużej, niż należało, aż ostatecznie musiałam się skonsultować z osobami bardziej obeznanymi z budową broni oraz kulturą wikińską, żeby zrozumieć sens tego zdania. Nie wiem jak reszta czytelników, ale „ozdabianie skręconymi żelaznymi drutami” wyobraziłam sobie jako skręcenie żelaznych drutów i przyozdobienie nimi istniejącego już ostrza. Sensu w tym nie dostrzegłam za grosz, ale inna interpretacja tego zdania nie przychodzi mi na myśl nawet teraz, gdy rozumiem, co autor miał na myśli. Z pomocą przychodzi ilustracja, ale tylko jeśli czytelnik wie, czego szuka – przykład miecza na ilustracji obrazuje wspomniany ozdobny aspekt broni, ale podpis pod obrazkiem niczego nam niestety nie sugeruje. W zdaniu chodziło jednak nie o nakładanie drutów na przygotowane wcześniej ostrze, a o metodę wytwarzania samych ostrzy poprzez skuwanie skręconych ze sobą prętów. Różnica wydaje mi się znaczna.
W efekcie takiej pomyłki książka zupełnie mnie zniechęciła. Ta informacja od razu wydawała się nieprawdziwa, byłam też w stanie dowiedzieć się, co miała naprawdę przekazać. Ale jak w takim razie zaufać innym wiadomościom? Nie znając się na wikińskiej kulturze, mogę nie podejrzewać, że są błędne – a jeśli mam sprawdzać każde zdanie z niezależnymi źródłami, lektura tej książki mija się z celem.
Drugim moim problemem z książką było nieodparte wrażenie, że jest skrótem z dłuższego tekstu. Nieco podobnie wyglądają dla mnie streszczenia przygotowane przez uczniów – z danego fragmentu wybierają często jedno (teoretycznie najbardziej istotne) zdanie, i tak składają zdanie do zdania, nie zauważając, że kolejne fragmenty stoją do siebie w sprzeczności, odkąd zabrakło niezbędnych szczegółów. Tutaj na jednej stronie czytam, że islandzkie kodeksy stanowiły, że kobieta ubierająca się po męsku i nosząca broń może zostać wyjęta spod prawa. Na kolejnej stronie dowiadujemy się, że możemy sądzić, że niektóre kobiety były wojowniczkami. Oczywiście, te dwie informacje nie muszą się wykluczać (na przykład w drugiej w ogóle nie wiemy czy chodzi o wszystkie społeczeństwa wikingów, czy tylko o niektóre; nie wiemy też, czy islandzkie kodeksy tylko pozwalają wyjąć spod prawa, czy obligują do tego). Niemniej, pozbawione szerszego kontekstu, te informacje nie opowiadają żadnej spójnej historii. Może takiej spójności po prostu nie ma – ale to też wymagałoby pewnego wyjaśnienia.Książka ma niecałe 160 stron, ale męczyłam ją od pierwszej do ostatniej strony, a na dokładkę nie ufam żadnej pozyskanej stamtąd informacji. Zdecydowanie nie polecam. Myślę, że można znaleźć dużo ciekawsze (i lepiej napisane) książki na temat wikińskiej kultury i historii – może nie aż tak kieszonkowe w formacie, ale w tym wypadku format zupełnie nie rekompensuje mi czasu poświęconego na lekturę. Mogę mieć tylko nadzieję, że inne książki z serii Kieszonkowa Historia są lepsze – ale boję się sprawdzać.