MB
-
Recenzowana książka jest jednym z ośmiu tomów wchodzących w skład tzw. serii szetlandzkiej. Zasadniczo jest jej drugą częścią - pierwsza to "Czerń kruka". Dzisiejsza recenzja następuje z zachowaniem przeze mnie chronologii czytania i stąd na wstępie zaznaczę, iż książki można czytać niezależnie od siebie. Każda skrywa bowiem enigmę innego tragicznego wydarzenia, tudzież ich kumulacji, a tożsami są tylko bohaterowie wyspy. Ich losy są konsekwentnie realizowane w poszczególnych tomach, ale łatwo idzie się zorientować w zawiłościach owych relacji. Natomiast czytanie tom-po-tomie daje pewną drobną przyjemność zgłębiania powiązań łączących postacie ze sobą. W pewnym momencie złapałam się na tym, że po prostu zaczynam poszczególne postaci lubić lub nie. Konsekwentne czytanie ma zatem swoje nieskrywane plusy. Zresztą ową konsekwencję ułatwia fakt, że Wydawnictwo Czwarta Strona, czyli imprint Wydawnictwa Poznańskiego, dopiero publikuje poszczególne części serii szetlandzkiej i w tym momencie na rynku są dwa pierwsze tomy. Na trzeci przyjdzie nam poczekać kilka tygodni. Plus czytania serii z jednego wydawnictwa jest taki, że mamy podobną szatę graficzną, a przede wszystkim ten sam przekład. W tym przypadku za tłumaczenie odpowiada Sławomir Kędzierski.
Czytając książki czasami narażamy się na pewne analogie z tym, co już znamy, co już odłożyliśmy na półkę. Kilkakrotnie dawałam temu przykład, a uczynię to także i dzisiaj. Atmosfera wykreowana przez Cleeves "zalatywała" mi starymi, dobrymi książkami Kinga. Zasadnicza różnica to osadzenie w realiach, zatem brak jakichkolwiek fantastycznych uniesień Autorki. Cleeves to natomiast taki "przypadek", gdy wcale porównanie z mistrzem nie stawia Autorki w cieniu. Można wzorować się dobrze i konstruktywnie, i tak wg mnie uczyniła Cleeves. Zaznaczam, że wg mnie, albowiem nie mam żadnych dowodów na owo inspirowanie się Kingiem. Ot moje czytelnicze spostrzeżenia.
Urzekło mnie to, że Autorka dysponuje bardzo podobnym stylem do Kinga, którego szczerze wielbię. Jest w jej piórze smakowita prostota, daleka od infantylności, którą np. znajduję u Ziemińskiego w jego "Achai". Inną konotacją, którą odczułam podczas lektury to serial "Miasteczko Twin Peaks". Tam też zaczynało się od śmierci i potem wszystko już smakowało owym nieszczęściem. Sama czytelnicza droga do rozwikłania zagadki jest bardzo przyjemna, bez nachalnego stawiania odbiorcy w roli detektywa. Bardziej dajemy się ponieść fabule niż próbujemy stać się jej uczestnikiem. A wszystko to z udziałem doskonale wykreowanych mieszkańców wyspy. W serii szetlandzkiej wyraźnie wyczuwalne są trzy sfery, po których porusza się Autorka: pierwsza i wiodąca to bohaterowie - mieszkańcy wyspy; druga to mord i kwestia znalezienia winnego, a trzecia to natura/przyroda. Cleeves bardzo umiejętnie zachowuje swoistą surowość miejsca, a za nią zawsze idą pewne analogie z osobowościami bohaterów. Dba o pokazanie ich z autentycznej strony, bez wynaturzeń. Wszystko co dzieje się na wyspie mogłoby wydarzyć się za przysłowiową miedzą. Pikanterii dodaje natomiast fakt, że mamy do czynienia z nieliczną społecznością, w której każdy zna się z każdym, ludnością w głównej mierze rdzenną i nagle, wśród tych niewielu znajduje się ktoś zdolny do zabójstwa. W tle, zupełnie nieśmiało ale dumnie migocze przyroda. Uwielbiam skaliste wybrzeża, majestatyczne klify i surowy klimat. W prostocie jest pewne nieuchwytne piękno. Taka jest książka Cleeves.
P.S.
BBC emituje serial będący ekranizacją serii szetlandzkiej. Chętnie go obejrzę jako zwieńczenie przeczytania całej serii. Mnie Biel nocy, ale i Czerń kruka bardzo urzekły.